Oświadczenie lustracyjne M. Giertycha jest prawdziwe
Maciej Giertych złożył prawdziwe
oświadczenie lustracyjne, że nie był tajnym współpracownikiem
służb specjalnych PRL - orzekł Sąd Lustracyjny. Sąd
podkreślił zarazem, że Giertych spełnił niektóre warunki
pozwalające uznać kogoś za agenta - ale nie wszystkie, dlatego też
wyrok nie mógł być inny. Oznacza to, że nie ma żadnych przeszkód, by kandydat Ligi Polskich Rodzin startował w wyborach prezydenckich.
28.07.2005 | aktual.: 28.07.2005 17:10
Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy Rodzik, który wnosił, by sąd uznał prawdziwość oświadczenia Giertycha, powiedział, że nie będzie się odwoływał - wobec czego wyrok uprawomocni się. O wydanie takiego wyroku wnosiła też obrona (w tym mec. Piotr Rychłowski, adwokat Lwa Rywina) i sam Giertych.
W czwartek dwóch dawnych wysokich oficerów SB zeznało przed sądem, że w 1977 r. Giertych negatywnie odniósł się do propozycji SB pośredniczenia między SB a przebywającym na emigracji swym ojcem Jędrzejem, znanym działaczem narodowym. SB zaproponowała mu, by na podstawie materiałów od służb jego ojciec napisał o "stalinowskim zbrodniarzu sądowym" Stefanie Michniku (przyrodnim bracie Adama - przyp. red.), mieszkającym w Szwecji. SB chciała w ten sposób - w ramach operacji "Truteń", której akta nie zachowały się - skompromitować Komitet Obrony Robotników, w którym działał wtedy Adam Michnik.
Giertych po wizycie u ojca w Londynie odpowiedział SB, że nie będzie w niczym pośredniczył, a jak SB chce, to niech sama podrzuci te materiały jego ojcu. Przyznał zarazem, że w 1978 r. ojciec ostatecznie napisał w swym emigracyjnym piśmie "Opoka" artykuł, w którym wspomniał o Stefanie Michniku - ale nie na podstawie materiałów od SB, ale publikacji prasy emigracyjnej.
Zarówno płk Janusz Mazurek, który w 1977 r. dwa razy spotykał się z Maciejem Giertychem, jak i jego przełożony płk Sławomir Lipowski, zeznali, że nie pomógł on SB w tajnym zdobywaniu informacji, "jego postawa była negatywna", a z całej akcji "nic nie wyszło".
Nie można uznać, że Maciej Giertych nie zdawał sobie sprawy z tego, że SB chce wykorzystać jego ojca w określonych działaniach politycznych - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Mojkowska. Dodała, że SB wiedziała o krytycznym stosunku Giertychów do środowiska KOR. SB zależało na ludziach, którzy wywrą ujemny wpływ co do środowisk opozycyjnych - podkreśliła sędzia.
Według niej, w sprawie Giertycha są spełnione niektóre z pięciu przesłanek, które - występując jednocześnie - pozwalają sądowi uznać daną osobę za kłamcę lustracyjnego. Giertych wiedział bowiem, że kontaktują się z nim organa bezpieczeństwa państwa, miał świadomość kim są jego rozmówcy, a kontakty z nimi mają charakter tajny. Mojkowska podkreśliła, że przesłanka tajności nie byłaby spełniona, gdyby Giertych przestrzegł w 1977 r. Adama Michnika o akcji SB w celu jego kompromitacji.
Jednocześnie sąd podkreślił, że w sprawie Giertycha nie występują dwie pozostałe przesłanki: operacyjnego zdobywania informacji przez tajne służby od danej osoby oraz konkretnych działań tej osoby dla realizacji współpracy. Skoro nie spełniono wszystkich pięciu przesłanek jednocześnie, wyrok nie mógł być inny - tak brzmiała konkluzja ustnego uzasadnienia wyroku.
Giertych powiedział dziennikarzom, że jest zadowolony z treści wyroku; nie chciał zaś skomentować jego uzasadnienia. Sąd swoją oceną opiera na fakcie, że przekazano mi jakąś informację, ja ją przekazałem memu ojcu i przyniosłem odpowiedź odmowną - powiedział Giertych. Spytany, dlaczego w 1977 r. nie ostrzegł Adama Michnika, odparł, iż był on zawsze jego przeciwnikiem politycznym.
Prezes IPN Leon Kieres mówił w początkach lipca, że wiedza o aktach "Trutnia" nie była znana, gdy IPN przyznawał Giertychowi status pokrzywdzonego (status ten oznacza, że było się w PRL osobą inwigilowaną, a nie agentem).
Postępowanie lustracyjne przed sądem kończy się albo uznaniem prawdziwości oświadczenia danej osoby, albo uznaniem jej za "kłamcę lustracyjnego" - po takim prawomocnym wyroku będzie ona skreślona z listy kandydatów w wyborach.