Opiekun tragicznej wycieczki pod Rysami chce poddać się karze
Mirosław Sz., nauczyciel geografii i opiekun wycieczki tyskich licealistów, których w styczniu 2003 roku porwała lawina pod Rysami, zabijając osiem osób, chce się dobrowolnie poddać karze.
01.03.2006 | aktual.: 01.03.2006 14:04
Przed Sądem Okręgowym w Katowicach rozpoczął się ponowny proces w sprawie tego najtragiczniejszego w historii polskich Tatr wypadku.
Decyzję swoją przemyślałem i zgodnie z własnym sumieniem jestem skłonny dobrowolnie poddać się wyrokowi - oświadczył po odczytaniu przez prokuratora zarzutów Mirosław Sz., który w pierwszym procesie nie przyznał się do winy.
Obrońca Sz., mec. Marek Lesiak, wyjaśnił dziennikarzom, że jego klient przyznaje się do zaniedbań, które w konsekwencji doprowadziły do tragedii. Chodzi m.in. o wyprowadzenie podopiecznych w niebezpieczny rejon, bez przewodnika. Nie przyznaje się natomiast do podcięcia lawiny, co zarzucała mu prokuratura. Tego zarzutu oskarżyciela nie podzielił także sąd.
Obrona proponuje, by sąd wymierzył Sz. karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery i zakazał mu prowadzenia wycieczek. Lesiak przyznał, że decyzja o poddaniu się karze wynika z ograniczonych możliwości obrony. Sąd Apelacyjny w Katowicach, który w listopadzie nakazał ponowne przeprowadzenie procesu, zobowiązał bowiem sąd okręgowy do przyjęcia konkretnej kwalifikacji prawnej czynu zarzucanego oskarżonemu. Chodzi o sprowadzenie niebezpieczeństwa, którego skutkiem była śmierć uczestników wycieczki.
Wyrok de facto został ustalony przez sąd apelacyjny, dlatego po konsultacji z klientem doszliśmy do wniosku, że w tej konkretnej sytuacji trzeba i należy tak właśnie postąpić (...) Pan Sz. sobie uświadomił, że nie dopełnił obowiązków, co do których był zobowiązany prawem - powiedział dziennikarzom mec. Lesiak.
Na poddanie się karze muszą się zgodzić rodziny ofiar, prokuratura i sąd, wtedy wyrok zapadnie bardzo szybko. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stanie.
Zgadzam się z tym wnioskiem, tylko szkoda, że został złożony tak późno. Minęły trzy lata - powiedział Andrzej Matyśkiewicz, który w lawinie stracił dwóch synów. Dla niego najważniejsze jest jasne wskazanie, jakiego przewinienia dopuścił się oskarżony. Dopiero w ślad za tym powinien iść wyrok, który to przewinienie oceni w sposób sprawiedliwy - powiedział.
Jesteśmy nieco zaskoczeni, ale bardzo pozytywnie przyjmujemy inicjatywę dobrowolnego poddania się karze - powiedziała po rozprawie prokurator Małgorzata Ciężkowska-Gabryś. Dodała, że jeżeli sąd wymierzy oskarżonemu taką karę, o jaką wnioskowała w pierwszym procesie, prokuratura będzie usatysfakcjonowana.
Oskarżyciel chciał, by sąd skazał Sz. na dwa lata więzienia w zwieszeniu na cztery i dodatkowo zobowiązał go do powstrzymania się od kierowania wycieczkami i prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie organizowania turystyki.
W marcu ubiegłego roku katowicki sąd okręgowy skazał Sz. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Sąd I instancji uznał, że nie da się udowodnić, by opiekun i uczestnicy wyprawy sami podcięli lawinę, a więc nie można mówić o związku przyczynowym między śmiercią uczestników wycieczki a zachowaniem oskarżonego. Wyrok zaskarżyła prokuratura. W listopadzie ub.r. Sąd Apelacyjny w Katowicach go uchylił. Sąd odwoławczy uznał, że istnieje związek między zaniedbaniami, jakich dopuścił się oskarżony, a śmiercią uczestników wyprawy. To zaś powinno mieć wpływ na kwalifikację zarzucanego Sz. przestępstwa, a w konsekwencji na wymiar kary. Zgodnie ze wskazaniami sądu apelacyjnego, w drugim procesie Mirosław Sz. odpowiada za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, którego następstwem była śmierć uczestników wycieczki. Może za to grozić od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Sąd apelacyjny podkreślił, że nie można przypisać Sz. odpowiedzialności za nieumyślne doprowadzenie do zejścia lawiny, wynika to z opinii biegłych. Jednakże - uznał sąd apelacyjny - sprowadzenia niebezpieczeństwa nie można w tym przypadku ograniczyć do możliwości podcięcia lawiny, bo jest nim już samo poprowadzenie kogoś w niebezpieczny rejon.
Lawina, która 28 stycznia 2003 roku zabrała pod Rysami wycieczkę z Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion", działającego przy I LO w Tychach, zabiła ośmiu z 13 uczestników wycieczki. Czoło lawiny załamało lód na Czarnym Stawie i pogrzebało w nim większość ofiar. Poszukiwanie ciał trwało do 17 czerwca.