Smutny obraz polskiej debaty [OPINIA]
Debata wyborcza Telewizji Republika to było smutne widowisko. Wina za to nie leży jednak w medium, które je zorganizowało, ale w tym, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy od polityków - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ten tekst powinien się zacząć od wskazania zwycięzców. I zrobię to, choć mam poczucie, że wielkiego sensu to nie ma, bo i tak ogromna większość widzów tej debaty - i każdej innej - jest przekonana, że wygrał ich kandydat (niezależnie od tego, kto nim jest), że on wypadł najlepiej. I rzeczywiście akurat w tej debacie główni kandydaci wypadli nieźle.
Powody do zadowolenia ma Karol Nawrocki, który wypadł dobrze, Szymon Hołownia został nawet pochwalony przez Krzysztofa Stanowskiego, bo "ma jaja" i przyszedł na debatę do niechętnej mu telewizji (a ja dodałbym, że to on był najbardziej atakowany przez innych kandydatów), a Adrian Zandberg pokazał ogromną merytoryczność. Krzysztof Stanowski też wypadł lepiej i bardziej dowcipnie niż w debatach poprzednich, a Sławomir Mentzen - jak mantrę - powtarzał, że trzeba głosować na niego, a to z pewnością zostanie zapamiętane. Grzegorz Braun dostał trybunę do głoszenia swoich poglądów i robił to, jak zwykle. Był w stanie potępić nawet "żydokomunę". Jednym słowem zadowoleni mogą być niemal wszyscy kandydaci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Debata bez oznaczenia sztabu. "Doceniam poczucie humoru i absurd"
Kategorie i podium
Jeśli miałbym ustawić ich w jakiejś kolejności, to miejsca na podium w kategorii merytoryczności zajęliby: Adrian Zandberg, Szymon Hołownia i Joanna Senyszyn.
Medialnie prowadził (i nie jest zaskoczenie) Szymon Hołownia, ale nieźle wypadł też Karol Nawrocki, a i Grzegorz Braun pokazał, że umie być zwierzęciem medialnym (piszę to bez satysfakcji, bo swoje zdolności w debacie wykorzystywał do snucia antysemickich i antyukraińskich teorii spiskowych).
Jeśli chodzi o skuteczność to politycznie (choć medialnie to było akurat słabe) wygrał Sławomir Mentzen, który nieustannie powtarzał, że trzeba głosować na niego, a poczucie humoru najlepsze miał Krzysztof Stanowski, ale i Joanna Senyszyn była w tej kategorii niezła.
Odpowiedź nie na pytanie
Jednym słowem każdy ugrał swoje. A co wynika z tego dla Polaków? Niewiele. Obraz, jaki wyłonił się z tej dyskusji, nie był dobry. Zobaczyliśmy ważniejszych kandydatów (bez Rafała Trzaskowskiego) i z ich ust mogliśmy usłyszeć więcej na temat tego, jak postrzegają oni lęki Polaków, niż jak widzą nasz kraj. Pytania nikomu nie przeszkadzały, i nawet, gdy dotyczyły one konkretnych problemów (wprowadzenia euro, bezpieczeństwa Polski czy służby zdrowia), to i tak odpowiedzi zazwyczaj dotyczyły zupełnie czego innego.
Karol Nawrocki, pytany o armię i bezpieczeństwo, mówił o konieczności stworzenia ośrodków deportacji nielegalnych migrantów, a gdy miał mówić o euro - opowiadał o dworcach w Świeciu.
Artur Bartoszewicz, gdy zapytano go o euro, mówił, że trzeba naprawić demografię i doprowadzić do tego, by Polaków było 46 milionów. Grzegorz Braun zaś potępiał żydokomunę i sprzeciwiał się ukrainizacji Polski przy niemal każdym pytaniu. A gdy Sławomir Mentzen usłyszał pytanie o zgwałconą przez wujka kobietę z niepełnosprawnością, zaczął opowiadać o nielegalnych migrantach, którzy gwałcą kobiety.
Merytoryki w związku z tym było w tych opowieściach niewiele. Owszem, Adrian Zandberg próbował ją wprowadzać, czasem błysnął konceptem Szymon Hołownia (choć czasem płynął w sposób przesadnie medialny), ale najtrafniej merytoryczność tej debaty podsumował Krzysztof Stanowski, gdy zauważył, że kwestia opieki zdrowotnej nie jest w kompetencjach prezydenta, i w związku z tym inni kandydaci opowiadają ludziom bajki. I niestety nie dotyczyło to tylko tej odpowiedzi, ale i wielu innych.
Tam, gdzie przypadkowo zdarzyło się kandydatom odpowiadać na pytanie, i tak często mówili o działaniach, których prezydent w polskiej rzeczywistości generalnie nie robi.
Obraz lęków Polaków
Jeszcze groźniejszy był obraz lęków, jakie politycy zebrani w studiu Telewizji Republika przypisują wyborcom. Czego mamy się lękać?
Tu zgodni byli Grzegorz Braun, Artur Bartoszewicz, Sławomir Mentzen i - mniej otwarcie - Karol Nawrocki: Ukraińców, LGBTQ+ i - rzecz jasna - migrantów. Marek Jakubiak mniej chętnie potępiał Ukraińców, ale pod pozostałymi elementami podpisywał się również, a Grzegorz Braun i jak się zdaje Marek Woch do listy lęków dodali jeszcze Żydów (przez Wocha określanych zastępczym mianem Fenicjan). Niezależnie od tego, o czym mówili ci kandydaci, jak mantra wracali do tych samych haseł (bo nawet trudno uznać to za programy).
Straszyć, ostrzegać, opowiadać bajki...
I może by mnie to wszystko nie martwiło, gdyby nie fakt, że nasze geopolityczne okienko właśnie się zamyka, że za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, a Władimir Putin - rozzuchwalony przez Donalda Trumpa - może atakować kolejne kraje.
Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jakie będą skutki gospodarcze polityki ceł prezydenta USA ani tym bardziej, co przyniesie nam globalne ocieplenie, czy ruchy migracyjne (których prezydent RP wbrew zapewnieniom zatrzymać nie może).
Jest też faktem, że zmianie ulega polska rzeczywistość, bo ze społeczeństwa monoetnicznego stajemy się wieloetnicznym.
To wszystko są wyzwania, z którymi prezydent będzie musiał się zmierzyć. Zmierzyć, a nie zapewnić, że je zatrzyma albo rozwiąże. Owszem, było w tej debacie kilku kandydatów, którzy takie podejście prezentowali, ale… większość straszyła, ostrzegała, opowiadała bajki. Zamiast mierzyć się z niełatwą rzeczywistością.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".