PolskaOświadczenie lustracyjne b. wiceszefa MSWiA - prawdziwe

Oświadczenie lustracyjne b. wiceszefa MSWiA - prawdziwe

Tadeusz Nalewajk, b. wiceszef MSWiA w
rządzie Donalda Tuska, złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne o
tym, że nie był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL -
orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. O taki wyrok wnosił nie tylko
Nalewajk, ale także i pion lustracyjny IPN.

W poniedziałek sąd uwzględnił wniosek 52-letniego Nalewajka, który wystąpił o autolustrację zaraz po tym, jak w styczniu tego roku podał się do dymisji - oficjalnie motywowanej "względami osobistymi". Według "Gazety Wyborczej", powodem dymisji był "przeciek z IPN", czemu Instytut zaprzeczał.

Sąd uznał, że nie ma żadnych dowodów na "rzeczywistą współpracę" Nalewajka z kontrwywiadem wojska z lat 80., gdy po studiach odbywał on przymusową służbę wojskową. Sąd podkreślił, że niezależnie od wątpliwości, czy podpisał on zobowiązanie do współpracy czy nie, to nie można mówić, by ktoś był tajnym współpracownikiem na podstawie samego zapisu rejestracyjnego, bo Nalewajk nie przekazywał WSW żadnych informacji - co potwierdził w sądzie oficer kontrwywiadu ze sprawy.

Świadek ten, Edward R. zeznał, że w początkach 1982 r. - gdy "nastąpiło wzmożenie pozyskań" - wezwał Nalewajka, podchorążego rezerwy, by "wykorzystać go przy profilaktyce zabezpieczenia broni, amunicji i materiałów wybuchowych w jednostce saperów". Szczegółów rozmowy nie pamiętał, bo - jak zeznał - "ma nie bardzo dobrą pamięć" i dlatego nie mógł powiedzieć, czy Nalewajk podpisał wtedy zobowiązanie do współpracy, czy tylko zobowiązanie do zachowania ich rozmowy w tajemnicy.

Świadek przyznał, że zarejestrował go jako tajnego współpracownika, o czym go nie poinformował, bo "nie było takiego obowiązku". Podkreślił zarazem, że nigdy nie otrzymał od Nalewajka żadnych informacji, bo "unikał on spotkań" wobec czego "kontakt się urwał" i "żadnej współpracy nie było".

Uzasadniając wyrok, sędzia Przemysław Filipkowski oświadczył, że "sąd karny nie jest dobrym miejscem do ustalania prawdy historycznej", a orzeczenie sądu w sprawie lustracyjnej "nie zawsze będzie odpowiadało tej prawdzie".

Wyrok jest nieprawomocny, ale pion lustracyjny IPN zapewne nie będzie się odwoływał, bo jego prokurator wnosił o wydanie właśnie takiego wyroku.

Pytany po wyroku, czy wróci teraz do rządu, Nalewajk odparł, że chciałby, ale "nie jest to do niego pytanie". Dodał, że czuje wielką ulgę. Oświadczył, że ustąpił ze stanowiska, uznając, że "każdy wysoki urzędnik powinien być transparentny".

Zgodnie z obowiązującą ustawą lustracyjną, każdy kto czuje się pomówiony zarzutem o agenturalność, może wystąpić do odpowiedniego sądu okręgowego o orzeczenia co do prawdziwości oświadczenia zaprzeczającego związkom ze służbami PRL.

Osoby pełniące funkcje publiczne - jeśli urodziły się przed 1972 r. - muszą składać oświadczenia o ewentualnych związkach z tajnymi służbami PRL. Prawdziwość oświadczeń bada pion lustracyjny IPN oraz sądy. Osoba, wobec której sąd orzeka o fałszu w oświadczeniu, traci swą funkcję i na okres od 3 do 10 lat nie może pełnić urzędów publicznych. Osobom pełniącym funkcje nie pochodzące z wyborów za niezłożenie oświadczenia grozi utrata pełnionej funkcji. Ten, kto przyzna się do związków ze służbami PRL, nie traci automatycznie funkcji publicznej; decyzję podejmuje organ powołujący.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)