Obrona demokracji. Rafał Woś: nie popadajmy w przesadę
Nie popadajmy w przesadę. Oczywiście każdą wymianę szefów spółek skarbu albo zmiany w mediach publicznych czy instytucjach kultury można nazwać zamachem na demokrację. Ale pachnie to na kilometr prywatą i skończy się niechybną dewaluacją pojęcia "obrony demokracji". A gdy demokracja będzie faktycznie zagrożona, to nikt tego nawet nie zauważy - pisze Rafał Woś w felietonie dla Wirtualnej Polski.
01.12.2015 | aktual.: 01.12.2015 14:29
Obrona demokracji przed autorytarnymi zakusami PiS? Jeśli ma być wiarygodna, nie może przypominać traktowania konstytucji jak menu, z którego bierze się tylko to, na co mamy akurat ochotę.
Ma rację Marcelina Zawisza z Partii Razem, która napisała na Facebooku, by nie dziwić się ludziom, którzy mają w nosie zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego. Gdzie byliście, gdy kolejne rządy uelastyczniały rynek pracy (dawno przekraczając dopuszczalny próg społecznego bólu), a normą stało się to, że pracodawca nie wypłaca wynagrodzeń na czas? Albo gdy rozpowszechniona została, zwłaszcza w sektorze prywatnym, praktyka wywalania z pracy i zastraszania ludzi, podejmujących jakąkolwiek aktywność związkową?
Tę listę zarzutów przedstawionych przez Zawiszę można oczywiście wydłużać. Rozpoczynając od sposobu wprowadzenia terapii szokowej, która nie miała wiele wspólnego ze standardami parlamentarnej demokracji (brak konsultacji, ekspresowe przepchnięcie przez parlament, szantaż, że jak nie uchwalimy do końca roku to…). Kto nie wierzy, niech poczyta wspomnienia takich ludzi jak Karol Modzelewski, Tadeusz Kowalik czy Aleksander Małachowski. Albo niech przypomni sobie zwijanie usług publicznych w Polsce, wprowadzanie kuchennymi drzwiami płatnej służby zdrowia, logiki rynkowej na uniwersytety czy częściowej prywatyzacji polskiego systemu emerytalnego. Czy ktoś kiedyś Polaków o te sprawy wprost zapytał? Nie! Ale rzecz się dokonała i wtedy jakoś nikt nie mówił o skoku na demokrację czy demontowaniu państwa prawa.
Ktoś powie, że to sprawy, które nie mają wiele wspólnego z demokracją. Czyżby? A art. 2 Konstytucji stanowiący, że "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady SPRAWIEDLIWOŚCI SPOŁECZNEJ". Postawię piwo każdemu, kto wskaże mi jakiekolwiek elementy sprawiedliwości społecznej w regresywnym systemie podatkowym, który nam kolejne rządy zmajstrowały (podatek regresywny to taki, że im kto słabiej sytuowany, tym płaci relatywnie wyższe podatki). Albo jeśli ktoś pokaże mi, jak sprawiedliwość społeczną można realizować w kraju, który pod względem procentu PKB wydawanego na tzw. państwo dobrobytu (z definicji najbardziej korzystają z niego słabiej sytuowane warstwy społeczne) plasuje się w ogonie europejskiej stawki?
Ale idźmy dalej. Art. 20 Konstytucji mówi o tym, że polski system gospodarczy, oparty na "solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej". Tylko dlaczego sporej części opinii publicznej nie przeszkadzało, że przez ponad dwa lata nie działała w Polsce Komisja Trójstronna, a wraz z nią zawieszeniu uległ jakikolwiek dialog z organizacjami pracowniczymi? W tym samym czasie śmiertelnie poważnie traktowany był rozdział X Konstytucji (o finansach publicznych), który stawia granice zadłużenia. Ale już nie część o wolnościach i prawach ekonomicznych (zwłaszcza art. 64-68), w których jest choćby to, że "każdy ma prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy". Albo że "pracownik ma prawo do określonych w ustawie dni wolnych od pracy i corocznych płatnych urlopów". Jedynym przedstawicielem polskiej klasy politycznej, który się na te zapisy powoływał był... Andrzej Lepper. Wyszydzony jako populista i cham, który chce zepsuć kulturę
polityczną. Weźmy jeszcze na koniec (choć można iść jeszcze dalej) art. 75. "Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania". I zestawmy to ze stale pogarszającą się sytuacją mieszkaniową najbiedniejszych i totalnym zastojem w budownictwie socjalnym. Zwróćmy jeszcze tylko uwagę, że wymienione tu problemy to faktyczne łamanie konstytucji. A nie to, z czym mieliśmy do czynienia w sprawie Trybunału. Gdzie opór wobec PiS-owskich zmian polegał na przekonaniu, że ludzie wyznaczeni przez nową władzę na pewno wstawią tam swoich ludzi, którzy na pewno będą się kierowali interesem partii, a nie sumieniem czy doświadczeniem prawniczym. Widzą Państwo różnicę?
Tu nie chodzi o obronę PiS-u, który jeśli chce się odróżnić od Platformy, powinien zachować wyższe standardy. A takie numery, jak ułaskawienie Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Dudę czy demonstracyjne "idziemy po was", wysyłane w kierunku nielubianej części opinii publicznej, na pewno nie są krokiem w dobrym kierunku. Nie zmienia to jednak faktu, że to, czego dzisiejszym obrońcom konstytucji najbardziej potrzeba, jest wiarygodność. Jeżeli chcą być prawdziwymi demokratami, to muszą brać konstytucję w całości, a nie traktować ją jak menu, z którego wybieramy tylko tę potrawę, która przyprawi politycznego przeciwnika o ból brzucha. Musimy też dbać o konstytucję, niezależnie od tego, kto ją narusza. Czy czarni, czy czerwoni, czy może jednak zieloni.
Nie popadajmy też w przesadę. Bo oczywiście można nazywać każdą wymianę szefów spółek skarbu albo zmiany w mediach publicznych czy instytucjach kultury zamachem na demokrację. Ale to niestety pachnie na kilometr prywatą. Czyli używaniem szczytnych demokratycznych haseł do obrony własnego lub środowiskowego interesu. Albo, mówiąc po prostu, uwłaszczeniem się na pojęciu demokracji. Skończy się to wszystko niechybną dewaluacją pojęcia "obrony demokracji", która sprawi, że gdy demokracja będzie faktycznie zagrożona, to nikt tego nawet nie zauważy. Choć patrząc na przykłady, które przytoczyłem na początku tekstu, to się do pewnego stopnia już, niestety, stało. I to na długo przed tym, zanim PiS rozgościł się w gabinetach rządowych przy Alejach Ujazdowskich.
Rafał Woś dla Wirtualnej Polski