Nowy rok, nowa Ukraina?

Pięciotygodniowe party na Majdanie dobiega końca. Największa parada wolności w Europie kończy się sukcesem. W niedzielny wieczór w centrum Kijowa trudno było uniknąć wzruszenia - zarówno Ukraińcom, jak i cudzoziemcom przyglądającym się Pomarańczowej Rewolucji - pisze w „Tygodniku Powszechnym” Andrzej Brzeziecki.

Przewaga Wiktora Andriejewicza nad Wiktorem Fedorowiczem nie pozostawia wątpliwości: rewolucja wygrała. Spośród licznych przepowiadanych wariantów realizuje się coś pomiędzy wariantem polskim z roku 1989 a gruzińskim z roku 2003: pokojowe przejęcie władzy przez opozycję. Możliwe również dlatego, że część “obozu władzy” - aby uniknąć konfrontacji lub z mniej humanitarnych pobudek - zrezygnowała z upartego bronienia pozycji. Ukraina to kolejny dowód, że narody tej części Europy potrafią wyciągać wnioski z historii.

A więc party się kończy. Co to oznacza? Po pierwsze, porządki. Julia Tymoszenko - piękna “żelazna Julka”, prawa ręka Juszczenki - zapowiada, że odchodzący prezydent Leonid Kuczma nie może spać spokojnie, gdyż powinien odpowiedzieć za prześladowania mediów, polityków i dziennikarzy. I że procesy prywatyzacyjne zostaną skontrolowane.

Ale Tymoszenko zapowiada też, że przyszła opozycja będzie mogła znaleźć w nowej rzeczywistości miejsce dla siebie. Te deklaracje, zwłaszcza w ustach radykalnej Julii, to nie tylko czcza gadanina, ale także polityczna oferta: odejdźcie pokojowo, a krzywda wam się nie stanie. Zdrada rewolucji? Może, ale Ukraina jest już zmęczona i ostatnią rzeczą, której potrzebuje, byłaby kolejna konfrontacja. Bo, co ważniejsze, te deklaracje są również ofertą dla tych 40% - głównie rosyjskojęzycznych - Ukraińców, którzy poparli Janukowycza. Przekaz brzmi: Ukraina to nadal wasze państwo. Groźba “ukrainizacji” to z pewnością bajka, ale lęk przed nią jest jak najbardziej realny. Dlatego tak ważne są m.in. zapewnienia obozu Juszczenki, że nie zostanie zamknięta żadna rosyjskojęzyczna szkoła.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)