Nowe informacje ws. Funduszu Sprawiedliwości. Giertych pokazał nagranie
Nowe nagrania w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Roman Giertych twierdzi, że "kampania wyborcza do Sejmu w 2019 roku była już skażona pieniędzmi publicznymi używanymi przez PiS". Giertych opublikował nowe nagranie z udziałem Tomasza Mraza, który ujawnia szczegóły dot. Funduszu Sprawiedliwości.
Nowy materiał został opublikowany o godzinie 10 w niedzielę. Roman Giertych poinformował, że wideo jest zapisem rozmowy, która odbyła się w marcu. "Na wszelki wypadek, gdyby coś się stało" - podkreślił Giertych.
- Nagranie mówi o pewnych elementach, które były przedmiotem spotkań zespołu ds. rozliczeń PiS, które miało miejsce w Senacie dwa tygodnie temu, ale w tym nagraniu dyrektor Mraz ujawnia okoliczności dotyczące tzw. limitów Ziobry, czyli tego - jak słyszeliśmy na taśmach - czego najbardziej bali się posłowie Suwerennej Polski. Tego, jak były dzielone te pieniądze na poszczególnych posłów, na poszczególne okręgi - wyjaśnił na początku nagrania Roman Giertych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Za chwilę zaznaczył, że " na wszystkie słowa, które Mraz wypowiada, są dowody zgromadzone przez niego". -Te wszystkie limity Ziobry miały bowiem formę dokumentów. Nie wiemy kiedy one wypłyną publicznie, ale prędzej czy później to się stanie - stwierdził Giertych.
- W przestrzeni publicznej jeden z najważniejszych urzędników ministerstwa sprawiedliwości ujawnia, że kampania wyborcza do sejmu 2019 roku już była skażona pieniędzmi publicznymi używanymi przez PiS - bo przecież to nie Suwerenna Polska startowała (w wyborach - red), tylko PiS. To oznacza, że subwencja i dotacja Prawa i Sprawiedliwości za ostatnie cztery lata powinna być przynajmniej częściowo zwrócona od budżetu państwa - powiedział Roman Giertych.
I dodał, że "jest przekonany, że Jarosław Kaczyński ma wiele milionów przechowanych i nie będzie dla niego problemu, żeby te przelewy zwrócić" - Oczywiście z odsetkami - podkreślił.
Tomasz Mraz ujawnia u Giertycha
Po wypowiedzi Giertycha na nagraniu pojawił się Tomasz Mraz, który próbował wytłumaczyć się ze swojej roli. - Zostałem wciągnięty, gdy nie wiedziałem, jak to wszystko funkcjonuje - stwierdził i przyznał, że "dopiero teraz tak naprawdę ma możliwość mówić bez obawy o życie swoje i swojej rodziny".
- Fundusz Sprawiedliwości w całej swojej idei jest, w mojej ocenie, bardzo potrzebny. Jest wspaniałym, niestety tylko papierowym przykładem tego, jak można instytucjonalnie określić ramy pomocy prawnej, psychologicznej, materialnej, dla osób, które tego najbardziej potrzebują - powiedział Mraz.
Za chwilę jednak zaczął opisywać przykłady patologii, które powstały i stwierdził, że "zwycięzców konkursów minister Ziobro z ministrem Romanowskim znali często jeszcze przed ogłoszeniem konkursu".
- Typowani zwycięzcy mieli więcej czasu, mieli wsparcie resortu w przygotowaniu oferty. [...] Na polecenie ministrów zawsze można było wpływać na punktację, tak by nie wygrały projekty, które nie podobały się politykom ze względów ideologicznych - powiedział.
Mraz ujawnił też, że "w przypadku jednego konkursu środki, które otrzymały dwie fundacje i etaty, które miały być utworzone w ramach realizowanych przez nich projektów, miały być obiecane dla współpracowników ministra Ziobry na wypadek utraty władzy".
Były dyrektor stwierdził, że uczestniczył w spotkaniu, na którym Zbigniew Ziobro mówił, kto ma zwyciężyć.
W nagraniu opublikowanym przez Romana Giertycha, Mraz mówił też o tzw. paragrafie 11, który "przyznaje dysponentowi w szczególnie uzasadnionej okoliczności możliwość przyznania środków na zadania nieobjęte naborem albo programem".
Zdaniem Mraza, w ramach tego paragrafu dofinansowane były np. jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. - Polityk z Suwerennej Polski w ramach swojej działalności politycznej jechał spotkać się z włodarzami jednostki samorządu terytorialnego i mówił, że mogą dostać 20, 30, 50 tys. zł, tylko żeby przygotowali wniosek - opowiedział. Dotacje te nazwano "ziobrolimitami".
"Ziobrolimity" były przyznawane na dany okręg wyborczy. - Te środki były wykorzystywane w czasie kampanii prezydenckiej na Podkarpaciu w Rzeszowie przez ministra Warchoła. Dostał na to prawie dwie bańki. Jego ludzie jeździli po jednostkach i mówili: a ile głosów dacie? - relacjonował Mraz.
- To było obrzydliwe - ocenił Mraz. Przytoczył też, że po wyborach analizowano skuteczność tych dofinansowań. - Były takie przypadki, że za 800 tysięcy złotych zostało kupione 130 głosów - dodał Mraz.
Czytaj też: