Opozycja straszy wyborczym blamażem. PiS rezygnuje z kluczowej zapowiedzi
Organizacja wyborów samorządowych może skończyć się blamażem - twierdzi opozycja. Współtwórca kodeksu wyborczego z PiS przyznaje Wirtualnej Polsce, że partia rządząca wycofa się z pomysłu kamer w komisjach wyborczych. Mimo że ich obecność w lokalach przewiduje ustawa samorządowa przygotowana na przełomie roku.
23.05.2018 | aktual.: 24.05.2018 09:09
O tym, że kamer w komisjach wyborczych z powodu wchodzącej lada dzień w życie unijnej reformy dotyczącej ochrony danych osobowych (RODO) nie będzie, jako pierwszy nieoficjalnie poinformował Tomasz Żółciak z "Dziennika Gazety Prawnej". Współtwórca kodeksu wyborczego, poseł PiS Łukasz Schreiber, potwierdza tę informację w rozmowie z Wirtualną Polską. Podczas gdy przewodniczący sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej poseł Andrzej Maciejewski wzywa do rychłego znowelizowania ustawy samorządowej połączonej z kodeksem wyborczym, nasz rozmówca z partii rządzącej nie widzi problemu.
- Nie wiem, co miałbym komentować. Nie ma w tej chwili planów nowelizacji ustawy samorządowej. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba, to nowelizacja będzie, na razie takiej potrzeby nie widzę - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Schreiber, współtwórca kodeksu wyborczego. Dodaje przy tym, że nie ma potrzeby nowelizowania kodeksu wyborczego wyłącznie z powodu RODO. Nasz rozmówca twierdzi, iż jest spokojny o przebieg i organizację wyborów samorządów i że "rozumie, że opozycja musi wymyślać jakieś tematy" (mimo iż zastrzeżenia zgłasza sam szef Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński, dawny przyjaciel braci Kaczyńskich, którego trudno oskarżać o związki z opozycją).
Polityk PiS mówi WP, że nie widzi potrzeby nowelizacji ustawy, a jednocześnie przyznaje nam, że PiS wycofa się z jednego z najważniejszych pomysłów w niej zawartych. - Kamer w lokalach wyborczych nie będzie? - pytamy Schreibera. - No tak, z powodu dyrektywy RODO - odpowiada nam poseł.
Warto podkreślić, iż RODO - unijny akt prawny o ochronie danych osobowych - ma przewagę nad prawem krajowym.
Każdy wiedział o problemie
- Ustawę samorządową przygotowali politycy PiS i to PiS ponosi za nią całkowitą odpowiedzialność. A ta ustawa powstała w kompletnym bałaganie i chaosie - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik PO Jan Grabiec.
W lipcu 2017 r. - jak przypomina "Gazeta Wyborcza" - Jarosław Kaczyński na kongresie PiS zapowiadał, że nowa ustawa samorządowa doprowadzi do tego, że wybory samorządowe - z którymi tak duży problem był w 2014 r. - będą tym razem przejrzyste i uczciwe. Jedną z gwarancji miały być kamery zainstalowane w każdej komisji wyborczej. Obraz z nich miał być dostępny on-line, ale... ostatecznie systemu monitoringu nie będzie. Taką możliwość - braku kamer w komisjach - sugerował w rozmowie z "GW" Wojciech Hermeliński. Szef Państwowej Komisji Wyborczej stwierdził, że nie dość, iż powodem są nowe uregulowania RODO, to jeszcze... nie będzie czasu na rozpisanie przetargu na kamery. - Nie da się tego zrobić w 1,5 miesiąca, nawet z wolnej ręki - dopowiada Jan Grabiec.
- Pamiętam, jak współtwórcy tej ustawy opowiadali, że z monitoringiem w komisjach i transmisją w Internecie nie będzie problemu, a przecież wszyscy wiedzieliśmy o RODO - mówi nam jeden z posłów PiS.
Jak wskazuje "DGP", ostatecznie żadne decyzje ws. ewentualnych zmian jednak nie zapadły. RODO wchodzi w życie już 25 maja, a kamery dalej są przewidziane w kodeksie wyborczym. A więc przepisy będą martwe. Organizacja wyborów - wszystko na to wskazuje - będzie niezgodna z nową ordynacją. I choć teoretycznie można będzie przeprowadzić wybory samorządowe bez wykorzystania monitoringu w komisjach wyborczych, już sam fakt, że PiS z tej zapowiedzi rezygnuje, jest dla partii rządzącej porażką.
- PiS przyjęło te przepisy zupełnie nie analizując tego, jak je wprowadzić w życie. Dodatkowo okazało się, że cały system back-upowania, instalacji, serwisowania kamer, to jest pół miliarda złotych - mówi Grabiec, dodając, że "brak kamer w komisjach to będzie wielki blamaż PiS".
Brakuje urzędników
Polityk wskazuje w rozmowie z WP na jeszcze ważniejszy problem: brak urzędników wyborczych. - PiS zlikwidowało dotychczasowy system i wprowadziło nowy, w wyniku którego nie można zrekrutować nowych urzędników wyborczych. Tych wyborów w oparciu o wprowadzone przez PiS limity urzędników wyborczych po prostu nie da się przeprowadzić. To będzie fikcja - mówi nam Grabiec. Rzecznikowi PO wtóruje sam szef Państwowej Komisji Wyborczej, który uważa, że "trzeba zmienić kryteria dla urzędników wyborczych, bo ich brakuje".
Uchwała Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 19 lutego 2018 r. wskazywała, że w gminach do 20 tysięcy mieszkańców urzędników wyborczych będzie dwóch. W gminach do 50 tysięcy mieszkańców miało być ich trzech, a w większych gminach dodatkowo po jednym urzędniku na każde 50 tysięcy mieszkańców (ale nie więcej niż w sumie siedmiu). Tyle że później - 26 kwietnia - przyjęto uchwałę zmieniająca uchwałę w sprawie określenia liczby, trybu i warunków powoływania urzędników wyborczych. PKW zmniejszyła liczbę urzędników wyborczych... do jednego w gminach do 50 tys. mieszkańców. W gminach do 200 tysięcy mieszkańców ma być dwóch urzędników, a w gminach powyżej 200 tysięcy - trzech.
- To absurdalne i najprawdopodobniej wynika z oszczędności narzuconych przez MSWiA - uważa Jan Grabiec.
Dyrektorzy delegatur Krajowego Biura Wyborczego w całej Polsce kilka miesięcy temu rozpoczęli przyjmowanie zgłoszeń od osób chcących pełnić funkcję urzędnika wyborczego. Pod koniec maja szef PKW przyznaje, że liczba zgłoszeń na dziś jest niewystarczająca do przeprowadzenia wyborów. Zapytaliśmy KBW, ile zgłoszeń przyjęto, czekamy na odpowiedź.
Wcześniej Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła pełną listę 100 osób, które 3 kwietnia zostały powołane na komisarzy wyborczych. Będą pełnić tę funkcję przez najbliższe pięć lat. Nabór na komisarzy wyborczych był prowadzony w lutym. W sumie do MSWiA wpłynęły 722 zgłoszenia od kandydatów na komisarzy.
"To się skończy katastrofą"
Pozostaje jeszcze pytanie - nawet jeśli PiS zdecydowałoby się znowelizować uchwalone przez większość sejmową prawo, to czy w tak krótkim czasie można to zrobić? Wszak zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego nie można wprowadzać istotnych zmian w prawie wyborczym na pół roku przed ich zarządzeniem przez premiera.
- To wszystko się skończy katastrofą. Tyle że PiS winę za nią zrzuci na samorządowców - uważa Jan Grabiec, dopowiadając, że lepiej wybory samorządowe byłoby przesunąć na wiosnę, niż nie potrafić przeprowadzić ich do końca jesienią. - To się nie ma prawa udać w tym kształcie. PiS albo się wycofa z części zapisów w ustawie, albo trzeba będzie przełożyć wybory na przyszły rok - konkluduje nasz rozmówca.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl