Ojciec stewardessy z pokładu TU‑154: wyłączam telewizor
- Wyłączam telewizor, gdy widzę polityków Platformy deliberujących o katastrofie - przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Zdzisław Moniuszko, ojciec stewardesy Justyny Moniuszko, która na pokładzie wojskowego TU-154M oddała życie w służbie Polsce.
Zdaniem rozmówcy gazety, rząd zamiast normalnie zareagować na spięcie ostrogami przez opozycję, by w końcu na poważnie zajął się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy smoleńskiej, odpowiada brutalnym atakiem politycznym. I jak zwykle nie ma sobie nic do zarzucenia. - Mam nadzieję, że coraz więcej Polaków przestanie dawać się omamiać politykierom, a zacznie w końcu wybierać do władz ludzi uczciwych, którzy będą prowadzili prawdziwą politykę, która służy Polsce - mówi ojciec stewardesy.
W opinii Zdzisława Moniuszko, raport MAK, choć nazwany technicznym, wcale takim nie jest. To raczej jakaś analiza psychologiczna, i to bardzo nierzetelna. Uznał również, że upublicznienie zapisu dźwiękowego z kabiny pilotów tuż przed katastrofą, jest po prostu barbarzyństwem.
- Dużo takich nieprawdziwych informacji podaje się w mediach, licząc na to, iż większość ludzi nie ma pojęcia o technicznym aspekcie lądowania samolotu. Podczas zasadniczej służby wojskowej, którą odbywałem w drugiej połowie lat 70., oddział, w którym służyłem, miał za zadanie m.in. namierzyć, gdzie w danej chwili znajduje się samolot i gdzie będzie za jakiś czas. Dlatego mam pojęcie, jak się kontroluje jego lot i jak można pilota wprowadzić w błąd. Kontroler, który sprowadza samolot na lotnisko, bardzo precyzyjnie może określić i przewidzieć ścieżkę, po której schodzi maszyna - uzasadnia swoje zdanie pan Moniuszko.
- Osoba, która naprowadzała tupolewa, na pewno widziała na radarze, jak samolot zbliża się do ziemi, i mogła przewidzieć, że on do lotniska nie doleci, że uderzy w to bagno. I tak się stało - dodaje.