Ochrona życia LPR
Nie za często się to prezydentowi Kaczyńskiemu zdarza, ale tym razem ma rację. Ma rację w sprawie aborcji. Czynienie z tej kwestii głównego tematu politycznego sporu po prostu się nie opłaca. Ani Polsce, ani – co dla Lecha Kaczyńskiego jest pewnie równie istotne – Prawu i Sprawiedliwości.
Aborcja to jedna z tych kilku spraw, o których jakoś nie daje się rozmawiać spokojnie. Ludziom o nią się spierającym po prostu odwala. Szacunek dla opinii oponenta – i tak rzadki oraz niezbyt obfity, gdy spór dotyczy kwestii ideowych – wyparowuje niczym kropla wody na Saharze. Można się było o tym przekonać podczas wczorajszej manifestacji w Warszawie. Postępowcy, którym wszak nieobca jest akceptacja dla wszelkich odmienności, pokrzykiwali do ludzi o odmiennych poglądach coś o „faszystowskich świniach”. Sami słyszeli zaś, że są „mordercami” – ich postulaty zostały sprowadzone do czegoś w rodzaju pierwotnej żądzy krwi.
Jeśli sprawa zmian w konstytucji urośnie, to tego typu debaty będą się ciągnęły długimi miesiącami. W Sejmie, programach publicystycznych, na ulicach trwać będzie nieustający serial, w którym główną rolę grać będą „faszystowskie świnie” i „mordercy”, bo każda inna, zniuansowana i mniej dobitna wypowiedź będzie tylko tłem dla tych bardziej krwistych i dosadnych.
Tak było na początku lat 90. kiedy w ogromnych bólach rodziła się dzisiejsza, tak zwana kompromisowa ustawa antyaborcyjna. I w Sejmie, i w mediach bardziej donośnie brzmiał głos radykałów z obu stron, niż znacznie liczniejszych rzeczników kompromisu, w rodzaju Tadeusza Mazowieckiego. Powód był dość prosty – chociaż były premier wyrażał zdanie większości i parlamentarzystów, i Polaków, czynił to w sposób mało efektowny. Żeby zaś ów efekt uzyskać, łatwiej było zaprosić do telewizyjnego studia Danutę Waniek i Jana Łopuszańskiego. Ich pojedynek nie byłby bardziej brutalny, gdyby używali mieczy dwuręcznych, a nie języków.
Dzisiaj weterani tamtych sporów są albo na marginesie polityki – jak Barbara Labuda, wspomniani Waniek czy Łopuszański, albo jakby zliberalnieli – jak Stefan Niesiołowski. Ale na pewno znajdzie się wielu kandydatów do odegrania głównych ról w remake’u tamtego spektaklu. Wszak – nie oszukujmy się – LPR-owska propozycja zmian w konstytucji jest przede wszystkim próbą obrony życia LPR, a dopiero w drugiej kolejności – życia poczętego. To nie była formacja, która – jak niegdyś ZChN – nieustannie grzmiała na aborcję. Ten temat to po prostu jeden z nabojów, którym partia Giertycha załadowała swój szybkostrzelny karabin inicjatyw. LPR wali seriami na oślep, mając nadzieję, że któryś pocisk trafi wreszcie w dziesiątkę.
Aborcja może być tym pomysłem. Bardzo niewygodnym dla Prawa i Sprawiedliwości, w którego cieniu znajduje się liliputek zwany Ligą Polskich Rodzin. Ani PiS, ani tym bardziej prezydent Kaczyński – inteligent z Żoliborza – wcale nie są tacy strasznie ultrakatoliccy, jak się ich w mediach maluje. Wciągnięcie PiS w antyaborcyjną krucjatę, wywołałoby w tej partii ferment, podobny do tego, jaki nastąpił z okazji szkolnych mundurków, tylko na znacznie większą skalę. I na to zapewne liczy Giertych. Oprócz – oczywiście – obrony życia nienarodzonych.
Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski