Od poniedziałku strajk w największym śląskim szpitalu pediatrycznym
Do szesnastu protestujących śląskich placówek służby zdrowia w poniedziałek najprawdopodobniej
dołączy kolejna - Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka i Matki
(GZDiM) w Katowicach, największy szpital pediatryczny w regionie.
19.05.2006 14:40
O rozpoczęciu od poniedziałku bezterminowego strajku absencyjnego - wobec fiaska rozmów z dyrekcją szpitala m.in. o podwyżkach wynagrodzeń o 30% - zdecydowały branżowe związki zawodowe działające w GZDiM - lekarzy, pielęgniarek, a także "Solidarność".
Jak zapowiedzieli związkowcy, w poniedziałek ma przestać działać 27 - często unikalnych - dziecięcych poradni specjalistycznych, które codziennie przyjmują ok. 300 osób. Pacjenci mają być przyjmowani w trybie ostrego dyżuru; każdy, kto trafi na izbę przyjęć, ma zostać tam zdiagnozowany - czy nadaje się do pozostawienia w szpitalu, czy może być odesłany do domu.
Nie odchodzimy od pacjentów. Mamy plan zabezpieczenia oddziałów tak, by nie zagrozić ich życiu. Nie będą tylko przyjmowani pacjenci planowi, na oddziałach nasza praca będzie wyglądała normalnie - wyjaśnił szef organizacji związku zawodowego lekarzy w tej placówce, dr Grzegorz Bajor.
Dyrektorka GZDiM, Renata Póda, ma nadzieję, że do strajku nie dojdzie. Już dziś mamy tak mało personelu, że przerwanie pracy przez każdego lekarza i każdą pielęgniarkę będzie źle skutkować, a przecież naszymi pacjentami musimy się troszczyć specjalnie. Uważam, że w takim szpitalu, taka forma protestu jest nie do przyjęcia. Ta sprawa powinna być załatwiona na szczeblu ministerstwa zdrowia - powiedziała.
Dodała, że już po ok. 10 dniach protestu najprawdopodobniej załamie się stabilność działania szpitala. Placówka, od momentu oddania do użytku w 1999 roku, jest poważnie zadłużona - obecnie na ok. 40 mln zł. Jej bieżące funkcjonowanie zależy m.in. od regularnych spłat zadłużenia, które nie będą możliwe, gdy lekarze przestaną wypełniać kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Mamy świadomość, że szpital ma 40 mln zł długu. Wiemy, że przy obecnym zadłużeniu dyrekcji nie stać na wypłatę wyższych wynagrodzeń. Proszę jednak nie wymagać od nas, abyśmy byli sponsorami szpitala - powiedział Bajor. Pierwsze protesty w śląskich szpitalach rozpoczęły się 8 maja, kiedy strajk rozpoczął się m.in. w szpitalach w Rudzie Śląskiej, Tychach, Jaworznie, Rybniku i Sosnowcu. 12 maja dołączyły placówki w Jastrzębiu Zdroju i Tarnowskich Górach, 15 maja - niektóre szpitale w Katowicach i kolejne w Sosnowcu, a 18 maja - trzy placówki w Świętochłowicach - w tym jedna pediatryczna.
Forma strajku nieco różni się w poszczególnych placówkach w zależności od ich specyfiki. Z reguły protest przypomina ostry dyżur - personel pracuje jak w weekendy i święta. Lekarze operują, ale tylko w takich przypadkach, w których zaniechanie zabiegu mogłoby wiązać się z bezpośrednim narażeniem życia pacjenta. Protestujący zapowiadają, że w ten sposób będzie wyglądała praca w objętych strajkiem szpitalach do czasu spełnienia postulatów.
Jak poinformował przewodniczący Śląskiej Izby Lekarskiej, Maciej Hamankiewicz, wszystkie związki zawodowe w śląskiej służbie zdrowia, prócz lekarskiego, zgodziły się jednak na zawieszenie strajku na czas wizyty papieża. Protestujący mają powrócić do niego 29 maja - tego dnia ma też zostać ewentualna decyzja o rozpoczęciu i formie bezterminowego strajku generalnego.
Śląska Izba Lekarska prowadzi też postępowanie wyjaśniające w sprawie dyrektorów śląskich szpitali, którzy sami, będąc lekarzami, mieli utrudniać swoim pracownikom udział w ogólnopolskim proteście, polegającym na wybieraniu jednodniowych urlopów na żądanie. Sprawy tych dyrektorów rozpatruje okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej. W zależności od jego ustaleń, mogą później trafić do sądu lekarskiego.
Lekarze z protestujących w wielu regionach Polski szpitali domagają się natychmiastowego 30-proc. wzrostu wynagrodzeń, ale do kwoty nie mniejszej niż 2,4 tys. zł brutto miesięcznie, i 100-proc. podwyżki w przyszłym roku. Uważają też, że dwa regiony - Śląsk i Mazowsze - są dyskryminowane przy podziale środków na ochronę zdrowia. Protestujący chcą też zwiększenia publicznych nakładów na ochronę zdrowia do wysokości co najmniej 6% PKB.