Ochroniarze pobili bawiących się na festynie?
Uraz głowy, połamane żebra, skręcony nadgarstek, zwichnięty łokieć - z takimi urazami kilku młodych ludzi wróciło do domów z plenerowej imprezy w Leżajsku. Twierdzą, że pobili ich ochroniarze zabezpieczający koncert - czytamy w "Super Nowościach".
03.07.2006 | aktual.: 03.07.2006 06:56
Niedziela, 25 czerwca. W Leżajsku odbywa się coroczna plenerowa impreza. Są konkursy z nagrodami, koncerty. Zabawa przebiega spokojnie. Po północy uczestnicy imprezy zaczęli rozchodzić się do domów.
Stałem z dziewczyną i nagle, któryś z ochroniarzy przechodząc, uderzył mnie w plecy - opowiada 18-letni Marcin. Kiedy spytałem, o co chodzi, ochroniarz przewrócił mnie na ziemię, zaczął dusić, wrzeszczał. Zacząłem tracić świadomość. W końcu mnie puścił, więc próbowałem wstać, wtedy prysnął mi gazem w oczy - dodaje.
Całe zajście widział Dominik. Chciał pomóc Marcinowi i wtedy sam został zaatakowany. Mieli kominiarki na głowach i bili mnie tonfami. Byłem w szoku. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wtedy zbiegło się ok. 40 ochroniarzy i zaczęli bić też innych. Krzyczeli: "Wypier..., koniec imprezy"- mówi Dominik, który ma zwichnięty łokieć.
Obrażenia mają też jego koledzy: Adrian ma połamane żebra, Michał poobijane ręce i nogi oraz skręcony nadgarstek. Najbardziej poszkodowany jest Marcin, który z urazem głowy spędził w szpitalu kilka dni - wylicza gazeta.
Inną wersję wydarzeń przedstawiają ochroniarze z firmy zabezpieczającej leżajską imprezę. W sporządzonej przez nich służbowej notatce można przeczytać, że było spokojnie do momentu, gdy zaczęli wypraszać uczestników po koncercie. To nie my prowokowaliśmy. Koło bramy wyjściowej zaczęła się bić grupa osób, ochroniarze próbowali ich rozdzielić - mówi prezes jednej z rzeszowskich firm ochroniarskich Bogdan Porada.
Wtedy zbiegło się ok. 40 - 50 osób, które krzyczały, że ochrona bije ludzi. Zaczęli rzucać kamieniami i butelkami po piwie. Moi pracownicy uznali, że ich życie było zagrożone, więc założyli kominiarki i użyli pałek. Postąpili zgodnie z przepisami - podkreśla. Jak podają "Super Nowości" sprawę bada policja. (PAP)