ŚwiatO człowieku, który bardzo chciał śpiewać

O człowieku, który bardzo chciał śpiewać

Choć bezrobotnych artystów śpiewających na
ulicy zawsze były w Rosji tysiące, aktor Andriej Istokow nie
został jednym z nich: na ścianie swojego bloku wywiesił napis -
"Śpiewam bezpłatnie przez telefon". Podał numer komórki i...
rozpoczął karierę.

30.01.2004 | aktual.: 30.01.2004 14:18

"Śpiewanie jest dla mnie jak powietrze, jak woda, bez niego nie potrafię żyć. Nie byłem w stanie znaleźć dla siebie miejsca na scenie, więc postanowiłem inaczej. Każdy kto dzwoni na moją komórkę usłyszy tyle piosenek, ile będzie chciał" - mówi 39-letni artysta, absolwent słynnego GITI-su, Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej.

Telefon Andrieja to jego mikrofon. Ogłoszenia w gazetach i na ścianie bloku to jego afisze. Nieznani mu ludzie po drugiej stronie słuchawki to jego publiczność. Sceną bywają różne miejsca - czasem śpiewa idąc ulicą, czasem jadąc trolejbusem, kiedy indziej zaczyna koncert obudzony w nocy przez dzwoniący telefon. Robi to od 1993 roku. W ciągu 10 lat stał się "altruistą z przymusu" i twórcą pierwszego w świecie "Telefonicznego Teatru".

"Mam prosty zwyczaj, nigdy nie odmawiam. Budzi mnie w nocy telefon, przecieram oczy i śpiewam, jem - odstawiam na bok talerz i śpiewam" - mówi. Rozmowę przerywa telefon, Andriej bierze do ręki gitarę, by trzymając przy uchu komórkę, zaśpiewać nieznanemu odbiorcy swoją "Pieśń telefonicznego artysty".

Jego repertuar to setki rosyjskich romansów, pieśni ludowych. Andriej ma także spory zasób piosenek po angielsku i niemiecku. Zarabia czasem jakiś grosz zapraszany na wesela, imprezy czy asystując przy kolejnym musicalu. Niekiedy inni artyści wykonują jego "kawałki".

Istokow próbował różnych zawodów - był kurierem, pracował jako agent nieruchomości, zarabiał pieniądze, ale tylko po to, by... wrócić do śpiewania. Próbował organizować uliczne spektakle - padał ofiarą żądnej łapówek milicji, chciał dawać bezpłatne koncerty, wyzywano go od włóczęgów.

Przez 10 lat stworzył już sobie prawdziwą telefoniczną publikę - kilkadziesiąt, może kilkaset osób, które dzwonią do niego często. "Od ośmiu lat codziennie śpiewam dla sparaliżowanej kobiety, która nie może wychodzić z domu i moja piosenka czasami jest dla niej jedyną szansą usłyszenia ludzkiego głosu" - mówi.

Czasem dzwonią studenci, którzy zakładają się o piwo, że taki artysta istnieje, czasem dzieci chcą, żeby ktoś zastąpił zapracowanych rodziców i zaśpiewał im kołysankę. Sam Andriej dzieci nie ma.

Andriej, który sprawia wrażenie radosnego i absolutnie zadowolonego z życia, powoli staje na nogi także pod względem bytowym. Ma własną stronę internetową istokov.narod.ru, buduje z rodzicami dom pod Moskwą, tak aby mieszkanie na centralnej Dobrynince przekształcić w miejsce występów.

Jego rozmowę z korespondentem kilkakrotnie przerywają telefony. Andriej istotnie nie odmawia i śpiewa. Mówi, że łącznie ma po kilkadziesiąt telefonów dziennie. Publika się poszerza, dzwonią nowi ciekawscy, a część z nich dołącza do wielbicieli "altruisty z przymusu".

"Czasem dzwonią i pytają 'To ty jesteś ten artysta', czasem po prostu 'Przepraszam, czy to tu śpiewają'" - mówi Istokow. Milicja, która łapała go na ulicy, gdy próbował występów i odmawiał łapówek, nie podchodzi już do niego, gdy na środku chodnika wyciąga gitarę i śpiewa do telefonu.

"Mają mnie za głupka i zresztą bardzo mi z tym dobrze -powiedział Andriej na pożegnanie. - Dobrze wiem, że nie jestem żadnym głupkiem, po prostu jestem człowiekiem, który bardzo chciał śpiewać".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)