Oni odeszli, ale dobro nigdy nie umiera
Odeszli. Ale dobro, które zostawili tu na ziemi, zostanie w naszej pamięci. O Marii Kaczyńskiej nie zapomni rodzina chorego chłopca. Dzieci z hospicjum o Januszu Kochanowskim.
16.04.2010 | aktual.: 16.04.2010 14:46
Jaś, trzylatek z Lublina chory na mukowiscydozę, był jednym z ostatnich gości w Pałacu Prezydenckim przed sobotnią tragedią. To dzięki prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu jego mama Madina, pochodząca z Białorusi, ma dziś polskie obywatelstwo i może korzystać z pełni praw w naszym kraju. Jaś bukiecikiem stokrotek podziękował pani prezydentowej za ten piękny prezent.
- To było niezwykłe spotkanie. Maria Kaczyńska wzięła chłopczyka na ręce i czule przytuliła. Potem jeszcze kilka razy do niego wracała. Tyle ciepła potrafiła podarować każdemu człowiekowi - wspomina dziś ze wzruszeniem Józef Husarz, wiceprezes stowarzyszenia "Wspólne Korzenie"i lubelski urzędnik. Był obecny na piątkowym spotkaniu w Pałacu Prezydenckim razem z rodziną małego Jasia i grupą Polaków ze Wschodu, którzy przyjechali do Lublina na święta wielkanocne.
On sam także dostał prezent od prezydenta, który w obliczu ostatnich wydarzeń zyskał nowe znaczenie. To Srebrny Krzyż Zasługi za działalność na rzecz pomocy Polakom na Wschodzie i budowania relacji międzysąsiedzkich. Odznaczenie wręczyła mu małżonka Lecha Kaczyńskiego podczas piątkowej wizyty w stolicy.
- Brakuje mi słów, żeby opisać, co czuję. Byłem taki zaskoczony i szczęśliwy, że uhonorowano mnie za moją działalność. A dzień później wydarzyła się ta tragedia i odznaczenie stało się czymś więcej niż tylko medalem. Stało się motywacją do dalszych działań w hołdzie prezydentowi - podkreśla Józef Husarz.
Podobne przemyślenia towarzyszą dziś dr. Andrzejowi Gorgolowi, prawnikowi i pracownikowi UMCS. W marcu tego roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce oraz za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej. Przyjmował je z rąk samego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Była okazja do osobistego z nim spotkania.
- Było to dla mnie szczególne wyróżnienie, bo prezydent poświęcił swój czas właśnie dla nas, odznaczonych. Moi koledzy otrzymywali wcześniej takie medale z rąk ministra Stasiaka. Tym bardziej więc czuję się dziś zobowiązany do tego, by kontynuować działalność dla dobra Polski i sprostać wymaganiom, jakie nakłada na mnie prezydenckie odznaczenie - mówi dr Andrzej Gorgol.
Na zawsze zapamięta spotkanie z Lechem Kczyńskim, który okazał się zupełnie inną osobą niż sobie wyobrażał. - Media pokazywały go w nieprawdziwym świetle. Proszę sobie wyobrazić, że był to sympatyczny, dowcipny mężczyzna. Wiele osób po tym spotkaniu było tak zauroczonych osobą prezydenta, że zdecydowali się nawet na niego głosować - wspomina Andrzej Gorgol.
Z kolei uczniom I LO im. ks. A.J. Czartoryskiego w Puławach prezydent podczas ubiegłorocznej wizyty na Lubelszczyźnie dał jedyną w swoim rodzaju lekcję wiedzy o społeczeństwie. Lekcję, którą zapamiętają na zawsze.
- Mówił o roli Parlamentu Europejskiego, o tym, że warto być odpowiedzialnym i głosować w wyborach powszechnych. Te słowa zapadły głęboko w serca naszej młodzieży. Jestem pewna, że wszyscy wezmą udział w zbliżających się wyborach - podkreśla Agnieszka Janicka, nauczycielka historii i WOS w puławskim liceum.
Zmarłemu w sobotniej katastrofie lotniczej Andrzejowi Przewoźnikowi, sekretarzowi Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, lubelskie stowarzyszenie Rodzina Katyńska zawdzięcza m.in. pomnik przy ul. Głębokiej upamiętniający mord w Katyniu sprzed 70 lat.
- Gdyby nie pomoc finansowa Andrzeja Przewoźnika, pomnika do dziś pewnie by nie było. To zawdzięczają mu lublinianie. A cała Polska może mu dziękować za cmentarze na Wschodzie i tabliczki z nazwiskami ofiar, o które walczył pomimo piętrzących się trudności - opowiada Danuta Malonowa, prezes lubelskiej Rodziny Katyńskiej.
Jak wiele troski i zaangażowania wykazywał wobec nieuleczalnie chorych dzieci zmarły w sobotę rzecznik praw obywatelskich, pamięta doskonale o. Filip Buczyński, prezes Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia w Lublinie. To Janusz Kochanowski zaproponował wprowadzenie Karty praw dziecka śmiertelnie chorego w domu, która miała chronić maluchy przed bólem i zapewnić im niezbędną pomoc.
- Zainteresowanie rzecznika opieką paliatywną i sytuacją polskich hospicjów, w tym też lubelskiego, było ogromne, wręcz wzruszające. Robił co mógł, by chorym dzieciom godniej się umierało, a rodzicom lepiej się przez to cierpienie przechodziło - wspomina o. Filip Buczkowski.