O. Zięba: zarządzanie tym jest bez sensu
- Zarządzanie Europejskim Centrum Solidarności wydaje mi się w obecnej sytuacji bezsensowne - powiedział dominikanin o. o. Maciej Zięba, który zrezygnował z kierowania tą instytucją. W TVN24 przyznał, że decyzję podjął po rozmowie z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem, który skrytykował organizację przez ESC obchodów 30-lecia powstania Solidarności. Adamowicz nazwał to widowisko "wielką klęską". - Cytaty włożone mi w usta o "piciu na ostro" to są rzeczy, o których jako żywo nie mówiłem - zapewnił duchowny komentując artykuł z "Gazety Wyborczej".
"Istotna różnica w myśleniu"
O. Maciej Zięba, który zrezygnował z zarządzania Europejskim Centrum Solidarności powiedział, że rozmawiał w tej sprawie z prezydentem Paweł Adamowiczem. - Umówiliśmy się, że rzeczywiście istnieje istotna różnica co do myślenia o ECS - przyznał o. Zięba na konferencji prasowej.
- Podjąłem się tej funkcji, kiedy mówiono, że będzie to całkowicie pozapolityczne, że mam się zająć etosem - na tym się znam, czuję się człowiekiem Solidarności. I to, że właśnie jestem księdzem okaże się pomocne, bo wszyscy inni byli już spolaryzowani politycznie. Ja starałem się maksymalnie meandrować i z każdym rozmawiać. To stawało się coraz bardziej utrudnione - tłumaczył Zięba, oświadczając, że po dokończeniu kilku projektów, odejdzie ze stanowiska.
Ojciec Zięba ocenił, że przy okazji ostatnich obchodów 30. rocznicy Sierpnia 1980 "wyraźnie okazało się, że niektórzy politycy chcą raczej konfrontacyjnego budowania Sierpnia, żeby był spór dwóch etosów". - A dla mnie było oczywistą rzeczą, że ten etos jest wspólny, że całe moje działanie polega na tym, żeby podkreślać jedność - przekonywał dyrektor ECS.
Dominikanin zadeklarował jednak, że chce dokończyć rozpoczęte przez siebie projekty edukacyjne, naukowe i artystyczne. - Ustaliliśmy, że - nie podając jeszcze konkretnych dat - dokończę projekty, które zaczęliśmy, a jest ich cała seria, naprawdę ciężko pracujemy - powiedział Zięba.
Za sprawy, które chciałby "podopinać", uznał m.in. edukacyjny, międzynarodowy projekt Przystanek Gdańsk, Forum Młodych połączone z wręczaniem Nagrody Lecha Wałęsy, konferencję naukową na UW.
Zamiast dyrektora - pełniący obowiązki
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zapowiedział na konferencji prasowej, że nowy dyrektor ECS nie będzie wybrany wcześniej niż na początku przyszłego roku. W momencie odejścia o. Zięby prezydent zamierza powołać pełniącego obowiązki dyrektora.
Jak powiedział Adamowicz, "o terminie i formie odejścia z ECS ma zdecydować i poinformować o. Maciej Zięba". - Tak się umówiliśmy - dodał. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do Urzędu Miasta, o. Zięba swoją funkcję będzie pełnił do końca października.
Mówiąc o działalności dyrektora, Adamowicz przyznał, że o. Ziębie udało się dwukrotnie pozyskać dodatkowe środki z budżetu państwa na działalność centrum. Za jego sukces prezydent uznał też wypromowanie kilku wydarzeń artystycznych, np. festiwalu "All About Freedom".
"Wielka klęska widowiska"
W ubiegłym tygodniu prezydent Gdańska zażądał od szefa ECS sprawozdania dotyczącego organizacji spektaklu "Solidarność. Twój Anioł Wolność ma na imię" w reżyserii Roberta Wilsona z USA, który odbył się 31 sierpnia w Gdańsku. Wzięli w nim udział m.in. Marianne Faithfull, Macy Gray, Kayah, Krystyna Janda i Jerzy Radziwiłowicz. Adamowicz uznał to widowisko za "wielką klęskę".
Na poniedziałkowej konferencji prasowej o. Zięba powiedział, że wielkim osiągnięciem przedstawienia był m.in. udział wybitnych zagranicznych artystów oraz 30-tysięczna widownia - to jego zdaniem dużo w porównaniu z trzema tysiącami osób uczestniczących tego samego dnia w mszy św. przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców.
Przyznał jednak, że koncert miał też pewne słabości, jak np. wprowadzone w ostatniej chwili przez reżysera angielskojęzyczne monologi, co - zdaniem szefa ECS - "rozbiło tempo tego widowiska".
O. Zięba wyznał, że z Adamowiczem różni się m.in. co do wizji ECS. Szef ECS nie zgadza się np. z prezydentem Gdańska, że kierowana przez niego instytucja jest "za mało zakorzeniona w działalności na Pomorzu".
Zapytany, czy Adamowicz postawił mu ultimatum: dobrowolna rezygnacja lub zwolnienie, o. Zięba odpowiedział: - To nie było tak mocno powiedziane - że wyczerpała się formuła, a koncert to przypieczętował.
O. Zięba powiedział też, że kierowanie ECS było coraz bardziej utrudnione przez spory polityczne wokół dziedzictwa Sierpnia 1980 roku. - Podjąłem się tej funkcji, kiedy mówiono, że będzie to całkowicie pozapolityczne, że mam się zająć etosem - na tym się znam, czuję się człowiekiem Solidarności. I to, że właśnie jestem księdzem okaże się pomocne, bo wszyscy inni byli już spolaryzowani politycznie. Ja starałem się maksymalnie meandrować i z każdym rozmawiać. To stawało się coraz bardziej utrudnione - tłumaczył Zięba.
Ojciec Zięba ocenił, że przy okazji ostatnich obchodów 30. rocznicy Sierpnia 1980 "wyraźnie okazało się, że niektórzy politycy chcą raczej konfrontacyjnego budowania Sierpnia, żeby był spór dwóch etosów". - A dla mnie było oczywistą rzeczą, że ten etos jest wspólny, że całe moje działanie polega na tym, żeby podkreślać jedność - przekonywał dyrektor ECS.
Zdaniem szefa ECS, aby instytucja mogła sprawnie funkcjonować, potrzebne są jej specjalne prerogatywy na mocy ustawy.
"Polityczny" tekst o uzależnieniu?
Podczas konferencji o. Zięba odniósł się także do sobotniego artykułu w "Gazecie Wyborczej", w którym napisano m.in., że jest uzależniony od alkoholu. Zięba uznał, że tekst ten jest "polityczny" i nie ukazał się przypadkowo. - To skazanie człowieka na śmierć cywilną z zimną krwią - ocenił.
Przyznał, że kilka lat temu wpadł w depresję - "chorobę niebezpieczną i perfidną", w której alkohol bywa "najprostszym antydepresantem". - To są jednak wszystko rzeczy sprzed dobrych paru lat. (...) Cytaty włożone mi w usta o "piciu na ostro" to są rzeczy, o których jako żywo nie mówiłem - zapewnił.
Spektakl plenerowy "Solidarność. Twój Anioł Wolność ma na imię", który kosztował prawie 9 mln zł, reżyserował amerykański artysta Robert Wilson. Wzięli w nim udział m.in. Marianne Faithfull, Macy Gray, Kayah, Krystyna Janda i Jerzy Radziwiłowicz. Kosztowne widowisko jako klęskę oceniła prasa. „Narobiły mi apetytu szumne zapowiedzi (…) Dzisiaj czuję się z tym niedobrze” – pisał w „Polsce – Dzienniku Bałtyckim” Jarosław Zalesiński.
Krytyk oczekiwał show, widowiska na miarę wielkiej historii, którą miało upamiętniać. Tymczasem: ”dostaliśmy jedynie koncert z przystawkami, a właściwie nawet nie koncert, tylko festiwal jednej piosenki. Ktoś wszedł, zaśpiewał, Rufus Wainwright na przykład znakomicie, schodził, ktoś nowy wchodził, Wojciech Mann próbował to swoim poczuciem humoru sklejać w jakąś całość, ale nawet temu mistrzowi zagadywania ludzi nie mogło się to udać” – czytamy w recenzji w "Polsce-Dzienniku Bałtyckim".