Obabcia
To babcie Baracka Obamy miały na niego największy wpływ w czasach jego młodości. Biała Madelyn Dunham z Hawajów łożyła na wykształcenie, uczyła kultury i przedsiębiorczości. Ale gdy chciał odnaleźć własne korzenie, pojechał do małej wioski na równiku, gdzie mieszka 86-letnia Mama Sarah.
22.01.2009 | aktual.: 23.01.2009 08:52
Do Kogelo położonego niedaleko granicy z Ugandą wiedzie dziurawy trakt przez wzgórza porośnięte plantacjami herbaty i bananowymi sadami. Po drodze mija się spocone kobiety kopiące kilofami rowy i dzieci zajęte zabawą na wysypiskach śmieci.
Osiem godzin jazdy z Nairobi do Kisumu, potem dwie do wsi Niya. Tam czekają już przewodnicy, by zawieźć nas pod samą posesję babci Obamy. Na widok białych przybyszów uczniowie szkoły imienia senatora Obamy prężą się dumnie. Ich wyprasowane biało-niebieskie mundurki kontrastują z ubogim otoczeniem. Okoliczne wsie zazdroszczą tubylcom nowego baru dla turystów. Kiedyś atrakcją wioski było piwo Senator, które rodzina prezydenta USA miała pić podczas świętowania zwycięstwa. Browar szybko zamienił jednak nazwę wyrobu na Prezydent.
– To właśnie ojczyzna Obamy – mówi policjant, który pilnuje wejścia na posesję babci prezydenta USA.
Za duże łóżko
Obamę zawsze interesowały jego korzenie. Lata młodości spędził na Hawajach. Matka zostawiła go pod opieką swoich rodziców, by pracować w Indonezji. Czarnoskóry ojciec mieszkał w Kenii, Barack widział go tylko raz w życiu. Wówczas padł mit taty, bojownika o wolność w Afryce. Przyszły prezydent był rozczarowany postawą biologicznego ojca.
Jako student zacząć poszukiwania własnej tożsamości. Po śmierci ojca wyruszył do Kenii. To miała być podróż życia. Wspominał później, że wówczas zaakceptował swoją przeszłość. Wielka w tym zasługa jedynej bliskiej czarnoskórej krewnej – przyrodniej babci Mamy Sarah.
W Kogelo, w malutkim domku Obamów, zaraz przy wejściu wisi zdjęcie z 1982 roku. Barack i babcia wracają z targu. Do sklepu są dwie godziny drogi. Wraz ze startem kampanii w USA dla Mamy Sarah skończyły się spokojne czasy.
– Moje życie po wyborach wiele się nie zmieniło. Wciąż zajmuję się pracą na roli – zapewnia. Kłamie. To widać, bo Kenijczycy kłamać nie potrafią. Zawsze wydaje ich specyficzny uśmiech. Babcia nawet po kilku dużych wywiadach z amerykańskimi stacjami nie nauczyła się robić dobrej miny do złej gry. Zwykle mówi to, co myśli. Za to kochają ją tysiące Kenijczyków, którzy pielgrzymują do Kogelo.
W 2006 roku Barack dał pieniądze na domek dla babci. Niewielki, za to murowany. Mama Sarah chciała się odwdzięczyć wnukowi i kupiła mu łóżko. Nie zmieściło się jednak do środka i ówczesny senator spędził noc na podłodze.
Gdy na dzień przed wyborami prezydenckimi zmarła jego babcia z Hawajów, Obama odwołał wszystkie planowane spotkania. Media wypominały mu potem, że zdobył punkty do przedwyborczych sondaży na rodzinnej tragedii. Później pisano, że dzięki temu ludzkiemu ruchowi wygrał bój o prezydenturę. O punkcie kulminacyjnym wyborów Kenijczycy wiedzą jednak swoje. Gdy przeciwnicy wypominali w kampanii Obamie muzułmańskie korzenie, głos zabrała Mama Sarah. – Nikt nie ma wpływu na swoich przodków. Jestem pewna, że Barack, podobnie jak ja, jest chrześcijaninem – powiedziała twardo. Ameryka negatywnie nastawiona do islamistów zamilkła. Wnuk nawet nie musiał się bronić. * Zmienił Kogelo, zmieni świat*
Posesję Mamy Sarah otacza ogrodzenie, za którym siedzi pięciu policjantów. Obok nich stoi wielki namiot. Tam nocują. W Kenii, która nie ma dorobku kulturalnego czy nawet kulinarnego, Mama Sarah wyrasta na największy skarb państwa. Popularnością przebiła już nawet Wangari Muta Maathai, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla z 2004 roku.
Po zaskakującym napadzie rabusiów w trakcie kampanii wyborczej powzięto więc wszelkie środki bezpieczeństwa. Do domu Obamów doprowadzono już elektryczność, grupka czarnoskórych chłopców pracuje nad doprowadzeniem do wioski wody. Mama Sarah nie ukrywa, że wielka w tym zasługa Baracka. – Zmienił już naszą wioskę, więc uda mu się z USA i całym światem. W Kenii przydałoby się zmodernizować drogi, zbudować mieszkania, znaleźć ludziom pracę. Dajcie wnukowi czas – apeluje. Kilka dni później kenijski rząd zakaże miejscowej rodzinie Obamy wypowiadania się dla prasy.
Mama Sarah nie lubi dziennikarzy. Zadają wciąż te same pytania. Babcia siedzi pod wielkim drzewem. U jej boku siostra, jakiś daleki krewny i tłumacz. Babcia umie po angielsku tylko się pożegnać i obwieścić: last question. Nad wszystkim czuwa policjant. Swoista konferencja prasowa w wydaniu równikowym.
Cień drzewa nie obejmuje krzesła dla gości. Może szybciej zrezygnują rażeni intensywnością ostrego słońca. – Tylko kilka pytań – obwieszcza tłumacz. Babcia odpowiada treściwie. Stara się nie pokazywać uczuć. Jej siostra wtrąca się: „Pani Obama jest zmęczona”. Tłumacz wciąż pośpiesza.
Czeski dziennikarz popełnił błąd – nie zabrał prezentów. To nie Europa. Odchodzi z kwitkiem po pięciu minutach. Mama Sarah, zaskoczona, że Polska nie jest stanem USA, zabiera nas do domu. Może dlatego, że wcześniej na stole postawiliśmy żubrówkę.
– Mam zaproszenie do Białego Domu, ale wolę pozostać w Kogelo. Moje życie jest tutaj, na wsi. Mam swoje gospodarstwo. To moje życie – powtarza raz po raz.
Wyjątkowo szczęśliwa babcia
W Kogelo ważny jest kolor skóry. Kenijczycy wierzą, że biali mają pieniądze, czarni – szczęście. Barack jest Mulatem. Zdaniem miejscowych ma więc wszystko, czego trzeba do osiągnięcia sukcesu.
– Jestem pewna, że będzie prezydentem białych i czarnych. Pamiętajcie moje słowa. To wielka nadzieja dla Afryki – prorokuje babcia. Zdaje sobie sprawę, że wnuk może nie znaleźć czasu na odwiedziny przez kolejne kilka lat. Po 1982 roku odwiedził rodzinę jeszcze w latach 90., by przedstawić swoją żonę. W 2006 roku przyjechał do Kogelo już w roli ważnej osobistości. Z babcią rozmawiał w obecności tłumacza.
To było ostatnie spotkanie, potem ich relacja ograniczała się do telefonów. Babcia jeszcze nie ma komórki. Ma jednak plakaty Obamy, ludzie przywożą jej gazety, w kącie jednego z pomieszczeń stoi mały telewizor. To jej wystarcza. Choć wie, że być może nie zobaczy już Baracka, uważa, że wnuk musi poświęcić się swojej nowej roli.
Mama Sarah chętnie rozmawia o Baracku, ale tematu rodziny nie chce poruszać. Była trzecią żoną lokalnego farmera. Z musu, bo w Kenii wciąż obowiązują takie zwyczaje. Ojciec aktualnego prezydenta USA zginął w wypadku samochodowym. Traumatyczne wspomnienie. W Kenii panuje pogląd, że kobieta nie może być szczęśliwa. Babcia to podobno wyjątek. – To ciężko pracująca kobieta. Najmądrzejsza osoba na świecie – mówią w Kogelo. Nikt nie bierze pod uwagę, że z dnia na dzień jej życie przewróciło się do góry nogami. Rusza nerwowo rękoma, marszczy czoło.
Babcia – choć nigdy nie chodziła do szkoły, a czytania i pisania uczyła się sama – stała się wyrocznią dla każdego Kenijczyka. Codziennie odwiedza ją kilku rodaków. Wszyscy nazywają Obamę swoim kuzynem. Niektórzy podają się nawet za jego daleką rodzinę. Takich trzeba przyjąć pod dachem, nakarmić i napoić. Po posesji Obamów biega więc pełno dzieci. Łakomie patrzą na prezenty.
Babcia nie lubi zdjęć. W Kenii wciąż wierzy się, że każdy trzask migawki zabiera kawałek życia. Mama Sarah musi być jednak twarda. Ma jeszcze misję do spełnienia. – Babcia całego świata? Gdzieżby! Ja przyjmuję turystów i dziennikarzy, by zrobić coś dla pokoju na świecie. Jak nie ja, to dokona tego Barack.
Przy tych słowach pierwszy raz uśmiecha się naprawdę szczerze. (ap)
Szymon Opryszek