Świat"Oskarżony o przestępstwa bezkarnie podróżuje po UE"

"Oskarżony o przestępstwa bezkarnie podróżuje po UE"

"Europejskim liderom brakuje jaj" - taką bezpardonową opinię wyraził w wywiadzie prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka. Trudno się jednak z nią spierać, skoro nawet najbardziej symboliczne restrykcje podjęte wobec jego reżimu przez Unię Europejską, po prostu nie działają. Objęty zakazem wjazdu na terytorium UE minister spraw wewnętrznych Białorusi Anatol Kulaszou odwiedził... Francję - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Aleh Barcewicz.

"Oskarżony o przestępstwa bezkarnie podróżuje po UE"
Źródło zdjęć: © PAP | Wojciech Pacewicz

W ubiegłym tygodniu Francję odwiedził minister spraw wewnętrznych Białorusi Anatol Kulaszou. Stał na czele białoruskiej delegacji zaproszonej do siedziby Interpolu w Lyonie. Techniczna wizyta, poświęcona międzynarodowej współpracy w walce z przestępczością, nie wzbudziłaby większego zainteresowania… gdyby nie fakt, że pan Kulaszou jest od roku objęty zakazem wjazdu na terytorium UE. I sam jest podejrzewany o popełnienie poważnych przestępstw.

Czarne dziury

Przypadek Kulaszowa nie jest odosobniony. Od wielu lat politycy UE i USA hucznie piętnują brutalną politykę obecnych władz Białorusi, a urzędnicy sporządzają „czarne listy”, skrupulatnie włączając do nich prominentnych przedstawicieli reżimu Łukaszenki. Jednak owe zakazy są nagminnie łamane. Białorusini z „czarnej listy” bez większych problemów podróżują do Europy i Ameryki – zarówno w celach służbowych jak i rekreacyjnych.

Były dyrektor państwowej telewizji – głównej tuby propagandowej Łukaszenki – Aleksander Zimouski odwiedzał Cypr i Portugalię. Poprzedni szef MSW Uładzimir Nawumau i zastępczyni szefa kancelarii prezydenta „do spraw ideologii” Natalia Pietkiewicz byli przyjmowani w USA. Wymieniam tylko przypadki, które w związku ze skandalem trafiały do mediów. Wielu z objętych zakazem urzędników nie ukrywa, że wielokrotnie, bez afiszowania się, podróżowali po "ziemiach zakazanych".

Oskarżony o tortury

Obecny szef MSW jest jednym z głównych twórców represji, które ogarnęły Białoruś po ostatniej kampanii prezydenckiej. Osobiście kierował brutalnym rozpędzeniem 40-tysięcznego wiecu w wieczór wyborczy. Aresztowano wtedy ponad 600 osób. Niebawem Anatol Kulaszou publicznie wziął na siebie całą odpowiedzialność za pacyfikację protestujących.

Główny milicjant Białorusi jest jednym z trzech oskarżonych (u boku Łukaszenki i szefa KGB) o popełnienie przestępstw, podpadających pod jurysdykcję międzynarodową, między innymi o torturowanie kandydatów na prezydenta Andreja Sannikowa, Alesia Michalewicza i Mikołę Statkiewicza. Na wniosek rodzin i ofiar represji sprawę wszczęła grupa prawników na czele z Williamem Bourdonem, który w przeszłości prowadził postępowania przeciwko Augusto Pinochetowi i Muammarowi Kaddafiemu.

Owa grupa domagała się od francuskiej prokuratury niezwłocznego zatrzymania przebywającego w Lyon szefa białoruskiego MSW. Po spędzeniu we Francji czterech dni Anatol Kulaszou bez problemu ją opuścił.

Spór o embargo

Kwestia skuteczności sankcji wobec reżimu Łukaszenki od dawna wzbudza kontrowersje zarówno na Zachodzie, jak i wewnątrz Białorusi. Po brutalnych represjach sprzed roku podawano pomysł wprowadzenia sankcji gospodarczych. Chodzi głównie o handel produktami naftowymi, który ten kraj prowadzi z Europą. Według różnych szacunków przetwarzanie taniej ropy z Rosji i sprzedawanie jej dalej na Zachód daje około połowy rocznych przychodów do białoruskiego budżetu.

W myśl zwolenników sankcji gospodarczych wprowadzenie embarga na produkty petrochemiczne pogrążyłoby reżim Łukaszenki w ciągu kilku miesięcy. Nie pozwala na to jednak brak konsensusu wewnątrz UE. Kraje, które bezpośrednio handlują z Mińskiem nie chcą ponosić kosztów finansowych takiego posunięcia. W grę wchodzi też ryzyko geopolityczne oraz moralne. Przeciwnicy embarga twierdzą, że wepchnie ono Łukaszenkę w sidła Rosji, natomiast koszty poniesie przede wszystkim naród białoruski.

Baćka lubi siłę

Z drugiej strony Łukaszenka, tak czy owak, po cichu wyprzedaje majątek państwowy Rosjanom, tylko po to, by znaleźć pieniądze na dokarmianie swojego reżimu. Ostatnio pod młotek poszedł koncern "Biełtransgaz" zajmujący się przesyłaniem gazu ziemnego – za 2,5 mld. dol. przejął go rosyjski "Gazprom". Czy zatem Zachód powinien mieć wyrzuty sumienia wobec zwykłych mieszkańców Białorusi, którzy mogą szczególnie odczuć skutki zdecydowanych sankcji? Wydaje się, że Białorusini nie mają już wiele do stracenia. Następstwa zeszłorocznego kryzysu gospodarczego były dla mich największym szokiem społecznym od czasu rozpadu Związku Radzieckiego.

. I ani Europa, ani USA nie mieli w powstaniu tego kryzysu żadnego udziału.

Faktem jest, że ulubionym argumentem Aleksandra Łukaszenki zawsze była siła. I tylko ten argument sam jest w stanie zrozumieć i nań reagować. Widmo zagrożenia poważnymi sankcjami gospodarczymi wcześniej czy później skłoniłoby pragmatycznego Baćkę do poluzowania aparatu represji i wypuszczenia na wolność więźniów politycznych.

Komu „brakuje jaj”

W ostatnim wywiadzie dla rosyjskiej stacji radiowej Łukaszenka rzucił: "europejskim liderom brakuje jaj. - I nawet Sarkozy’emu? On chyba ma – podpuścił rozmówcę dziennikarz. – Sarkozy’emu również – odparł „ostatni dyktator Europy”. Ironiczny los sprawił, aby krajem, który wkrótce odwiedził jeden z jego najbardziej gorliwych ministrów, stała się właśnie Francja.

– Wizyta szefa MSW we Francji jest policzkiem dla całej białoruskiej opozycji – mówi Źmicier Barodka, współpracownik przebywającego w więzieniu Andreja Sannikowa. Jak widać, sankcje w postaci niedziałających „czarnych list” otuchy Białorusinom nie dodają. Skoro w UE nie ma woli do działań bardziej zdecydowanych, to może te niby sankcje warto po prostu anulować? Żeby nie kompromitować się ani przed Łukaszenką, ani przed jego rywalami, ani przed całym społeczeństwem białoruskim.

Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
białoruśreżimaleh barcewicz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (161)