Odnaleziona teczka Niezabitowskiej

Małgorzata Niezabitowska pisze w
"Rzeczpospolitej", że w poniedziałek dowiedziała się, iż odnalazła
się jej teczka. Teczka, którą w lipcu 1990 r. zabrał z
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak.

Kilka dni później nowy szef MSW Krzysztof Kozłowski powiedział jej o tym w przerwie posiedzenia Rady Ministrów, prowadząc przedtem na boczne schody, gdyż uznał, że tam jest mniejsza szansa na podsłuch.

"Generał Kiszczak tuż przed swoim odejściem z Rakowieckiej zażyczył sobie moich akt, lecz nigdy ich nie zwrócił. Teczki nie znaleziono również w opuszczonym już gabinecie ani nigdzie indziej, gdy powiadomiony o tym Krzysztof zarządził poszukiwania. Zniknęły jeszcze dwie inne teczki, ale Krzysztof skupił się na mojej, gdyż jej zaginięcie najbardziej go niepokoiło" - relacjonuje Niezabitowska.

"'Tylko po co generałowi moja teczka' - dopytywałam się półszeptem, bo tak prowadziliśmy rozmowę. Krzysztof oczywiście nie wiedział, ale miał teorię. Jako rzecznik rządu byłam jego wizytówką, jego twarzą, bo premier Tadeusz Mazowiecki nie lubił występować w mediach i na mnie spoczywał główny ciężar reprezentowania zarówno niego, jak i całej Rady Ministrów. Toteż, gdyby podjęto próbę skompromitowania rządu, który właśnie pozbył się ministrów z dawnej PZPR i stawał rzeczywiście solidarnościowy, moja osoba nadawałaby się najlepiej" - pisze Niezabitowska.

W bardzo obszernym tekście opublikowanym w dodatku "Plus Minus" b. rzeczniczka rządu opisuje, że ta scena na schodach w URM powróciła do niej ze wszystkimi szczegółami, wydobyta z pamięci jakby ostrym błyskiem flesza w chwili, gdy dowiedziała się, że jej teczka znajduje się w IPN i wedle zawartych tam dokumentów była informatorem Służby Bezpieczeństwa. Nie zbrodniczym, który powodował wsypy, wydawał ludzi czy sprzęt, ale posiadającym pseudonim i prowadzącego esbeka, z którym miała jakoby spotkać sie w 1982 r.

"Nie próbuję nawet wyrazić tego, co działo się ze mną po otrzymaniu tej informacji. Najkrócej można to określić jako stupor, totalne osłupienie, a po chwili wszechogarniające poczucie nierealności, absurdu... I jeszcze dławiący oddech gniew, i jeszcze bezbrzeżny smutek..." - przypomina Niezabitowska.

"Nie znam swojej teczki, nie miałam jej w ręku, nie czytałam zawartości. Ale cokolwiek ona zawiera, ja wiem, że kłamie. Nigdy nie byłam jawnym ani tajnym współpracownikiem SB, ani żadnej innej perelowskeij agentury" - podkreśla autorka tekstu w "Rz". (PAP)

Więcej: rel="nofollow">Rzeczpospolita - Prawdy jak chlebaRzeczpospolita - Prawdy jak chleba

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)