Odzyskał wzrok po 28 latach
62-letni łodzianin Henryk Grad odzyskał wzrok po 28 latach niewidzenia. Przeszedł dziesięć skomplikowanych operacji. Lekarzom, którzy zapytali go, co najbardziej mu się podoba, odpowiedział: - Teraz są takie piękne samochody... Chwilę później popłakał się ze szczęścia.
31.03.2006 | aktual.: 31.03.2006 09:13
W lustrze zobaczył... dziadka
- Spojrzałem w lustro, a tam człowiek z siwymi włosami. No nie - pomyślałem - to ja dziadek jestem... Widok żony też mnie zaskoczył. Przez tyle lat zapomniałem nawet, jak ona wygląda. Obraz młodej kobiety zatarł mi się w pamięci - opowiada pan Henryk.
- Gdy straciłem wzrok, córka miała dwa latka, a syn cztery. Siedem lat temu córka wychodziła za mąż, a syn się ożenił. Nie widziałem, jak wyglądają przed ołtarzem. Myślałem, że z tej rozpaczy zawału dostanę. Gdy po kilku operacjach zacząłem odzyskiwać wzrok w lewym oku, wziąłem córkę w ramiona, obracałem powoli i oglądałem jak najcenniejszą figurkę.
Zamknął się w swoim świecie
Henryk Grad stracił wzrok wskutek wypadku w pracy w łódzkiej farbiarni w 1978 roku. Gdy odkręcił wieko beczki z kwasem, żrący płyn wystrzelił i poparzył mu oczy. Powiedziano mu, że już nigdy nie zobaczy twarzy bliskich. Mógł liczyć jedynie na cud.
- Miałem usuniętą soczewkę w prawym oku. To, co zostało, wyglądało strasznie. Lewe też robiło fatalne wrażenie - wspomina. - Ale nie uroda była ważna. Wraz ze wzrokiem straciłem szmat życia. Przez tyle lat większość czasu spędzałem w domu. Bywało, że przez dwa - trzy miesiące nie opuszczałem mieszkania. Nie chciałem nigdzie chodzić, bo wiedziałem, że wszyscy na mnie patrzą. Wydawało mi się, że taki młody z laską wzbudza sensację. Przez całe lata od godziny szóstej rano do późnego wieczora słuchałem radia. Do dziś nie wierzę, że ktoś, kto nie widzi, może sam chodzić po mieście. We mnie był ogromny lęk przed światem. Ale bałem się też sam zostać w domu. Wiedziałem, że gdyby coś się stało, to będę bezradny. Ale gdy słyszałem w radiu o ciężko chorych dzieciach, to myślałem: I ja przetrzymam.
W tych trudnych latach wspierała mnie żona. Mogę powiedzieć, że mam najlepszą kobietę na świecie. Opiekowała się mną i pocieszała. Nie było jej łatwo. Pracowała na trzy zmiany, a w domu czekało na nią dwoje małych dzieci i chory mąż.
Najlepsze lata życia przepadły mnie i żonie. Przez 35 lat nie byliśmy na wczasach, nie widzieliśmy morza, nie bawiliśmy się, do kina nie poszliśmy - mówi pan Henryk.
10 operacji w dwa lata
Przed dwoma laty pan Henryk z żoną zgłosił się do kliniki okulistyki prowadzonej przez prof. Romana Gosia. Uznali, że skoro tyle się w okulistyce dzieje, to może i jemu lekarze pomogą. Przeszedł 10 operacji, w tym 5 przeszczepów. Udało się.
- Pan Henryk nam zaufał - mówi dr Piotr Jurowski, który kilkakrotnie operował mężczyznę. - Wiedział, że trzeba miesięcy, aż uzyska się jakiś efekt. Był dobrym pacjentem: pogodnym i wierzącym w sukces.
Operacje były ogromnie skomplikowane. Pan Henryk po pierwszych już dwa lata temu zaczął widzieć na lewe oko. Najpierw bardzo niewyraźnie, ale po kolejnych miesiącach obraz się poprawiał. Wtedy lekarze wzięli się za prawe.
- To oko było tak brzydkie, zarośnięte, gałka cała była biała - opowiada Władysława Grad, żona pana Henryka. - Powieka nie ruszała się, bo była zrośnięta z gałką oczną.
W tym roku pan Henryk przeszedł ostatni zabieg. Teraz lekarze martwią się jedynie, aby jego organizm nie odrzucił przeszczepów.
- Dzisiaj wchodzę do tramwaju jak gość i nikt nie musi mnie za rękę trzymać. Mogę jeść widelcem i sam sobie herbatę zrobię - mówi szczęśliwy pacjent.
Mówi dr Piotr Jurowski z Kliniki Okulistyki i Rehabilitacji Wzrokowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi: - To była tzw. operacja wieloproceduralna. Gałki były martwe po oparzeniu, więc musieliśmy odtworzyć całą powierzchnię oka. U pana Henryka po wypadku nastąpiło zniszczenie komórek, które są odpowiedzialne za odtwarzanie powierzchni oka. Było ono pokryte tkanką przypominającą spojówkę, a nie rogówkę. Usunęliśmy nieprawidłowe warstwy i wszczepiliśmy macierzyste komórki pnia rogówki pobrane z banku tkanek, które są bazą do tworzenia właściwego nabłonka rogówki. W kolejnych zabiegach odtwarzaliśmy m.in. rozszarpaną tęczówkę i uszkodzoną soczewkę. Ostatnim etapem był przeszczep rogówki. Szwy zdejmiemy pacjentowi po dziewięciu miesiącach.
Liliana Bogusiak