Oficer ABW nie wiedział, że Blida ma broń?
Ktoś przekazał mi nierzetelne informacje i
wysłano mnie razem z kolegami na tzw. realizację z narażeniem
własnego życia - zeznał w prokuraturze oficer ABW, który kierował
akcją w domu Barbary Blidy. Zeznania publikuje "Gazeta Wyborcza".
23.01.2008 | aktual.: 23.01.2008 06:55
36-letni porucznik Grzegorz S. z katowickiej delegatury ABW 25 kwietnia kierował grupą agentów, którzy w Siemianowicach Śląskich mieli zatrzymać Barbarę Blidę. Zdaniem prokuratury porucznik S. popełnił błąd: nie polecił funkcjonariuszom, by przeszukali Blidę i odebrali jej broń. Jest pierwszym podejrzanym w tej sprawie.
14 stycznia w łódzkiej prokuraturze Grzegorz S. złożył obszerne wyjaśnienia. Oficer zeznał, że nie był na odprawie, na której omawiano zatrzymanie Blidy, bo wyjechał służbowo. Kiedy wrócił do delegatury ABW, dostał kopertę z informacją, że następnego dnia jedzie na akcję.
"Z dokumentów w tej kopercie wynikało, że mamy dokonać zatrzymania Barbary Blidy oraz przeszukania, celem zabezpieczenia dokumentacji. Nie przekazano mi żadnej informacji, że pani Blida oraz jej mąż posiadają lub mogą posiadać broń palną. Gdybym posiadał informację o broni lub jakiekolwiek podejrzenia w tym zakresie, to dokonałbym w pierwszej kolejności zabezpieczenia broni" - gazeta cytuje za 15-stronicowym protokołem przesłuchań.
"Z tego, co wiem po całym zdarzeniu, były tam, czyli na miejscu czynności, dwie sztuki broni. Wynika z tego dla mnie, że ktoś źle rozpoznał sprawę, przekazał mi nierzetelne informacje. Poza tym, zgodnie z wewnętrzną instrukcją ABW objętą klauzulą "poufne", zatrzymania osób mogących posiadać broń palną dokonuje brygada antyterrorystyczna" - zeznał.
Dowódca akcji u Blidów podkreślił, że to oficer prowadzący śledztwo powinien przed zatrzymaniem podejrzanych sprawdzić w policyjnej bazie danych, czy mają broń - czytamy w "Gazecie Wyborczej". (PAP)