Opóźnienia pomocy dla Haiti zawinione przez USA?
W tydzień po trzęsieniu ziemi na Haiti pomoc nadchodzi z dużym opóźnieniem. Wini się za to niedostatek i zniszczenia infrastruktury w tym kraju, ale niektórzy krytykują też USA. Tymczasem władze Haiti ogłosiły wstępny bilans ofiar tragedii - zginęło 75 tys. ludzi, 250 tys. zostało rannych, 250 tys. znalazło się bez dachu nad głową.
19.01.2010 | aktual.: 19.01.2010 22:33
We wtorek 30 amerykańskich helikopterów rozprowadzało pomoc dla ofiar kataklizmu. Do tego dnia dostarczono 70 000 butelek wody, 130 000 posiłków i 124 namioty. W środę do akcji ma się włączyć dalszych 15 helikopterów.
W poniedziałek samoloty transportowe C-17 zrzuciły około 22 ton wody pitnej i żywności. Na zrzuty zdecydowano się po raz pierwszy wobec trudności dostaw drogą lądową.
Do połowy tygodnia na Haiti ma przybyć łącznie 10 000 żołnierzy amerykańskich do wsparcia transportów pomocy i w celu zapewnienia ich bezpieczeństwa.
Obserwatorzy zwracają jednak uwagę, że pomoc dociera cienkim strumieniem. Przez tydzień zmarło wielu ludzi zasypanych pod gruzami i rannych, których można by było uratować.
Oficjalnie akcją pomocy kieruje ONZ, ale zdaniem korespondentów "Wall Street Journal" z Haiti, "nie jest czasami jasne, kto właściwie rządzi: ONZ czy wojsko amerykańskie". Przekazują to też niektórzy korespondenci amerykańskich stacji telewizyjnych.
Eksperci wypowiadający się w telewizji skrytykowali administrację, że pomocą USA kieruje Departament Stanu, a nie Pentagon, który ma - ich zdaniem - lepsze przygotowanie logistyczne do tego zadania.
Niektóre rządy, np. Francji, i organizacje pomocowe, jak Lekarze bez Granic, skrytykowały USA, twierdząc, że wojsko amerykańskie powoduje zatory na lotnisku w Port-au-Prince, blokując lądowanie tam samolotów z pomocą z innych krajów.
Przedstawiciel Lekarzy bez Granic Benoit Leduc powiedział, że "setki osób" zmarło, ponieważ pięciu samolotom organizacji nie zezwolono na lądowanie i skierowano je do Dominikany.
Rzecznik armii USA na Haiti kapitan John Kirby odrzucił te zarzuty, przypominając, że lotnisko jest małe i ma tylko jeden pas startowy, na którym normalnie lądowało kilkanaście samolotów dziennie, a obecnie ląduje ich około 70.
"Wall Street Journal" zwraca jednak uwagę, że armia USA niechętnie puszcza transporty z lotniska do zniszczonego miasta bez eskorty, nalegając, że trzeba im zapewnić bezpieczeństwo.
Tymczasem wielu korespondentów relacjonuje, że doniesienia o napadach, chaosie przy dostawach pomocy i przemocy po trzęsieniu ziemi są przesadzone.
"Przedstawiciele rządu USA powołują się na względy bezpieczeństwa, wstrzymując pomoc. Jednak zespół lekarzy z Kuby widziano w poniedziałek, jak leczył setki pacjentów bez żadnej ochrony wojskowej - nie widziano w pobliżu żadnego żołnierza ani broni palnej" - pisze "Wall Street Journal".