Omarosa ma taśmy i nie waha się ich użyć. Kolejna zdrada w administracji Trumpa
Wieloletnia faworytka Donalda Trumpa nagrywała wszystkich w Białym Domu, ujawniając chaotyczne kulisy pracy dla prezydenta. A przy okazji wywołała kolejny kryzys w administracji i naraziła się na gniew
Były rzecznik prasowy Białego Domu Anthony Scaramucci narzekał po swoim zwolnieniu - wytrzymał na stanowisku jedynie 11 dni - że Waszyngton jest pełny ludzi wzajemnie wbijających sobie noże w plecy, podczas gdy on woli zadawać ciosy z przodu. Jak się okazuje, miał rację; nigdzie wbijanie noży w plecy nie odbywało się tak publicznie i z taką intensywnością, jak w Białym Domu Donalda Trumpa.
Prezydenta zdradzali już (jak również sami byli zdradzani) m.in. jego główny doradca Steve Bannon, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego gen. Michael Flynn, sekretarz stanu Rex Tillerson, a nawet jego wieloletni osobisty prawnik Michael Cohen. Od prawie tygodnia Waszyngton żyje sączonymi powoli opowieściami innej zdrajczyni, Omarosy Manigault-Newman.
Omarosa to z zawodu celebrytka i wieloletnia faworytka Trumpa, wielokrotnie występująca w prowadzonym przez niego reality-show "The Apprentice". W Białym Domu pełniła rolę dyrektora ds. komunikacji w Urzędzie Łącznika Publicznego, dopóki w styczniu 2018 została zwolniona w dramatycznych okolicznościach. Teraz - po przerwie na występ w "Big Brotherze" - wydała nową książkę "Unhinged" ("Odklejony") o realiach pracy dla Trumpa.
Sama książka wnosi niewiele nowego do naszej wiedzy o administracji. W wielu punktach, jak również w swojej tezie, powtarza to, co wcześniej opisał dziennikarz Michael Wolff w "Ogniu i Furii": prowadzony przez Trumpa Biały Dom jest pogrążonym w chaosie siedliskiem żmij, zaś sam prezydent jest absolutnie niekompetentny, niestabiliny, odklejony od rzeczywistości, a jego zdolności intelektualne stale się pogarszają. Trump regularnie poniża swoich podwładnych i ma dużo brudu za uszami. W jednym z dziwniejszych fragmentów Omarosa opisuje, jak widziała prezydenta jedzącego tajna notkę napisaną mu przez prawnika Michaela Cohena.
Taśma z zakazanym słowem
Szybko jednak okazało się, że książka była dla Omarosy jedynie sposobem na to, by znów zabłysnąć w swoim ulubionym medium: telewizji. To właśnie tam, w kolejnych wywiadach w największych kanałach, zaczęła serwować swoje największe hity: taśmy z Białego Domu. Podobnie jak wcześniej jego prawnik Michael Cohen, także i Omarosa regularnie nagrywała swoje rozmowy z prezydentem i innymi urzędnikami. Te opublikowane dotąd nagrania co prawda nie zawierały szokujących szczegółów. Jedno z nich to zapis telefonicznej rozmowy z Trumpem, podczas której prezydent udaje, że nic nie wiedział o jej zwolnieniu i zwala winę na swój personel. Na innym słychać generała Johna Kelly'ego, szefa personelu Białego Domu, który informuje Omarosę o jej zwolnieniu. Co jednak najbardziej zaskakujące, to fakt, że ta druga rozmowa miała odbyć się w "Situation Room", najlepiej zabezpieczonym miejscu (także przed podsłuchami) w kompleksie Białego Domu.
Najwięcej zamieszania wywołała jednak sugestia istnienia innej taśmy: tej, na której Trump miał użyć słowa "nigger" ("czarnuch"), rasistowskiego zwrotu absolutnie zakazanego w amerykańskim dyskursie publicznym. Według Omarosy, Trump miał go użyć na planie programu "The Apprentice". Manigault, która w książce stwierdziła jedynie, że usłyszała o istnieniu takiego nagrania od innej osoby, teraz przysięga, że słyszała je na własne uszy. Dla potwierdzenia swoich słów wypuściła jeszcze jeden zapis nagranej rozmowy z byłą rzeczniczką Trumpa Katriną Pierson, podczas której obie kobiety dyskutują sprawę taśmy.
Święty gniew Donalda Trumpa
Amerykańskie media do sprawy podeszły ambiwalentnie. Z jednej strony, jej rewelacjom poświęca się godziny czasu antenowego. Z drugiej, niemal za każdym razem podkreśla się jej niewiarygodność. Będąc uczestniczką programu Trumpa, miliony Amerykanów zapamiętały ją jako bezwstydną oportunistkę i manipulatorkę, znaną z intryg i spisków. Jak stwierdził konserwatywny publicysta "New York Timesa" Bret Stephens, Omarosa to "być może jedyna osoba w Białym Domu mniej wiarygodna od obecnego prezydenta".
Jej zdrada wystarczyła jednak, by wywołać furię prezydenta i jego otoczenia. W ciągu ostatnich czterech dni Trump poświęcił jej aż 9 wpisów na Twitterze, nazywając ją "świrniętą Omarosą", głupią, nieudaczniczką, mętem, a nawet "psem". Wyjaśnił, że zatrudnił ją w Białym Domu, bo go o to błagała i trzymał ją tam, mimo że nie przychodziła do pracy, spóźniała się na spotkania, a jej koledzy wyrażali się o niej jak najgorzej.
"Kiedy generał Kelly dołączył do zespołu, powiedział mi, że ona jest nieudaczniczką i źródłem problemów. Powiedziałem mu, żeby, o ile to możliwe, spróbował z nią współpracować, bo mówiła o mnie tylko WSPANIAŁE rzeczy - dopóki nie została zwolniona" - napisał w jednym z tweetów.
"Kiedy próbujesz dać świerniętej, zapłakanej męcie trochę wytchnienia i dajesz jej pracę w Białym Domu, to po prostu nie skończyło się dobrze. Generał Kelly wykonał dobrą robotę szybko wywalając tego psa" - dodał w ostatnim wpisie na ten temat.
Popłoch w Białym Domu
Według doniesień mediów, sprawa taśm Omarosy wywołała nie tylko wściekłość prezydenta, ale i paraliż w całej administracji.
- Ludzie są przerażeni... absolutnie przerażeni - powiedział jeden z byłych doradców Trumpa portalowi Politico.
Przerażenie wynika oczywiście z obawy przed ujawnieniem kolejnych taśm. Bo jak wyjaśnia Sam Nunberg, inny cytowany przez inny członek kręgu zaufanych ludzi Trumpa pismu "Vanity Fair", nagrywanie rozmów jest powszechną praktyką w Białym Domu.
- Ludzie go nagrywają po pierwsze dlatego, że on zawsze opowiadał o tym, jak sam nagrywa ludzi. A po drugie ze względu na jego niestabilne zachowanie i niezdolność do mówienia prawdy. Daje zgodę na robienie czegoś tylko po to, by później pytać cię dlaczego to zrobiłeś - powiedział były doradca Trumpa. - To nazywa się chronienie własnego tyłka - podsumował.
Zobacz także: Historica: Bitwa Warszawska 1920 r.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl