Oleksy: boję się zadzwonić do Kwaśniewskiej
Józef Oleksy, opisując swoje uczucia, mówi o bezsilności. Jeśli ten oszalały Gudzowaty mówi o 300 godzinach nagrań i 35 osobach, to zadaję sobie pytanie, dlaczego akurat mnie wydobyto z tego tłumu? Nagrywanie i ujawnianie treści prywatnej rozmowy jest draństwem. No i przykro mi, że największy ostracyzm spotkał mnie ze strony własnego środowiska politycznego. Aleksander Kwaśniewski nazwał mnie zdrajcą - powiedział Józef Oleksy w rozmowie z "Super Expressem".
04.04.2007 | aktual.: 04.04.2007 08:00
"Super Express": Rozmawiał pan po wszystkim z Kwaśniewskim?
Józef Oleksy: Nie. Nagrałem mu się i po raz kolejny przeprosiłem. Na spokojną rozmowę jest za wcześnie.
A jego małżonkę pan przeprosił?
- Nie. Jeśli chodzi o Jolantę Kwaśniewską, to jest mi ogromnie wstyd.
Zadzwonił pan?
- Boję się. Pani prezydentowa jest impulsywna i mogłoby mnie coś spotkać.
Ale kiedyś na siebie traficie. Co wtedy?
- Pewnie będę uciekał przed jej wzrokiem, w końcu zdobędę się na odpowiedni gest. Mam dla niej wielki szacunek i nie chciałem jej zrobić przykrości.
W SLD mówią: "Józek jest niezatapialny. Dostaje po głowie i się podnosi". Jak pan znosił oskarżenia o szpiegostwo, kłamstwo lustracyjne, działalność w sekcie?
- Na początku człowiek bije się z myślami i pyta: dlaczego ja? Potem jest rachunek sumienia. Jeśli wypada na plus, przychodzi wola walki.
Dużo się pije?
- Różnie. Najwięcej piłem przy sprawie Milczanowskiego. Co wieczór szła butelka whisky.
Sam pan pił?
- Nigdy nie pije w samotności.
- To dramat. Moja żona straszliwie się wszystkim przejmuje. Podobnie dzieci. Może powinienem zniknąć im z oczu... Jestem dla nich źródłem jakiegoś nieszczęścia, oni nieustannie cierpią z mojego powodu. Z drugiej strony to rodzina zmusza mnie, by się otrząsnąć i zachować twarz. Inaczej w domu byłby cmentarz. (PAP)