Oskarżony w aferze gruntowej przyznał się do winy
Sąd nie zgodził się, by oskarżony w aferze
gruntowej Andrzej K. dobrowolnie poddał się karze. Z tej decyzji
cieszy się współoskarżony Piotr Ryba, według którego K. chciał w
ten sposób "wyślizgać się" z procesu.
10.09.2008 | aktual.: 10.09.2008 19:50
Ryba twierdzi że jest niewinny i że to K. wmanewrował go w całą sprawę, a teraz go obciąża. Nazwał go też "moderatorem akcji usunięcia wicepremiera polskiego rządu". Sam K. na razie milczy.
Sąd Rejonowy w Warszawie przyznał, że okoliczności czynu budzą wątpliwości i dlatego nie może uwzględnić tego wniosku. Prokurator sprzeciwił się wnioskowi Andrzeja K. i zażądał trzech lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata.
Z decyzji sądu cieszy się współoskarżony Piotr Ryba, według którego K. chciał w ten sposób "wyślizgać się" z procesu. Ryba twierdzi że jest niewinny i że to K. wmanewrował go w całą sprawę, a teraz go obciąża. Nazwał go też "moderatorem akcji usunięcia wicepremiera polskiego rządu". Sam K. na razie milczy.
W środę przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia ruszył proces w sprawie głośnej "afery gruntowej" w resorcie rolnictwa w 2007 r. Ryba i K. (nie zgadza się na podawanie nazwiska) są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie i oferowanie za 3 mln zł pomocy w odrolnieniu działki na Mazurach agentowi CBA udającemu biznesmena - za co grozi do ośmiu lat więzienia.
Mieli oni mówić agentom CBA, że konieczna będzie też łapówka dla wicepremiera Andrzeja Leppera. Krótko po akcji CBA w lipcu 2007 r. premier Jarosław Kaczyński zdymisjonował Leppera - co skończyło się rozpadem koalicji PiS-Samoobrona-LPR i nowymi wyborami. Lepper twierdzi, że akcję sfingowano, by go skompromitować i odwołać.
Na początku środowej rozprawy sąd oddalił wnioski obrony - która kwestionuje legalność akcji CBA - o zwrot sprawy prokuraturze i o spytanie Trybunału Konstytucyjnego o legalność stosowania przez CBA podsłuchów bez kontroli sądu. Sąd uwzględnił zaś wniosek o zwrócenie się do CBA by rozważyło odtajnienie części akt sprawy.
Po otwarciu przewodu sądowego prokurator Arkadiusz Dura odczytał akt oskarżenia.
Ryba nie przyznał się do winy i odmówił na razie wyjaśnień. Andrzej K. przyznał się zaś do zarzutu i złożył sądowi wniosek o dobrowolne poddanie się karze dwóch lat więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 72 tys. zł grzywny.
Prokurator sprzeciwił się, żądając trzech lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata i zwrotu połowy przyjętych od agenta CBA pieniędzy: 5 tys. zł. Ostatecznie obrona uzgodniła z prokuratorem, że K. poddałby się karze trzech lat w zawieszeniu na trzy lata.
Wnioskowi Andrzeja K. stanowczo sprzeciwiła się obrona Ryby. Naszym zdaniem w tej sprawie nic nie jest jasne na tyle, żeby można było bez rozprawy przyjąć winę pana K. i zakończyć sprawę na tym etapie - mówił mec. Mariusz Paplaczyk. Według niego, gdyby tylko Ryba miał być sądzony, cele procesu nie będą osiągnięte, a opinia publiczna zasługuje na pełne wyjaśnienie sprawy.
Ryba powiedział mediom, że K. chce się "wyślizgać" z procesu; nazwał go też "oślizgłym typem" oraz "moderatorem akcji usunięcia wicepremiera polskiego rządu". Dodał, że trudno mu nawet wysiedzieć na tej samej ławce, na której siedzi Andrzej K. Ujawnił, że akt oskarżenia opiera się na wyjaśnieniach K.
Ten człowiek został albo zmanipulowany, albo od początku w czymś uczestniczył - dodał Ryba. Pytanie tylko, w którym momencie i z jaką chęcią przyłączył się do tego, że doprowadził do upadku premiera RP Andrzeja Leppera - oświadczył.
K. za radą adwokata nie wypowiada się dla prasy. Jego obrońca mec. Robert Marciniak uważa słowa Ryby pod adresem jego klienta za "linię obrony", której nie chciał oceniać.
Prok. Dura nie chciał oceniać słów oskarżonego. Ocena materiału dowodowego należy do sądu - dodał, pytany czy ma mocne dowody.
Sąd oddalił wniosek K., argumentując, że na obecnym etapie nie można z całą stanowczością stwierdzić, że okoliczności czynu nie budzą wątpliwości. Jest to warunek dobrowolnego poddania się karze.
Dobrze się stało- mówili obrońcy Ryby. Do decyzji sądu odnoszę się z szacunkiem; to żadna klęska - komentował mec. Marciniak. Jego zdaniem, politycznymi aspektami sprawy powinna się zająć sejmowa komisja śledcza.
Przyznał on, że to jedna z niewielu spraw, gdzie jest_ tak ewidentna rozbieżność postaw oskarżonych, z których każdy przyjął jakąś linię obrony. Konflikt interesów jest od samego początku_ - dodał mec. Paplaczyk.
Sprawę odroczono do 1 października; tego dnia ma składać wyjaśnienia Andrzej K., mają też się stawić pierwsi świadkowie. 17 października mają zeznawać wiceszefowie CBA, a 4 listopada - Andrzej Lepper. Nie wiadomo jeszcze, kiedy ma zeznawać agent CBA o operacyjnym nazwisku "Andrzej Sosnowski", który jest świadkiem incognito.
Lepper w ogóle nie wiedział o sprawie odrolnienia - mówił Ryba w odczytanych przez sąd wyjaśnieniach ze śledztwa z lipca 2007 r. Ryba - który przedstawiał się jako "zaufany Leppera" - mówił, że nie rozmawiał z nim o odrolnieniu._ Nie miałbym odwagi_ - tłumaczył. Ujawnił, że podczas "brutalnych" przesłuchań w CBA po zatrzymaniu mówiono mu, że "będzie bezpieczny i czysty, jeśli obciąży Leppera", który "jest już skończony".
Ryba przyznawał, że na prośbę Andrzeja K. podjął się "pilotowania" sprawy odrolnienia ziemi. Zaznaczał w rozmowach z K., że "wszystko ma być zgodne z prawem". Twierdził, że nie podejrzewał, że coś może być niezgodne z prawem, m.in. dlatego, że K. nie ukrywał, iż pracował w UOP. Moja pomoc dla K. miała się sprowadzać do sprawdzania w ministerstwie rolnictwa, czy wniosek ma konieczne elementy do odrolnienia - wyjaśniał Ryba. Dlatego kilka razy pytał on wiceszefa resortu Macieja Jabłońskiego, czy akta są kompletne.
Według Ryby, K. proponował mu pieniądze i "padały kosmiczne sumy", ale on nie traktował tego poważnie i nigdy nie mówił mu, że oczekuje pieniędzy, bo uważał swą pomoc dla K. za "spłatę długu wdzięczności" wobec K. za załatwienie pracy.
Ryba przyznawał, że od 2001 r. znał Leppera, a w 2007 r. m.in. "przedstawiał mu życiorysy różnych osób pod kątem ich zatrudnienia" w spółkach, np. w radiu czy w TVP. Sam Ryba był wtedy kandydatem do rady nadzorczej TVP, ale dowiedział się od Janusza Maksymiuka, że "szuka się na mnie haków", o czym miał mówić wicepremier Przemysław Gosiewski. Miałem plan, że jak się nie dostanę do rady TVP, to postaram się do niej wsadzić K. - stwierdzał Ryba.
Ryba mówił też, że powiedział Lepperowi, iż działacz Samoobrony o nazwisku Borysiuk "robi interesy z klientem K." i próbuje "coś załatwiać". Lepper zdenerwował się i nie pozwolił na żadne załatwianie- wyjaśniał Ryba.
Oskarżeni "wpadli" w wyniku lipcowej akcji CBA, którą ma badać sejmowa komisja śledcza ds. nacisków. Szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że Biuro dostało wiarygodną informację, iż są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt za łapówkę. Agenci CBA podali się za biznesmenów zainteresowanych transakcją i negocjowali stawkę łapówki z Rybą i K. W końcowej fazie akcji doszło do przecieku. Lepper 6 lipca miał się spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał 3 mln zł dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy ich zatrzymano.
Przeciek bada stołeczna prokuratura. W związku ze sprawą funkcję szefa MSWiA stracił w sierpniu 2007 r. Janusz Kaczmarek, który ma zarzuty utrudniania wyjaśnienia przecieku, wraz z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i b. szefem PZU Jaromirem Netzlem.
Część prawników uważa, że CBA nie miała prawa fałszować dokumentacji. Śledztwo w sprawie legalności akcji prowadzi Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie. O przestępstwie zawiadomił wójt Mrągowa, który odkrył fałszerstwo dokumentów przez CBA. Kamiński podkreślał, że wszystkie sfałszowane dokumenty miały poważną wadę prawną, która uniemożliwiała wydanie decyzji o odrolnieniu.
Płocka prokuratura prowadzi zaś śledztwo z doniesienia Ryby, dotyczące domniemanego nakłaniania go przez CBA do składania fałszywych zeznań. Sprawa dotyczy propozycji wobec Ryby, iż po złożeniu obciążających zeznań wobec kilku osób (m.in. polityków Samoobrony, ale też SLD i PO) opuści on areszt. Ryba wyszedł z aresztu niedawno; areszt wobec Andrzeja K. uchylono w grudniu 2007 r. Media podawały, że ten b. oficer UOP mógł być od początku prowokatorem CBA.