Nowy trend w pielgrzymowaniu. Prywatyzacja polskiej tradycji
Końcówka lipca i początek sierpnia to w polskiej tradycji religijnej okres pielgrzymowanie na Jasną Górę. I nawet jeśli z roku na rok pielgrzymki stają się nieco mniej liczne, to akurat ta tradycja z cała pewnością przetrwa. Ożywiać ją zaś będą także inne modele pątnictwa - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Wejście na Jasną Górę, po kilku, kilkunastu dniach wspólnej drogi, to jedno z tych przeżyć, których nie da się zapomnieć. Widok strzelistych wież jasnogórskiego klasztoru, które wyłaniają się zza drogi, napawa ogromną radością. I to dlatego tak często na ostatniej prostej, na alei prowadzącej już do klasztoru, ludzi napełnia ogromna radość i wielu mimo ogromnego zmęczenia, rzeczywiście aż skacze z radości.
A wiem to, bo kilkukrotnie (trzy razy jako licealista i student, i później jeszcze raz) przemierzałem tę drogę, i doskonale pamiętam jakie emocje jej towarzyszyły. Widziałem także - a świadomość tego była tym większa, że między poszczególnymi pielgrzymkami minęło dobrze ponad dwadzieścia lat - jak bardzo zmieniło się pielgrzymowanie.
Gdy szliśmy z moją wówczas dziewczyną, a teraz żoną - w latach 90. to warunki były o wiele bardziej spartańskie, a ponad dwadzieścia lat później pielgrzymce towarzyszyły już wozy z wodą i jedzeniem, a nawet przenośne prysznice. Istotą się jednak nie zmieniła: wysiłek jaki trzeba włożyć w drogę, zmęczenie i odciski, ale także ogromna radość i głębokie przeżycia duchowe. Warto tego doświadczyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pielgrzymka do La Ghriby. Wielka feta w kraju masowo odwiedzanym przez Polaków
Genialny pomysł kardynała Wyszyńskiego
Jasnogórskie pielgrzymowanie, choć jego źródeł trzeba szukać w dziękczynieniu za przetrwanie epidemii (a kilka miejsc spiera się o to, kto był pierwszy i kto najdłużej pielgrzymuje), jest jednym z najważniejszych dowodów na to, jak bardzo twórczo traktować można i trzeba tradycje. Oczywiście pielgrzymka warszawska (nie tylko) idzie przez Polskę od stuleci, ale wiele innych zaczęło przemierzać Polskę w okresie komunizmu.
Dlaczego? Bo tak się składa, że Prymas Stefan Wyszyński - w swoim twórczym geniuszu - z Jasnej Góry uczynił główne centrum polskiego katolicyzmu, a co za tym idzie główny symboliczny, duchowy punkt sprzeciwu wobec komunizmu. Pielgrzymowanie jasnogórskiej ikony (a później już tylko - po aresztowaniu obrazu przez komunistów - tylko pustych ram) przez Polskę odradzało wiele miejsc duchowo, a pielgrzymowanie ludzi na Jasną Górę dawało nadzieję i pozwalało znaleźć się w innej Polsce. Oczywiście komuniści przeszkadzali, bezpieka przeprowadzała prowokacje, ale to nie mogło zmienić faktu, że pielgrzymki szły, że ludzie się modlili, że przeżywali coś ważnego.
Pomysł, by pielgrzymi szli z całej Polski, by z najdalszej części Polski na Jasną Górę szli ludzie, to było twórcze zaadoptowanie pewnej tradycji. Prymas jej nie wymyślił, wszystkiego nie zaplanował, ale… dał impuls, który podjęli inni. I tak zaczęły się pojawiać kolejne grupy, kolejni księża szaleńcy, którzy organizowali grupy i kolejni ludzie, którzy tydzień, dwa, a niekiedy trzy swojego urlopu chcieli poświęcić na wspólną drogą.
Ich pielgrzymowanie zmieniało zaś także otoczenie, bo - im dalej od Częstochowy, tym lepiej to było widać - pielgrzymki wytwarzały ogromny ruch społeczny, ludzie organizowali się, by nakarmić pątników, by zorganizować dla nich miejsca na nocleg, by powierzyć im swoje problemy i poprosić o modlitwę. "Nie mogę w tym roku pójść, ale proszę o modlitwę" - sam pamiętam takiej prośby kierowane, gdy wędrowałem z innymi. I to jest coś niewątpliwie wielkiego. Coś, co - mimo wszystkich zmian, i w mniejszej skali - nadal istnieje.
Prywatyzacja pielgrzymek
Pielgrzymowanie - co jest znakiem naszych czasów - powoli się też prywatyzuje. Istotne są już nie tylko wspólne pielgrzymki, wielkie niekiedy grupy, ale… mniejsze wspólnoty, które razem zmierzają - na rowerach, motorach czy czymkolwiek innym - na Jasną Górę (ale też pieszo czy rowerami do wileńskiej Ostrej Bramy, albo do innych, niekiedy bardziej lokalnych miejsc pielgrzymkowych). Te grupy dają zupełnie inne przeżycie, inny model, ale także dzielą zmęczenie, wysiłek i radość ze starszymi siostrami pielgrzymkami na Jasną Górę.
Ogromną, i rosnącą popularnością cieszą się też "prywatne" (cudzysłów jest tu kluczowy, bo nic takiego jak zupełnie prywatne pielgrzymowanie nie istnieje) pielgrzymki do Santagio de Compostella w Hiszpanii. Ludzie jadą do Hiszpanii, albo Portugalii i tam jedną z dróg idą szlakiem Jakubowym. To inny rodzaj pielgrzymowania, o wiele bardziej osobisty, ale też pozbawiony siły jaką dają grupa, ale też niezwykły. I taki, na którego szlaku spotyka się nie tylko ludzi wierzących, ale i niewierzących. Takich, dla których kluczowa jest droga, doświadczenie, które - nawet jeśli nie jest się katolikiem czy chrześcijaninem - przemienia. Wejście w odwieczne, obecne w większości wielkich religii świata doświadczenie drogi - zmienia niezależnie od osobistego światopoglądu. I to jest również coś, co warto zobaczyć, bo jest ważne dla naszych współczesnych duchowości.
Nowa forma potrzebna?
I może warto, by - nie rezygnując z tego, co jest i co nadal przyciąga dużą grupę ludzi - by współcześni hierarchowie zaczęli uważniej przyglądać się tym nowym zjawiskom. Księża - ci z nowych wspólnot religijnych, z wielu parafii - już to robią i organizują, angażują się w rozmaite formy pątnictwa, ale nieszczególnie widać ich wielkie wsparcie z góry Episkopatu.
A może warto, by ktoś - jak kiedyś kardynał Wyszyński - zastanowił się nad tymi elementami polskiej tradycji religijnej, które są bardziej współczesne, i by… nadał im nową formę? Może warto odradzać inne starsze miejsca pątnicze (co już się poniekąd dzieje), może warto organizować bardziej osobiste, samotne pielgrzymki do nich, może warto budować pątnicze schroniska (powoli powstają już takie na polskim szlaku jakubowym) i wspierać te, które już istnieją?
Pielgrzymi i pielgrzymowanie to jedno z najważniejszych doświadczeń religijnych, obraz - i w tej kwestii zgadzają się niemal wszystkie religie - naszego życia, więc warto do nich wracać. Turystyka (choć także jest pięknym doświadczeniem) nie daje tych samych przeżyć, warto więc - po to, by nie tracić duchowego wymiaru życia - uzupełniać ją wymiarem duchowym. A nic nie służy temu lepiej niż… pielgrzymowanie. O jego przyszłość jestem więc spokojny, jeśli coś mnie fascynuje to jedynie to, na ile skorzystać z tego wielkiego daru będzie umiał współczesny Kościół hierarchiczny.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".