"Ofiara poległych w 1970 r. nie poszła na marne"
Prezydent RP Lech Kaczyński, który w
niedzielę uczestniczył w gdyńskich uroczystościach 36. rocznicy
tragicznych wydarzeń Grudnia '70 powiedział m.in., że wydarzenia
te były końcem nadziei o możliwości zreformowania systemu
komunistycznego. Podkreślił, że ofiara poległych w 1970 roku nie
poszła na marne, gdyż w tej chwili Polska jest wolnym krajem.
17.12.2006 | aktual.: 17.12.2006 21:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wieczorem, podczas drugiej części uroczystości, odprawiono mszę św. Następnie, po przemarszu ulicami centrum Gdyni z zapalonymi świecami pod Pomnik Ofiar Grudnia '70 niedaleko Urzędu Miasta, odbył się apel poległych.
Wydarzenia roku 1970 (...) to istotnie koniec marzeń o tym, że tamten system może być zreformowany. Opozycja demokratyczna nie ukształtowała się zaraz po Grudniu, ale zaczęła się kształtować kilka lat później, niewątpliwie także pod wpływem tego, wielkiego doświadczenia. Wielkiego i jednocześnie tragicznego - powiedział Lech Kaczyński podczas uroczystości przy pomniku Ofiar Grudnia'70 w pobliżu przystanku kolejki SKM Gdynia-Stocznia, gdzie przed 36 laty padły w Gdyni pierwsze strzały do robotników.
Lech Kaczyński zwrócił uwagę, że podczas apelu poległych, który otworzył gdyńskie uroczystości, wyczytane zostały nazwiska głównie młodych ludzi.
Zginęli w walce z tamtym, obcym naszemu narodowi, obcym naszym podstawowym wartościom, systemem. Można powiedzieć polegli w walce, ale w walce, która w końcu zakończyła się sukcesem, zwycięstwem, choć było to wiele, wiele lat później- mówił prezydent.
Prezydent dodał, że wolność i niepodległość to olbrzymie wartości, ale też są one zadaniem do zagospodarowania i trzeba to próbować uczynić tak dobrze jak potrafimy. Powiedział, że choć żyjemy obecnie w wolnej Polsce, to jednak ma ona swoje wady, które trzeba naprawiać.
Będziemy to robić w ciężkim trudzie, idąc niejednokrotnie krętą drogą czy wręcz ścieżką staramy się to czynić. Wiele rzeczy przez lata niemożliwych - choć oczywistych - zostało już uczynionych i będziemy to, co dotąd, czynić również dalej - powiedział prezydent.
Lech Kaczyński przemawiając do uczestników gdyńskiej uroczystości podkreślił, że jego obowiązkiem jako prezydenta jest obecność w miejscach, które przypominają najnowszą historię Polski - Historię walki z systemem, który zniszczył życie dwóch pokoleń, który został narzucony Polsce siłą i który oparty był o zasadę ubezwłasnowolnienia i konkretnego człowieka i społeczeństwa jako całości - powiedział prezydent.
Prezydent odniósł się również do słów występującego przed nim przewodniczącego stoczniowej Solidarności Dariusza Adamskiego, który mówił m.in., że sprawcy wydarzeń sprzed 36 lat nie zostali rozliczeni.
Będziemy więc dalej iść drogą, która może doprowadzić do tego, że za dwa, trzy lata pan przewodniczący nie będzie już mówił o niespełnionych postulatach, o nieuregulowanych rachunkach krzywd. Ja (...) jako prezydent Rzeczpospolitej będę czynił wszystko, w ramach obowiązującej konstytucji, aby właśnie tak się stało. Chwała bohaterom, których pamięć dziś czcimy - zakończył swoje przemówienie prezydent. Gdyńskie uroczystości rozpoczęły się w niedzielę o 6.00 rano przy pomniku Ofiar Grudnia'70. Uczestniczyło w nich kilkaset osób, m.in. wiele młodzieży.
Na drodze od peronu kolejowego do pomnika, gdzie w 1970 r. padły pierwsze strzały do robotników, ułożono co kilka metrów zapalone znicze. Odczytany został apel poległych. Pod pomnikiem złożono wieńce i kwiaty, a kompania honorowa Marynarki Wojennej oddała salwę honorową.
Wieczorne nabożeństwo koncelebrował metropolita gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Duchowny w homilii zwrócił m.in. uwagę na to, aby Polacy nie zmarnowali tego, co wywalczyli bohaterowie sprzed 36 lat.
Bracia, którzyście zginęli na ulicach Gdyni przyrzekamy wam, że dziś żyjąc w wolnej, suwerennej, demokratycznej ojczyźnie, zjednoczonej Europie nie będziemy szukać egoizmu albo tak zwanej nieomylności własnej (...) ale poszukamy takich rozwiązań które będą służyły narodowi (...) Nie możemy niczego zmarnować z tego co wywalczyli dla nas ci, których dzisiaj wspominaliśmy rano - mówił w homilii abp Gocłowski.
Podkreślił też konieczność refleksji nad tym jak wykonuje się swoje posłannictwo. Kościół w tym roku w Polsce stawia sobie jako program słowa, które wypowiedział św. Paweł "Przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu", przypatrzcie się wy kapłani powołaniu waszemu, przypatrzcie się wy politycy powołaniu waszemu, przypatrzcie się wy posłowie i senatorowie powołaniu waszemu - mówił metropolita gdański.
Pod pomnikiem Ofiar Grudnia'70 przy gdyńskim urzędzie miejskim, gdzie odbył się apel poległych, odmówiono modlitwę za pomordowanych i oddano salwę honorową.
Pod pomnikiem głos zabrał m.in. szef NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek. Kierownicza siła jak uzurpatorsko nazwali swoją organizację przywódcy PZPR próbując zabić w Polakach rodzącą się nadzieję posunęła się do zbrodni w grudniu '70 roku na Wybrzeżu i zaledwie 11 lat później na kopalni Wujek, po wprowadzeniu stanu wojennego. Koszmar stanu wojennego okazał się rozpaczliwym gestem agonii narzuconego Polsce reżimu, gestem zbrodniczym i bolesnym dla Polaków - mówił szef związku.
Śniadek zaznaczył, że przelana krew "wydała wspaniały owoc wolności ojczyzny".
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje, głównie na Wybrzeżu, ale także w Krakowie, Wałbrzychu i w innych miastach.
Jako pierwsi, 14 grudnia, zaprotestowali robotnicy gdyńskiej stoczni im. Komuny Paryskiej. Dołączyli do nich pracownicy innych przedsiębiorstw na Wybrzeżu. Doszło też do gwałtownych manifestacji ulicznych. W Gdańsku i Szczecinie protestujący podpalili gmachy Komitetów Wojewódzkich PZPR.
16 grudnia wojsko zgromadzone przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej otworzyło ogień do grupy robotników opuszczającej teren zakładu. Tego samego dnia wieczorem w telewizji wystąpił wicepremier, były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, Stanisław Kociołek. Wezwał wszystkich protestujących do powrotu do pracy. Następnego dnia w Gdyni padły kolejne strzały.
W PRL nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za wydarzenia Grudnia'70. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od października 2001 r. przed sądem w Warszawie trwa, przeniesiony z Gdańska, proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników Wybrzeża w 1970 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Wojciech Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Odpowiadają z wolnej stopy; formalnie grozi im nawet dożywocie.
Od pięciu lat trwają przesłuchania świadków - robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prok. Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150. W czerwcu tego roku Szegda ponowił wniosek, by wezwać już tylko ok. 100 świadków tak, by proces mógł się wkrótce zakończyć. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków.