Olejniczak: potrzebna jest alternatywa
Po całych miesiącach ataków na Lewicę i Demokratów, na lewicę szczególnie, na SLD przez rok, bardzo wielu polityków, nie zostawiało suchej nitki na nas. Okazało się, że jednak wyborcy nie dali się zwieźć - uznali, że lewica jest potrzebna, że potrzebna jest alternatywa. Dostaliśmy bardzo dużo głosów - przekonywał w "Salonie Politycznym Trójki" Wojciech Olejniczak, lider SLD.
16.11.2006 | aktual.: 16.11.2006 15:15
Michał Karnowski: Co kombinuje Marek Borowski? Co kombinuje całe SLD? Co zrobi z tym głosami, które mogą być kluczem do zwycięstwa w Warszawie?
Wojciech Olejniczak: Kluczem dzisiaj dla dobrego funkcjonowania Warszawy i my nad tym się dzisiaj zastanawiały, to jest w interesie wszystkich warszawiaków, na tym nad też bardzo zależy, lewicy i demokratom, aby w Warszawie były rządy stabilne, aby Warszawa była przewidywalna, tolerancyjna, by Warszawa rozwijała się potrzebna jest większość w radzie. I dzisiaj mamy trzy bloki: PiS, PO i SLD-SDPL Lewica i Demokraci. I jest pytanie tak naprawdę dla PO, czy podtrzymuje opinię Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO, że w Warszawie trzeba odsunąć od władzy PiS.
Albo, że można rządzić samodzielnie, co ostatnio słyszymy.
- Nie można rządzić samodzielnie, bo nie ma się większości.
27 - brakuje czterech. Może da się kupić? W poprzedniej kadencji PiS przeciągnęło na swoją stronę kilku posłów i kilku radnych i to pomogło.
- To ja życzę powodzenia każdemu, kto by chciał kupić mandaty, bo przecież wiemy, czym to się zawsze kończy.
Czy dobrze rozumiem tę ofertę, że porozumiejmy się co do koalicji w radzie miasta. Wtedy poprzemy Hannę Gronkiewicz-Waltz?
- Tak. Dla nas jest ważne, aby Warszawa była miastem rządzonym w sposób stabilny. I Warszawa musi mieć radę miasta, która będzie miała i dzielnice.
Pytam o tę koalicję. To jest żądanie?
- Nie. To nie jest żądanie. My pokazujemy, że jesteśmy gotowi do rozmów na temat przyszłości Warszawy. Żeby była dobra przyszłość Warszawy, musi być koalicja.
Ale jak brzmi w takim razie ta oferta do PO?
- Dzisiaj konstytuują się kluby radnych. Konstytuuje się klub radnych również Lewicy i Demokratów. I wszystkie kluby, nowo wybrani przewodniczący tych trzech klubów muszą usiąść i zastanowić się, jak ułożyć Radę Warszawy, by ona mogła sprawnie funkcjonować i jak najszybciej.
Ale jeśli nie będzie koalicji PO-SLD czy Lewica i Demokraci?
- Ja to rozumiem, że będzie koalicja PO i PiS. I to jest wybór już PO.
Co wtedy usłyszą wyborcy Marka Borowskiego od Pana, od Marka Borowskiego?
- Myślę, że na ten temat już wszystko zostało powiedziane.
Ja mam głębokie poczucie niedosytu.
- Oczywiście, że wówczas to wyborcy muszą ocenić, czego tak naprawdę oczekiwali po poszczególnych kandydatach. I też jasno ja muszę stwierdzić i to samo mówi Marek Borowski, że my nie możemy wówczas włączać się w proces wyborczy i brać odpowiedzialność za tego czy innego kandydata, nie mając wpływu na to w jaki będzie realizowany program. Mówiąc wprost, nie może być tak, że będzie koalicja PO z PiS-em, wbrew temu, co mówiono przez wiele miesięcy, że chodzi o odsunięcie od władzy PiS. A potem w Radzie Warszawy bierze się PiS do władzy, czy w Warszawie bierze się PiS do władzy. To my nie możemy być osobami, które to wszystko autoryzują. Nie możemy się na taki układ zgadzać i nie możemy popierać.
Czyli nie będzie koalicji Lewica-PO w Radzie Warszawy - nie będzie poparcia Hanny Gronkiewicz-Waltz?
- Przecież nie będziemy popierać w Warszawie PiS-u. Poparcie Hanny Gronkiewicz-Waltz przy rządach z PiS jest niemożliwe, nierealne i niepotrzebne z naszej strony.
Jeśli wierzyć "Trybunie", to idzie właśnie w tym kierunku, że nie poprzecie Państwo Hanny Gronkiewicz-Waltz, szczególnie - jak pisze "Trybuna" - że buta liderów PO wywołuje oburzenie lewicowego elektoratu. Tuskowi i Rokicie wydaje się więc, że nie muszą specjalnie zabiegać o poparcie Olejniczaka i Borowskiego, bo ich kandydatka zwycięstwo nad Marcinkiewiczem ma już prawie w kieszeni, prawda?
- Zgadzam się z tymi wszystkimi, czy to na lewicy, czy w PO i w PiS-ie, trochę mniejsza w tej sprawie powinna zapanować temperatura.
Ale "Trybuna" pisze - jeśli chodzi o temperaturę - te wszystkie inwektywy o postkomunistach kierowane do mnie powinny zniknąć z ust polityków PO - podkreślił wczoraj Pan. Jakie inwektywy Pan usłyszał?
- Mówienie o mnie cały czas, że jestem postkomunistą z ust i Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska naprawdę jest niepoważne. Tym bardziej, że wielu postkomunistów - jak już tak byśmy chcieli nazywać prawdziwych - jest w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Czyli PO generalnie musi zmienić swój stosunek do lewicy i przestać używać słowa postkomuniści?
- Generalnie po tych całych miesiącach ataków na Lewicę i Demokratów, na lewicę szczególnie, na SLD przez rok, bardzo wielu polityków, nie zostawiało suchej nitki na nas. Okazało się, że jednak wyborcy nie dali się zwieźć - uznali, że lewica jest potrzebna, że potrzebna jest alternatywa. Dostaliśmy bardzo dużo głosów, blisko 2 mln, a to oznacza, że warto wszystkich ludzi w Polsce szanować, w tym szanować wyborców Lewicy i Demokratów. To oznacza również szanować liderów ugrupowania, które zabiegało o te głosy i które stworzyło pewną alternatywę.
A programowo jest do PO bardzo daleko? Daleko? Może bliżej niż kiedyś?
- Programowo, jak patrzymy na pewne rozwiązania globalne, związane z funkcjonowaniem państwa, to różnic jest bardzo wiele. Jak patrzymy na funkcjonowanie samorządu, to jak mówimy o tym, co chcemy zrobić w Warszawie, to można doszukiwać się wspólnych celów. Ale też pamiętajmy o tym, że właśnie wczoraj ukazała się bardzo niebezpieczna informacja, wręcz propozycja, ze strony PiS, żeby zabrać kompetencje samorządom w przydziale środków unijnych.