Od 30 lat bije w Polsce rekordy popularności
30 lat temu, 4 maja 1981 roku na ekrany kin wszedł „Miś” - kultowe dzieło polskiej kinematografii w reżyserii Stanisława Barei, którego scenariusz znany jest każdemu „prawdziwemu” Polakowi. Pomimo zmiany ustroju politycznego słynne cytaty z filmu świetnie podsumowują absurdy współczesnego życia.
04.05.2011 | aktual.: 04.05.2011 10:35
Przeczytaj wcześniejsze felietony Marty Tychmanowicz
W wydaniu „Życia Warszawy” z 27 grudnia 1979 roku można odnaleźć zdjęcie Stanisława Tyma i podpis: „Kogoś bardzo podobnego (najchętniej sobowtóra) poszukuje kierownictwo produkcji filmu. Warszawa, ul. Chełmska 21. Zgłoszenia w dniach 3, 4, 5 stycznia 80 r. w godz. Od 10 do 14. Film Miś, pokój nr. 506”. Nie było to prawdziwe ogłoszenie a rekwizyt do „Misia”, w którym kierownik produkcji „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” poszukiwał dublera dla Ryszarda Ochódzkiego. Scena castingu w, której pojawia się śpiewający Wesoły Romek na stałe wpisała się w repertuar polskich powiedzeń i żartów.
Fabuła „Misia” jest dość zawiła, lecz nie o nią tu chodzi. Autorzy scenariusza – Stanisław Bareja oraz Stanisław Tym – stworzyli dziesiątki fantastycznie absurdalnych scenek oraz dialogów, które na stałe weszły do współczesnego krwiobiegu kulturowego. Kilka przykładów.: „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się”, „Dzwonię do Ciebie, bo niestety nie mogę z Tobą rozmawiać”, „Przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić”, „Pani kierowniczko ja to wszystko rozumiem, ja rozumiem że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno. Takie jest odwieczne prawo natury”. Bareja i Tym kpili z obsługi barów, w których aluminiowe miski i sztućce przywiązywane były do stolików łańcuchami, przewrotnie szydzili z wynaturzeń PRL-owskiej rzeczywistości, w której to w kiosku Ruchu na konspiracyjne hasło „Politechnik” dostawało się schabik, a na „Poradnik spelologiczny” – wątróbkę („Panie, tu nie jest salon damsko-męski, to jest kiosk Ruchu, ja tu mięso mam!).
Bareja nie tylko lubił robić komedie ale posiadał też dar dystansowania się od siermiężnej codzienności lat 70. i 80. Mówił, że śmiech to poczucie wyższości. „My zupełnie normalnie traktowaliśmy świat, który przecież całkowicie zwariował dookoła nas. W pewnym sensie ulegaliśmy tej rzeczywistości. Tymczasem dla stojącego z boku Barei ów świat był wyłącznie teatrem absurdu” – powiedziała dokumentalistka Agnieszka Arnold, wówczas asystentka reżysera („Miś czyli świat według Barei”, Maciej Łuczak)
.
Choć dzisiaj „Miś” jest filmem kultowym, to na początku lat 80. XX wieku wcale nie miał łatwej drogi na ekrany - ponad rok przeleżał na półce. Krytycy nazywali go chałą, brednią, nie podobał im się specyficzny dowcip, sposób budowania scen oraz struktura filmu złożona ze skeczy.
Cenzorzy nakazali wprowadzić do scenariusza blisko czterdzieści poprawek. „Nie mogło być na przykład zbliżenia polskiej szynki w londyńskim sklepie, choć to nie taka tajemnica, że eksportujemy mięso na Zachód. Nie mogło paść zdanie: To jest Miś na skalę naszych możliwości, a nie potrzeb. Nie można było pokazać wiecujących filmowców, ani też kupowania mięsa w kiosku Ruchu itp. W sumie zmiany oznaczały usunięcie 700 metrów, czyli jednej czwartej filmu - żalił się Stanisław Bareja w wywiadzie dla miesięcznika „Film” w roku 1981. Ostatecznie po Sierpniu ’80 nastąpiła odwilż i po sześciu poprawkach (w tym zmianie nazwiska głównego bohatera z Nowochódzki na Ochódzki) 4 maja 1981 roku „Miś” miał swoją premierę.
Dobrze mieć świadomość, że poza religią, powstaniami, martyrologią i pomnikami łączy nas jeszcze odrobina absurdalnego poczucia humoru, które reżyser „Misia” nazywał „specyficznym”. - Wyśmiewamy się z innych, natomiast bardzo nie lubimy, kiedy ktoś się z nas wyśmiewa. Ilu widzów potrafi się obrazić po obejrzeniu jednego filmu, czy po wysłuchaniu utworu satyrycznego! Na całym świecie nie mamy chyba sobie równych – mówił Stanisław Bareja w 1979 roku w rozmowie ze Zdzisławem Pietrasikiem.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski