Obywatele Niemiec w Gazie obawiają się o swoje życie
Tysiące osób chcą opuścić Gazę. Ale dla wielu ucieczka jest wciąż niemożliwa. Także dla Niemców palestyńskiego pochodzenia, którzy czują się opuszczeni przez rząd.
Niemiec palestyńskiego pochodzenia Mazen Eldanaf od kilku dni czeka na przejściu granicznym Rafah w Strefie Gazy na zbawienną wiadomość. Systematycznie przegląda nowe listy wyjazdowe. Jednak nazwiska jego i żony znowu nie pojawiły się na liście.
– Setki obywateli z różnych krajów mogą wyjechać, ale my tkwimy tutaj – mówi 61-letni Mazen który od 43 lat mieszka z żoną w Bonn i teraz utknął w strefie wojennej. Do do Gazy przyjechał, aby odwiedzić swoją rodzinę. Jako handlarz samochodami mógł połączyć sprawy prywatne z zawodowymi. Jak opowiada, planowali pozostać maksymalnie dziesięć dni. Miał spotkać się z czterema braćmi i siostrą.
Jednak wizyta u rodziny zamieniła się w koszmar. Przez prawie cztery tygodnie on i jego żona Khitam nie mogli spać z powodu izraelskich bombardowań. – Chcę się stąd wydostać – mówi Khitam słabym głosem przez telefon. – To nie jest życie. Czujesz tylko śmierć, widzisz tylko śmierć, tutaj nie ma życia – stwierdza pedagog socjalna. Dla niej najgorsze jest to, że ich czworo dorosłych dzieci w Niemczech nie wie, czy kiedykolwiek ponownie zobaczą swoich rodziców. Nie mogą pracować, słysząc, co się dzieje w Gazie. – Nikt nie wie, czy wyjdziemy stąd żywi – mówi kobieta.
Czekając na wyjazd
Obecnie w obszarze konfliktu przebywa kilkaset Palestyńczyków posiadających niemieckie obywatelstwo. Według danych władz egipskich, około 7000 obywateli z 60 krajów czeka na możliwość wyjazdu. Do tej pory tylko nieliczni Niemcy skorzystali z możliwości ucieczki do Egiptu przed trwającymi atakami powietrznymi Izraela. Z danych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Niemiec wynika, że w piątek ponad 30 Niemców mogło opuścić ten region, podczas gdy w środę było to zaledwie "kilka osób".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ostatnich tygodniach Khitam Eldanaf i jej mąż Mazen wielokrotnie musieli uciekać. Ma nadzieję, że niemiecki rząd szybko zareaguje i wydobędzie ich "z piekła". Jednak pozostanie troska o pozostałych członków rodziny w Strefie Gazy, którzy nie mają niemieckiego obywatelstwa. Sytuacja jest ogólnie wstrząsająca.
– Ludzie przez 30 lat oszczędzali na mieszkanie i teraz bomby wszystko zniszczyły – mówi Khitam. I dodaje: "Ponad 9000 osób nie żyje". Jej mąż Mazen ma pretensje do niemieckiego rządu, a w szczególności do minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Przez wiele lat głosował na Zielonych, partię, która według niego stała na straży pokoju. Teraz jest rozczarowany brakiem wsparcia przy próbie wyjazdu ze Strefy Gazy. – Nic się nie dzieje, zapytania do ambasady pozostają bez odpowiedzi – stwierdza Eldanaf. Jego dzieci w Niemczech również nie zdołały nic osiągnąć.
Mazen Eldnaf i jego rodzina są głęboko zakorzenieni w Niemczech. – Mamy firmy, zatrudniamy pracowników, płacimy podatki, głosujemy, ale jeśli chodzi o ratowanie nas, pozostajemy z niczym – podkreśla Eldanaf. Z Egiptu doszły go słuchy, że rząd egipski jest bardzo niezadowolony z postawy niemieckiego rządu w tym konflikcie. –Teraz my ponosimy tego konsekwencje – mówi z wyrzutem.
W piątek wieczorem z niemiecki MSZ oświadczył, że intensywnie pracuje się nad umożliwieniem niemieckim obywatelom wyjazdu ze Strefy Gazy.
"Masowy mord"
Również Niemiec palestyńskiego pochodzenia 75-letni Jamal Abdel Latif krytykuje niemiecką ambasadę w Ramallah. – Odpowiedzieć na e-maila, to nie może być zbyt wiele w takiej sytuacji – uważa Latif, który w latach 80. studiował na Uniwersytecie Technicznym w Berlinie. Jedyne, co usłyszał, to było: "Ostrzegaliśmy, że nikt nie powinien wjeżdżać do tego regionu". Dom Latifa znajduje się właściwie w mieście Gaza. Wraz z żoną i dwójką swoich dzieci uciekli teraz na południe. Obecnie mieszkają 25 kilometrów na południe od Gazy u swoich krewnych w mieście Dir Al-Bala. Jak zaznacza: "Tylko tymczasowo", bo chce koniecznie wyjechać. – Jak tylko nasze nazwiska znajdą się na liście, udamy się na przejście graniczne – zapewnia.
Droga do przejścia granicznego Rafah jest bardzo niebezpieczna. Nawet na południu regularnie dochodzi do bombardowań.Latif mówiąc o tym wielokrotnie używa terminu "masowy mord".
Problemem jest to, że palestyński paszport jego żony stracił ważność. – Nie spodziewaliśmy się wojny, inaczej byśmy starali się o jego przedłużenie – tłumaczy. Jak zaznaczył, bez swojej żony nie wyjedzie. Dlatego wysłał do niemieckiej ambasady poświadczony akt ślubu, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. – Nie mogę pojechać do Rafah, nie wiedząc, czy moja żona będzie mogła przekroczyć granicę – stwierdza.
Nie wie, jaka będzie przyszłość jego i jego rodziny. Jest przekonany, że powrót do Gazy byłby dla nich wyrokiem śmierci. Czy jego dom nadal stoi? Wydaje mu się, że tak, ale słyszał, że w jego ulicę trafiła bomba. Jednak i na południu nie czuje się bezpiecznie.
Kilka dni temu jego siostrzenica wysłała 10-letniego syna do sklepu, aby naładować telefon. W domach od dawna nie ma prądu. Sklep znajdował się w wieżowcu. Nagle uderzyła w niego bomba i całkowicie się zawalił. – Syn mojej siostrzenicy zginął, zginęli wszyscy mieszkańcy – powiedział. Ten przypadek jeszcze bardziej utwierdził go w przekonaniu, że musi opuścić Gazę.
Przeczytaj także:
(DPA/jar/Alexandra Jarecka)