ŚwiatObcokrajowcy zastrzeleni w budynku MSW w Kabulu

Obcokrajowcy zastrzeleni w budynku MSW w Kabulu

Dwóch doradców wojskowych USA z natowskich sił ISAF zostało zastrzelonych w sobotę w siedzibie MSW Afganistanu w Kabulu - podały anonimowe źródła we władzach USA. Do zamachu przyznali się talibowie; miał to być akt zemsty za spalenie Koranu w bazie ISAF.

25.02.2012 | aktual.: 25.02.2012 23:42

Dowódca natowskich sił gen. John Allen odwołał wszystkich doradców wojskowych ISAF z afgańskich ministerstw w Kabulu i jego okolicach, za powód podając "względy bezpieczeństwa".

Oficjalnie narodowość zabitych nie została jeszcze potwierdzona, jednak według źródeł po stronie amerykańskiej i afgańskiej dwaj zabici to najprawdopodobniej Amerykanie służący w randze podpułkownika i majora, którzy pracowali w ministerstwie spraw wewnętrznych jako doradcy wojskowi. Sojusz potwierdza jedynie, że zginęło dwóch jego pracowników.

Według zachodnich dyplomatów wojskowi zginęli od strzału w głowę oddanego z bliskiej odległości. Jak podali z kolei przedstawiciele afgańskich władz, atak miał miejsce w specjalnym, zabezpieczonym pokoju, do którego dostępu nie mieli Afgańczycy zatrudnieni w resorcie. Nie wiadomo na razie, w jaki sposób napastnik dostał się do silnie strzeżonego budynku ministerstwa.

Jak podali przedstawiciele władz USA, zamachowiec zdołał zbiec i obecnie prowadzony jest za nim pościg. Nie ustalono jego narodowości ani nazwiska. Według rzecznika ISAF ppłk. Jimmy'ego Cummingsa, "ze wstępnych doniesień wynika, że napastnik nie pochodzi z zachodniego kraju".

Istnieją obawy, że napastnik może mieć powiązania z afgańskimi siłami bezpieczeństwa. Oznaczałoby to, że zostały one głęboko zinfiltrowane przez talibów, i stawiałoby pod znakiem zapytania ich zdolność do samodzielnego zagwarantowania bezpieczeństwa w kraju - zauważa Reuters.

Jak wskazuje ośrodek analityczny Stratfor, wycofując pozostały personel z resortów w Kabulu, dowództwo ISAF de facto przyznaje, że spodziewa się kolejnych takich ataków.

W afgańskich ministerstwach pracuje wielu doradców Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w charakterze szkoleniowców. Ich rolą jest przygotowanie afgańskich sił bezpieczeństwa na przejęcie pełnej odpowiedzialności za sytuację w kraju po wycofaniu się zachodnich sił do końca 2014 roku.

Afgański minister obrony gen. Abdul Rahim Wardak w rozmowie telefonicznej potępił zamach i przekazał kondolencje swemu amerykańskiemu odpowiednikowi, Leonowi Panetcie.

Rzecznik Pentagonu George Little nazwał zamach rzeczą "nie do przyjęcia" i zaapelował do władz Afganistanu o zapewnienie lepszej ochrony siłom międzynarodowej koalicji poza bazami.

Jednocześnie Little zapewnił, że USA "będą nadal współpracowały z narodem afgańskim w walce z zagrożeniem terroryzmem, aby zbudować Afganistan, który będzie w stanie samodzielnie rządzić i zapewnić bezpieczeństwo (mieszkańcom)".

Do ataku przyznali się afgańscy talibowie. W przesłanym komunikacie oświadczyli, że była to akcja odwetowa za spalenie egzemplarzy Koranu przez amerykańskich żołnierzy w bazie wojskowej ISAF pod Kabulem. Według rzecznika talibów Zabihullaha Mudżahida, w ataku zginęło czterech wysokich rangą Amerykanów, jednak w przeszłości podobne oświadczenia sztucznie zawyżały liczbę ofiar.

W nocy z poniedziałku na wtorek egzemplarze Koranu skonfiskowane więźniom w amerykańskiej bazie wojskowej Bagram, ok. 60 km na północny wschód od Kabulu, zostały spalone, ponieważ Amerykanie obawiali się, że za ich pośrednictwem osadzeni przekazują sobie wiadomości.

Mimo przeprosin wystosowanych przez prezydenta Baracka Obamę, ministra obrony USA Leona Panettę i dowództwo ISAF, incydent wywołał protesty w całym kraju.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)