Obrona i oskarżeni ws. "przemytu" kokainy: nie przekazywać sprawy do USA
Obrońcy oraz sami oskarżeni w sprawie kontrolowanego przez służby specjalne USA i Polski transportu tony kokainy z Ameryki Płd. do Polski z 2009 r. są przeciwni przekazaniu procesu do USA - co rozważa Sąd Okręgowy w Warszawie. Między sędzią a obrońcą oskarżonych doszło do ostrej wymiany zdań.
01.09.2014 | aktual.: 01.09.2014 15:07
Pierwszy proces pięciu cudzoziemców ruszył w listopadzie 2011 r. Teraz musi on zacząć się od nowa z powodu choroby sędzi, która go prowadziła. Nowa sędzia Dorota Radlińska ujawniła jednak, że rozważa wniosek o przekazanie sprawy do USA, gdzie osoby sądzone dziś w Polsce także są ścigane.
W poniedziałek sąd przyjął pisemne stanowiska obrony i oskarżonych w sprawie takiego ewentualnego wniosku sądu do polskiego ministra sprawiedliwości. Może on przekazać daną sprawę innemu państwu, gdy wymaga tego "dobro wymiaru sprawiedliwości". Władze USA musiałyby jednak tego chcieć; stanowisko oskarżonych nie jest wiążące.
I obrońcy, i sami podsądni byli przeciwni przekazaniu sprawy do USA. Powoływali się m.in. na to, że pogorszy to sytuację procesową oskarżonych, co naruszyłoby gwarantowane w Polsce prawa obywatelskie i rodziłoby roszczenia odszkodowawcze wobec państwa. W Polsce grozi im do 10 lat więzienia za próbę wprowadzenia narkotyków do obrotu; w USA za ich przemyt - dożywocie bez prawa do bezterminowego zwolnienia z więzienia.
Obrońca zarzuca sędzi "przekroczenie granic cynizmu"
Obrońcy chcieli dodatkowo uzasadniać ustnie swe pisemne stanowiska. Sędzia Radlińska, która była temu przeciwna, powiedziała obrońcom, że "przedłuża to postępowanie, a wasi klienci przebywają od 5,5 roku w areszcie". Mec. Krzysztof Stępiński zarzucił wtedy sędzi "przekroczenie granic cynizmu". Sędzia replikowała, że nie udzieliła mu głosu.
Uzasadniała ona ewentualny wniosek o przekazanie sprawy m.in. koniecznością zapewnienia oskarżonym zasady bezpośredniości czynności procesowych - a USA odmówiły zgody na przyjazd do Polski szefa operacji oficera DEA Gary'ego Gallowaya i obywatela Kolumbii o pseudonimie "Mono", przypuszczalnie objętego w USA programem ochrony świadków, który miał pójść na współpracę z amerykańskimi służbami i współuczestniczyć w operacji. - Najlepszą metodą zapewnienia prawa do bezpośredniości jest przekazanie sprawy do USA - dodała sędzia.
Wcześniej obrona złożyła poprzedniemu składowi sądu wniosek o przesłuchanie tych osób w USA w drodze pomocy prawnej np. w drodze telekonferencji (poprzedni sąd tego wniosku nie rozpoznał). W poniedziałek obrona cofnęła na tym etapie sprawy wniosek o takie przesłuchanie, argumentując, iż "obrona ma obowiązek działania na korzyść oskarżonych".
- Odpada zatem argument o zapewnieniu oskarżonym prawa do bezpośredniości - powiedziała sądowi mec. Anna Mika-Kopeć. Dodała, że najważniejsi świadkowie są w Polsce; to oficer ABW Ryszard Gano i nadzorujący całą operację ówczesny wiceszef ABW Jacek Mąka. Według informacji obrony także szef ABW z lat 2006-2007 Bogdan Święczkowski brał bezpośredni udział w całej sprawie (przygotowanie transportu miało zabrać służbom dłuższy czas).
- Nie czuję się zaskoczona wycofaniem tego wniosku - skomentowała sędzia Radlińska. Zarzuciła obrońcom nadużywanie prawa do składania oświadczeń. - Świetnie, że na sali jest prasa, mam nadzieję, że zostanie opisane, iż gros poprzedniego postępowania polegało właśnie na składaniu oświadczeń przez obronę - oświadczyła.
- Największym zagrożeniem dla dobra tej sprawy jest przeniesienie jej do USA - replikował mec. Mikołaj Pietrzak. Według obrony niezrozumiałe jest, by oddawać sprawę do USA po 5,5 latach aresztu podejrzanych.
O sprawie opinia publiczna dowiedziała się, gdy w lutym 2009 r. w Warszawie zatrzymano sześciu obcokrajowców, którzy przyjechali do Polski, by organizować dalszą dystrybucję kokainy. Jej transport z Kolumbii o wartości ok. 100 mln zł był wspólną operacją specjalną amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA), kolumbijskiej policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - największą w historii polskich służb.
Operację określano jako ogromny sukces ABW. Jak podawały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić sytuację. Handlarzom wmówiono, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę trzymano w magazynie strzeżonym przez ABW. Mężczyźni zostali ujęci po tym, gdy wzięli z niego próbki towaru. Według mediów narkotyki zniszczono za zgodą stołecznego sądu.
Media opisywały też, że ok. miliona zł kosztowało wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który przyjął rolę konsula podatnego na korupcję. Przestępcy mieli uwierzyć, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie kokainy do Polski.
Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zarzuciła całej piątce "próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce". Tę kwalifikację prawną kwestionuje obrona, która podkreśla, że oskarżeni nie zdążyli wejść w posiadanie kokainy przed zatrzymaniem.
Ponadto adwokaci kwestionują legalność operacji; twierdzą, że polskie prawo nie zezwala służbom na przepuszczenie przez granicę kontrolowanego transportu narkotyków. Podnoszą też, iż nie wiadomo, czy było odpowiednie porozumienie służb Polski i USA. Prokuratura uważa, że ta "przesyłka niejawnie dozorowana" była legalna, bo wystarczająca była zgoda na nią szefa ABW.
Na wniosek obrony proces przeniesiono z sądu rejonowego do okręgowego. Sąd apelacyjny uzasadniał to m.in. tym, że wymaga analizy, "czy służby specjalne nie przekroczyły granic dozwolonej prawem prowokacji".
Strona polska zgodziła się już na ekstradycję zatrzymanych do USA - po tym, jak odbędą ewentualne wyroki skazujące w naszym kraju.
Tydzień temu na wolność wyszedł szósty z zatrzymanych w 2009 r. - obywatel Kolumbii Enrique Hernan N. W lipcu 2011 r. poddał się on karze 5 lat więzienia i 100 tys. zł grzywny. - USA odstąpiły od jego ekstradycji; nie poinformowano nas, z jakiego powodu - powiedziała na posiedzeniu w zeszłym tygodniu sędzia Radlińska. Dodała, że można się domyślać, iż wobec osądzenia N. w Polsce nie może być on sądzony za ten sam czyn w USA.
Ekstradycja wobec pięciu pozostałych jest aktualna - dodała Radlińska. - Jeśli panowie byliby skazani w tym procesie, za ten czyn w USA sądzeni być nie możecie - oświadczyła podsądnym, którzy od 5,5 roku są w areszcie. Sąd wystąpił o dalsze przedłużenie aresztów, czemu obrona była przeciwna. W całej sprawie stwierdzono już przewlekłość postępowania sądu.
Z akt sprawy wynika, że USA uznawały N. za organizatora przerzutów narkotyków do Europy. On sam twierdził, że był jedynie kierowcą zatrzymanego cudzoziemca. W 2009 r. "odstąpił on od udziału w sprawie", bo zapewne zorientował się w sytuacji; zatrzymano go, gdy jechał w stronę granicy.