O. Hejmo: IPN nie chciał się ze mną skontaktować
Instytut Pamięci Narodowej przed ujawnieniem informacji o współpracy dominikanina ojca Konrada Hejmo ze Służbą Bezpieczeństwa nie szukał z nim kontaktu. Sam zainteresowany przyznał w Radiu Zet, że wiedział o sprawie od "przyjaciół" i prosił o spotkanie z przedstawicielami IPN.
Leciałem do Warszawy właśnie po to, by się spotkać, bo miało to być odłożone. (...) Prosiłem (o spotkanie w IPN) przez przyjaciół, którzy mi donieśli z Warszawy, że coś takiego nade mną wisi, w co nie chciałem nawet wierzyć. (...) Nie mogłem lecieć we wtorek, bo w środę jest audiencja. Więc zaraz po audiencji udałem się na lotnisko (...), z komórki dowiedziałem się od przyjaciół, że to już jest ogłoszone. No to nie ma po co lecieć - powiedział.
Podkreślił, że nie wie, co jest w dokumentach, ponieważ ich nie widział. Pytany, jak zamierza rozwiązać sprawę, wyjaśnił, że będzie "kierował się mądrością prowincjała i ewentualnie biskupów".
Dominikanin zaprzeczył, że świadomie przekazywał informacje Służbie Bezpieczeństwa, przyjmował za to pieniądze i spotykał się z przedstawicielami najwyższych władz państwowych w Polsce. Przyznał jednak, że próbowano go zwerbować.
Jego zdaniem, ewentualnym oficerem mógł być Polak, który mieszkał w Niemczech i był znany w środowisku rzymskim. Mam na myśli pana M., którego nazwiska nie chce podawać ze względu na jego rodzinę, która żyje - powiedział.
Przyjeżdżał co miesiąc, co dwa miesiące. Brał ode mnie materiały w znaczeniu takim, że odbijał niektóre rzeczy, które ja przygotowywałem zupełnie dla innych celów. Mówił, że pracuje dla niemieckiego episkopatu, że chce pomóc środowisku polskiemu w Niemczech - opowiadał. O. Hejmo powiedział, że nabrał w stosunku do niego podejrzeń w 1980 roku, gdy tamten "mocno sobie wypił" i "plótł takie rzeczy, które mogły wskazywać, że jest przez kogoś przysyłany".
W pierwszym roku nie miałem z czego żyć we Włoszech, w Rzymie. Miałem pracować w radiu, nie pracowałem, więc byłem na takim statusie wolnego - co sobie zarobi, to ma, i księża mi pomagali - tłumaczył.
Powiedział, że próbowano go zwerbować. Zwłaszcza wtedy, gdy byłem duszpasterzem akademickim w Poznaniu. Wtedy każdy duszpasterz akademicki miał swojego opiekuna, myśmy tak to nazywali, który chodził, przypominał, chciał rozmowy, prowadzić gdzieś do kawiarni - opowiadał o. Hejmo.
Proszony o skomentowanie doniesienia, że akta zawierają informacje, iż charakteryzował sylwetki zakonników, odparł, że nic na ten temat nie wie. Wyraził przypuszczenie, że gdy był w Krakowie i przygotowywał "jakieś rzeczy do druku", mogły one "wyciec". Mieliśmy wewnętrzne pismo, nasze zakonne, w którym pisaliśmy różne rzeczy o sobie. To było dla wewnętrznego użytku - wyjaśnił.
Informację, że z dokumentów wynika, iż współpracował do 1988 r. z SB określił jako "poroniony pomysł". W 1984 roku poszedłem do opieki nad pielgrzymami i w ogóle nie miałem już żadnego kontaktu nawet z tym panem. Rok 1980 był takim momentem pracy, kiedy miałem zlecone informacje na temat Kościoła polskiego i wszystkich spraw, przekazywałem je arcybiskupowi Dąbrowskiemu. (...) Pracowałem nad informowaniem, co tu prasa mówi, co uczelnie na temat naszego papieża, który zaczynał dopiero kierowanie kościołem - tłumaczył.
Dominikanin powiedział, że mimo wcześniejszych planów nie przyjeżdża teraz do Polski, lecz prowincjał dominikanów o. Maciej Zięba pojedzie do Rzymu. Powiedział, że rozmawiał o sprawie z abp. Stanisławem Dziwiszem "krótko i węzłowato" i będzie z nim jeszcze rozmawiał.
Pytany, czy nadal będzie opiekunem polskich pielgrzymów, odparł: Nie muszę być. W tej sytuacji byłaby to pewna niezręczność, myślę, obustronna.
Prezes IPN Leon Kieres ujawnił w środę po południu, że Instytut ma materiały świadczące o tym, że ojciec Konrad Hejmo współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Hejmo od ponad 20 lat prowadzi polski Dom Pielgrzyma w Rzymie.