Osiem osób zginęło w Jerozolimie przez "heroiczny czyn"
Co najmniej osiem osób zginęło, a dziewięć zostało rannych w czwartek wieczorem, gdy palestyński zamachowiec wtargnął do szkoły religijnej Merkaz HaRaw w zachodniej Jerozolimie - podały izraelskie służby ratownicze. Radykalne palestyńskie ugrupowanie Hamas nazwało zamach "heroicznym czynem" i stwierdziło, że jest to odpowiedź na "zbrodnie" Izraela. Zagroziło również, że podobnych ataków będzie więcej.
07.03.2008 | aktual.: 28.12.2008 20:10
Przywódcy USA, ONZ oraz Francji i Niemiec zdecydowanie potępili ten pierwszy od czterech lat poważny zamach w Jerozolimie.
Z relacji świadków oraz policji wynika, że przebrany za ortodoksyjnego Żyda, uzbrojony mężczyzna wtargnął do biblioteki jesziwy Merkaz HaRaw w jerozolimskiej dzielnicy Kyriat Mosher i otworzył ogień z broni maszynowej oraz pistoletu do około 80 przebywających tam uczniów. Zabił ośmiu z nich, a dziewięciu ranił, w tym trzech ciężko.
Sprawca - Palestyńczyk z wschodniej, arabskiej części Jerozolimy - został postrzelony przez jednego ze studentów, a następnie zabity przez mieszkającego nieopodal oficera izraelskiej armii, który przybiegł na teren szkoły, zaalarmowany strzałami.
Po zamachu setki uczniów wyległy przed budynek szkoły, skandując hasło: "śmierć Arabom".
Należąca do radykalnego ugrupowania Hezbollah libańska telewizja Manar ogłosiła, że zamach zorganizowała nieznana wcześniej grupa, nazywająca się Męczennikami Imada Mugniyah i Gazy.
Mieszkańcy Strefy Gazy na wieść o ataku wyszli na ulice, strzelając z radości w powietrze. W meczetach odprawiano zaś dziękczynne modły - donosi agencja Associated Press.
Natomiast umiarkowany prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, który od chwili przejęcia przez Hamas kontroli nad Strefą Gazy sprawuje władzę jedynie w Zachodnim Brzegu, potępił czwartkowy zamach.
Jednak rzecznik izraelskiego rządu Mark Regew zauważył, że władze Autonomii muszą przeciwdziałać terrorystom, a nie jedynie piętnować ich działania. Ocenił również, że celebrujący ten zamach Palestyńczycy dowodzą, że są wrogami nie tylko Izraela, ale całej ludzkości.
W rozmowie telefonicznej z izraelskim przywódcą Ehudem Olmertem prezydent USA George W. Bush złożył kondolencje z powodu czwartkowego ataku oraz wyraził poparcie Stanów Zjednoczonych dla Izraela. Oświadczenie podobnej treści przesłała szefowej izraelskiego MSZ Cipi Livini amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice. Zdaniem Rice, dla tego barbarzyńskiego aktu nie może być żadnego usprawiedliwienia.
Dzień wcześniej Rice nakłoniła Abbasa do wznowienia rokowań pokojowych z Izraelem. Palestyński przywódca odstąpił od nich w niedzielę, protestując przeciwko ofensywie Izraela w Strefie Gazy. Tymczasem rzecznik izraelskiego MSZ oświadczył, że pomimo incydentu w Jerozolimie, rozmowy pokojowe będą kontynuowane.
Wyrazy potępienia nadeszły również od sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna, który - jak oznajmił jego rzecznik - obawia się, że akty przemocy i terroryzmu zablokują proces pokojowy między Izraelem a Palestyńczykami.
Atak potępili również szef MSZ Francji Bernard Kouchner oraz minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
Oenzetowscy dyplomaci ujawnili, że Rada Bezpieczeństwa ONZ spotka się w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego na nadzwyczajnym posiedzeniu, poświęconym m.in. zamachowi w Jerozolimie.