Odroczony proces "warszawskich łowców skór"
Warszawski sąd rejonowy odroczył proces 23 lekarzy i pielęgniarek warszawskiego pogotowia, oskarżonych o informowanie zakładów pogrzebowych o zgonach pacjentów. Nie stawiło się dwóch oskarżonych.
25.05.2007 | aktual.: 25.05.2007 13:20
Sąd oddalił wniosek trojga obrońców o zakaz rejestrowania przez media przebiegu rozprawy. Mec. Patryk Magnuski twierdził, że media relacjonują sprawę nierzetelnie i w sposób nieuprawniony porównują tę sprawę do łódzkiego procesu "łowców skór". Sąd pozwolił mediom rejestrować proces i odroczył go do 18 września.
Śledztwo wszczęto po publikacji "Gazety Wyborczej" z 2002 r., która po ujawnieniu afery w łódzkim pogotowiu napisała, że także w stołecznym pogotowiu "sprzedawano" zakładom pogrzebowym informacje o zgonach. Każdy z lekarzy oskarżony jest o przekazanie kilkunastu informacji o zgonach poszczególnym zakładom pogrzebowym.
Prowadząca sprawę prokuratura oparła akty oskarżenia na tym, że lekarze podpisali z pogotowiem umowę, w której zobowiązali się do tego, że nie będą współpracować z zakładami pogrzebowymi ani informować o nich pacjentów. Z zebranych materiałów dowodowych nie wynika jednak, aby doszło do korupcji lub zabójstw - jak w aferze "łowców skór".
Śledczy w Warszawie przez trzy lata analizowali dokumenty ok. tysiąca pochówków na największym cmentarzu stolicy na Wólce Węglowej oraz materiały pogotowia ratunkowego z lat 1999-2002. Okazało się, że kilka prywatnych firm pogrzebowych praktycznie zmonopolizowało pogrzeby osób, których zgon stwierdzili lekarze pogotowia.
Zdaniem obrońców, czyny zarzucone lekarzom nie są przestępstwami; można mówić jedynie o naruszeniu prawa pracy. Wskazywali, że w sprawie nie ma wniosków o ściganie od pokrzywdzonych, którymi są rodziny zmarłych. Mówili, że jeśli ktoś z pogotowia po stwierdzeniu zgonu dzwoni do zakładu pogrzebowego pomijając rodzinę - to karygodne, ale jeśli robi to na jej prośbę, to nie ma w tym nic złego.
Informacja o śmierci, to nie tajemnica, lecz fakt - mówiła mec. Hanna Gajewska-Kraczkowska. Podkreślała, że rodziny zmarłych były wdzięczne ludziom z pogotowia, że ci dzwoniąc do zakładów pogrzebowych wyręczali ich w tym ciężkim zadaniu.