Ostrzelali cywilów, zginęło 6 osób - koniec głośnej sprawy
Kar od 5 do 12 lat więzienia zażądał prokurator wojskowy dla siedmiu oskarżonych o zbrodnię wojenną ostrzelania w 2007 r. wioski Nangar Khel w Afganistanie, gdzie zginęło sześć osób - w tym kobiety i dzieci. Z kolei obrońcy głównego oskarżonego chcą uniewinnienia ich klienta.
24.05.2011 | aktual.: 01.06.2011 10:27
We wtorek przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie dobiegł końca proces oskarżonych w tej sprawie. Prokurator płk Jakub Mytych uznał, że oskarżeni dopuścili się zarzuconych im czynów - łamiąc polskie prawo oraz konwencje: haską i genewską ostrzelali niebroniony obiekt cywilny. - Mieli taki zamiar i dostali taki rozkaz. Twierdzenie, że celowali gdzie indziej, jest linią obrony - uznał oskarżyciel.
Dla oskarżonych o zbrodnię wojenną zabójstwa cywili prokurator zażądał - 12 lat więzienia dla dowódcy grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), dla ppor. Łukasza Bywalca kary 10 lat więzienia, dla chor. Andrzeja Osieckiego - 12 lat więzienia, dla plut. Tomasza Borysiewicza - kary 10 lat więzienia, dla starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksy - po 8 lat więzienia, a dla st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego (jako jedyny nie ma zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu) - kary 5 lat.
Wobec wszystkich prokurator zażądał orzeczenia utraty praw publicznych na okres od 10 do 5 lat, a także orzeczenia nawiązek na PCK oraz zadośćuczynień za każdego z zabitych (każdy oskarżony miałby zapłacić po 80 tys. zł) i kilkutysięcznych zadośćuczynień za zranienie trzech kolejnych afgańskich cywili.
"Wykonywali rozkazy"
Szeregowcy oskarżeni ws. Nangar Khel wykonywali rozkazy, nie mieli świadomości, że są bezprawne, nie mieli zamiaru popełnienia zbrodni wojennej - mówili w sądzie ich obrońcy, wnosząc o uniewinnienie oskarżonych w tej sprawie.
Według przemawiających przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie adwokatów szeregowców Roberta Boksy, Jacka Janika i Damiana Ligockiego (zgadzają się na podawanie swych danych osobowych), żołnierze mieli przełożonych, którzy wydali określone polecenia, a ich zadaniem było je wykonywać. - Nie mieli świadomości, że rozkaz jest bezprawny, nie chcieli popełniać przestępstwa - mówił jeden z obrońców.
Adwokat Ligockiego podkreślił, że jego klient (który obsługiwał karabin maszynowy) specjalnie strzelał na prawo od wioski Nangar Khel - miało to stanowić pokaz siły i próbę wywołania reakcji ogniowej ze strony terrorystów, co pozwoliłoby innym ich "namierzyć". - Proces nie potwierdził, aby którakolwiek z ofiar zginęła w wyniku ostrzału z karabinu. Wiemy, że do tragedii doszło w wyniku wybuchu jednego granatu - podkreślił mecenas, który oświadczył, że Ligocki "nie splamił honoru munduru".
Zarazem adwokaci przypomnieli zeznanie b. dowódcy polskiego kontyngentu w Afganistanie - że polskie i amerykańskie rozpoznanie potwierdzało w tamtym czasie, iż "talibowie otrzymują wsparcie z wioski Nangar Khel i sąsiednich wiosek".
"Przepier... wioskę"
Również obrońcy głównego oskarżonego chcą uniewinnienia ich klienta. Adwokaci przekonywali sąd, że to podwładni kpt. Olgierda C. zrzucają na niego swoją winę za zabicie cywili i ostrzelanie niebronionego obiektu.
Według adwokata Adama Pacyny, kpt. Olgierd C. nigdy nie wydał rozkazu ostrzelania wioski niebędącej obiektem wojskowym. Przypomniał, że zeznający na procesie świadkowie mówili, iż przypisywany kpt. C. zwrot "przepier... wioskę" był rozumiany jako polecenie jej otoczenia i przeszukania - tak jak już wielokrotnie wcześniej robiono.
Drugi obrońca kpt. C., mec. Andrzej Kmieciak przekonywał sąd, że podwładni jego klienta "stworzyli wersję, według której to ich dowódca polecił strzelać do wiosek, a prokuratura tę wersję przyjęła". Zarazem podkreślił, że już po zdarzeniu ci żołnierze starali się zrzucić z siebie odpowiedzialność za tę zbrodnię. - Wyjaśnienia współoskarżonych są niespójne - zauważył adwokat.