Opłaty za prąd w szpitalach są nielegalne
Nie Narodowy Fundusz Zdrowia, nie minister zdrowia, ale... Urząd Regulacji Energetyki zajął się problemami pacjentów w szpitalach. Chodzi o cieszące się złą sławą opłaty za prąd, które placówki pobierają od chorych. Bo jak na razie za podładowanie komórki, laptopa czy słuchanie przenośnego radia trzeba słono płacić!
Zdaniem kontrolerów z URE to nie jest legalne, bo prądem handlować może tylko firma, która ma na to koncesję. A szpitale koncesji na handel prądem nie mają.
Ale nic sobie z tego nie robią. I żeby podratować własny budżet, zdzierają z pacjentów pieniądze za korzystanie z gniazdek. Ile? W szpitalu miejskim w Rudzie Śląskiej każdy przyjmowany pacjent, jeśli ma przy sobie komórkę albo inne urządzenie elektryczne, musi płacić ryczałtem 12,20 zł za prawo do korzystania z gniazdka. To bardzo dużo! Przecież miesięczne wydatki za prąd na osobę w przeciętnym gospodarstwie domowym to granice 30-35 złotych! A w szpitalu rzadko kiedy jesteśmy dłużej niż kilka dni i nie mamy tam ze sobą pralki, kuchenki elektrycznej czy telewizora.
Na szczęście w obronie pacjentów staje URE. Choć sam urząd nie jest organem kontrolnym dla szpitali, to jednak eksperci od prawa energetycznego nie mają wątpliwości, że szpital nie może handlować prądem. – W myśl prawa energetycznego, uzyskania koncesji wymaga m.in. wykonywanie działalności gospodarczej w zakresie obrotu energią - wylicza Agnieszka Głośniewska z URE.
Rzecznik Praw Pacjenta skierowała już sprawę do Ministerstwa Zdrowia i czeka na opinię. – Nie zostawimy tej sprawy. Gdy będę miała komplet dokumentów, wystąpię do organów założycielskich szpitali z informacją, że takie działania są nieprawidłowe – mówi rzecznik dla mediów i dodaje, że to samorządy do których należą szpitale powinny zająć się wyjaśnieniem sprawy i zadbać o wyciągnięcie ewentualnych konsekwencji.
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl:
Kasia Kopacz wychodzi za mąż! Zięciem pani minister będzie...