Oleśnica. Poważny problem, niepoważna akcja [OPINIA]
Akcja Grzegorza Brauna w szpitalu w Oleśnicy nie służy obronie życia, ani tym bardziej poważnej debacie - moralnej i prawnej - na temat tego, co naprawdę wydarzyło się w tamtym miejscu. To polityczna gra, której jedynym celem jest to, by o kandydacie na prezydenta było głośno, gra tragedią, która realnie zaszkodzi, a nie pomoże ochronie życia - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zacznę od kilku prostych deklaracji. Mam radykalnie odmienne stanowisko wobec aborcji, a już szczególnie aborcji w dziewiątym miesiącu ciąży, do jakiej doszło w szpitalu w Oleśnicy, niż dr Gizela Jagielska. I chodzi nie tylko o to, że jestem przeciwnikiem aborcji, że uważam ją za czyn moralnie zły, ale także o to, że moim (ale nie tylko moim) zdaniem, nie było również żadnych przesłanek prawnych (ani tym bardziej moralnych), by aborcję w dziewiątym miesiącu ciąży usprawiedliwić.
Istotnym pytaniem moralnym jest zaś kwestia, czy to w ogóle była aborcja, a nie eugeniczna eutanazja przeprowadzona na pacjencie, który miał szansę przeżycia i funkcjonowania. Te kwestie są absolutnie kluczowe, i wbrew opiniom polityków obecnej koalicji, trzeba o nich rozmawiać.
Polskie prawo broni nienarodzonego
Dlaczego? Bo tak się składa, że to, co wydarzyło się w szpitalu w Oleśnicy - to znaczy aborcja dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży z powodu wrodzonej łamliwości kości, nie da się usprawiedliwić prawnie. Trybunał Konstytucyjny - a nikt tej decyzji nie zanegował prawnie - zakazał aborcji eugenicznej (czy też embriopatologicznej), ale nawet gdyby nie była ona zakazana, to i tak według poprzednich przepisów, zakazana jest aborcja od momentu, gdy płód (dziecko) jest w stanie samodzielnie przeżyć poza organizmem matki. Ten wyjątek nie wchodzi więc w grę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Grzegorz Braun gra z PiS? "Będzie chciał to na coś przekuć"
I dlatego argumentacja prawna jest obecnie inna, a ta aborcja miała być usprawiedliwiona zagrożeniem dla życia i zdrowia matki, jakim była ciąża. Polskie prawo rzeczywiście w takiej sytuacji nie formułuje terminu, do których przerwanie ciąży jest możliwe.
Istnieje jednak praktyka prawna i medyczna, którą mocno i jednoznacznie przypominają lekarze z Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
Stanowi ona, że "gdy płód osiągnął już zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki, przerwanie ciąży powinno być dokonane w sposób, który umożliwia także jego uratowanie, np. przez indukowanie wcześniejszego porodu lub wykonanie cesarskiego cięcia. Innymi słowy, po osiągnięciu przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki i po zaistnieniu przesłanki w postaci zagrożenia życia lub zdrowia matki, zabieg przerwania ciąży, jakkolwiek legalny, nie może polegać na celowym uśmierceniu płodu" - przypominają w liście skierowanym do minister zdrowia lekarze z Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
Ich stanowisko z perspektywy polskiego prawa, także prawa medycznego, jest zaś absolutnie oczywiste. Aborcja jest według niego dopuszczalna, ale w wyjątkowych sytuacjach, a lekarz jest zobowiązany do troski nie tylko o dobrostan czy zdrowie matki (choć one są istotne), ale także do troski o życie drugiego pacjenta, jakim - także wedle polskiego prawa - jest płód (człowiek w organizmie kobiety).
Polskie prawo nie traktuje nienarodzonego jako tkanki, ale jako podmiot prawa.
Aborcja czy eutanazja noworodka
To, co jasne z perspektywy prawnej, jest jeszcze jaśniejsze z perspektywy moralnej. I jak się zdaje, nie trzeba być przeciwnikiem aborcji w ogóle, by do dostrzec. Warto bowiem sobie zadać pytanie, jaka jest istotna moralnie różnica między dzieckiem w dziewiątym miesiącu rozwoju w macicy matki, a tym samym dzieckiem dzień później poza nią? Jeśli drugiego nie możemy zabić zastrzykiem w serce (a przypominam, że wedle polskiego prawa nie wolno), to dlaczego dzień wcześniej, bo dziecko jeszcze się nie urodziło, można?
Czy tak istotne jest miejsce pobytu dziecka - w organizmie matki albo poza nim, i to w sytuacji, gdy ciąże można zakończyć w sposób bezpieczny dla matki i dla dziecka? To są kluczowe pytania.
Nie ma też w tym wypadku tragicznego konfliktu wartości (choć jest sytuacja trudna dla rodziców), a nie ma go, bo aby mówić o moralnym tragizmie musi zachodzić konflikt równoważnych wartości. Nie jest to jednak ta sytuacja. Tu z jednej strony mamy dobrostan psychiczny matki, a nawet jej zdrowie psychiczne, które są niewątpliwie wartością, ale z drugiej fundamentalne prawo do życia dziecka, które jest już na etapie rozwoju umożliwiającym przeżycie.
Jedna z tych wartości, także wedle polskiego prawa jest ważniejsza, i w procesie ważenia racji wygrywa. Jeśli jednak uważamy, że jest to wybór tragiczny, to dlaczego odmawiamy rodzicom dziecka już po urodzeniu (kilka minut po nim), by także wtedy mogli poprosić o zastrzyk w serce uśmiercający ich dziecko? Z perspektywy moralnej i bardzo późna aborcja i bardzo wczesna eutanazja mają takie samo znaczenie moralne. Jeśli odrzucamy jedno, powinniśmy także - z czystej konsekwencji - odrzucić drugie.
Niedopuszczalne działanie Brauna
A powiedziawszy to wszystko przechodzę teraz do oceny - moralnej i politycznej - działania Grzegorza Brauna. Jego ataku na lekarkę i akcji w szpitalu w Oleśnicy nie da się także usprawiedliwić, ani moralnie, ani prawnie, ani nawet politycznie.
Warto bowiem zadać pytanie, co swoim działaniem chciał osiągnąć polityk? Jeśli wyjaśnić sprawę, to są liczne sposoby, by to zrobić. Można zgłosić rzecz do prokuratury (dodajmy, że sprawa się toczy), można wesprzeć lekarzy, którzy domagają się wyjaśnień, można o tym mówić w przestrzeni publicznej.
Wtargnięcie do szpitala, zatrzymanie lekarki w trakcie pracy, zadyma - w niczym nie pomoże wyjaśnieniu tej sprawy. Braun musiał wiedzieć, że poza medialnym szumem nic nie wskóra, bo wskórać nie może.
Myślący, racjonalny polityk musiał też mieć świadomość, że jego działanie nie tylko nie przybliży nas do poważnej debaty, a może nawet wyroku sądowego w tej sprawie, ale nas od niej oddali. Dlaczego? Bo ten model działania wywołuje agresję, złość i wściekłość, wcale nie tylko zwolenników aborcji, ale wszystkich, którzy uważają - słusznie - że wciąganie bezpieczeństwa pacjentów w szpitalu w walkę polityczną - jest niedopuszczalne.
Efektem więc takiego działania będzie wzrost niechęci do obrońców życia, którzy nie są w stanie uszanować życia i zdrowia pacjentek szpitala, którzy nie chcą i nie potrafią artykułować swoich argumentów inaczej, niż przez robienie zadymy w miejscu, które powinno być spokojne.
Ale są też inne powody, dla których nie da się usprawiedliwić działania Brauna. Szpitale nie są miejscem na partyjne happeningi, a poważny moralny i prawny spór, a także tragedia zarówno matki, jak i dziecka, z całą pewnością nie powinny być rozgrywane na potrzeby kampanii wyborczej człowieka, który z konserwatywnych i chrześcijańskich wartości robi raczej parodię, niż rzeczywiście ich broni.
I dlatego nie ma możliwości innej oceny tej akcji, niż negatywna. Braun zrobił sobie kampanię, ale sprawie obrony życia, a nawet debaty nad jej prawnymi aspektami, zaszkodził. Nie pierwszy zresztą, i zapewne nie ostatni raz.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".