Nowe numery czołowych polityków
W Polsce wszyscy politycy kochają piłkę nożną. Euro wcale nie kojarzy im się z europejską walutą. Kluby piłkarskie przedkładają nad muzyczne. Gdy ktoś powie „trybuna”, to pierwszym ich skojarzeniem jest miejsce z widokiem na boisko. Wzorem piłkarzy lubią też od czasu do czasu zmienić drużynę. Jednym i drugim zależy na fajnych numerach. Piłkarze pasjonują się numerami na koszulkach, a politycy na listach wyborczych. Właśnie otworzył się wielki worek z politycznymi transferami.
Cały ten zamęt wziął się, z selekcjonerskich kłopotów Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw Państwowa Komisja Wyborcza nie przyjęła sprawozdania finansowego za rok 2006 i widmo utraty 65 milionów złotych zajrzało mu w oczy. Zero transferów.
Nie chciał i nie mógł więc za odstępne przejmować zawodników z klubu poselskiego Samoobrony. Ale premier jest prawnikiem z wykształcenia i pewnie zna „prawo Bosmana”, czyli prawo piłkarza do przejścia bez odstępnego w przypadku wygaśnięcia umowy. Bardzo mu na rękę było więc rozwiązanie tego zespołu i przejmowanie graczy za bezcen jako wolnych strzelców bez kontraktu.
Liga – nie, nie ekstraklasa piłkarska – Polskich Rodzin od razu włączyła się w te rozgrywki. W efekcie koalicja rozpadła się niczym polska defensywa na mundialu w Korei. Zaczęła się kampania wyborcza i uchyliło się okienko transferowe.
Antoniego Mężydłę zaczęła uwierać „radiomaryjność” PiS. Przestał nadawać na tych samych falach co koledzy i postanowił zagrać teraz w składzie PO. Partyjny lider niczym prezesi wielkich klubów na specjalnej konferencji prasowej zaprezentował nowego zawodnika. Daje miejsce w pierwszym składzie i liczy na gole strzelone przeciwnikom. Swojego miejsca na liście postanowił bronić także były minister z PiS - Radek Sikorski. Z tym, że teraz gra w ataku z PO.
Pierwszym strzałem do siatki wroga jest już samo przejście. Nadaje mu się niemal takie samo znaczenie jak kiedyś transferowi Luisa Figo z Barcelony do Madrytu. Jednak przy uczuciach jakimi darzą się politycy z PiS i PO, emocje kibiców z Katalonii oraz Kastylii wyglądają na braterską miłość.
Klub Samoobrony nie tylko przetrwał trudne chwile bez strat, ale teraz sam myśli o przejęciach i wzmocnieniu. Kusi Leszka Millera, który nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych w LiD. Andrzej Lepper poczuł się na tyle mocny, że nie chciał grać z Romanem Giertychem w jednej lidze i ten ostatni musiał szukać innej unii personalnej. Do Romana Giertycha dołączył Janusz Korwin-Mikke oraz Marek Jurek. Tak powstała Liga Prawicy Rzeczypospolitej.
Zbiorowym transferem można określić oficjalne powstanie komitetu wyborczego Lewica i Demokraci. Do pierwszoligowego SLD dołączyli także „borówki” oraz demokraci.pl, którzy bez „dużego brata” mogliby sobie co najwyżej pokopać w okręgówce.
Okienko kończy się w momencie rejestracji list w Państwowej Komisji Wyborczej i zapewne najbardziej spektakularne zmiany barw klubowych dopiero przed nami. Nelly Rokita wciągnie do Sejmu PSL? Bogdan Borusewicz (były marszałek Senatu z ramienia PiS) zostanie lokomotywą wyborczą Platformy w Gdańsku? Maciej Płażyński (jeden z założycieli PO) wystartuje z listy PiS?
Dobrze, że prezes Prawa i Sprawiedliwości nie postanowił iść śladem prezesa Realu Madryt. Tamtemu zamarzyło się przejmować z innego klubu megagwiazdę co roku. Wziąwszy pod uwagę, że mamy jeszcze wybory samorządowe i prezydenckie, to wizytę przy urnie mielibyśmy częściej niż derby Warszawy…
Marek Dziewięcki, Wirtualna Polska