PublicystykaNowa taśma nie zatopiła Morawieckiego. Bardziej niebezpieczna jest ta, której nie znamy

Nowa taśma nie zatopiła Morawieckiego. Bardziej niebezpieczna jest ta, której nie znamy

Nowa taśma z "Sowy i Przyjaciół" z premierem Morawieckim w roli głównej zaszkodziła mu, ale nie zatopiły. Bardziej niebezpieczna jest ta, której nie znamy. Niebezpieczna i dla premiera, i dla nas, bo może być narzędziem nacisku i szantażu wobec szefa rządu.

Nowa taśma nie zatopiła Morawieckiego. Bardziej niebezpieczna jest ta, której nie znamy
Źródło zdjęć: © KPRM | Krystian Maj
Kamil Sikora

Na opublikowanej przez Onet taśmie z udziałem Mateusza Morawieckiego jest sporo oburzających wypowiedzi na temat uchodźców, polskiego społeczeństwa i zagranicznych inwestorów (nie mówiąc już o słownictwie, jakim posługuje się ówczesny prezes banku). O tych najbardziej oburzających fragmentach rozmowy oraz o wypływie ich ujawnienia na wizytę biznesową w Nowym Jorku piszę tutaj.

Z drugiej strony widać, że taśmy nie wstrząsną polską polityką. Nie są głównym i jedynym tematem, tak jak poprzednie publikacje (zarówno te z 2014 r., jak i późniejsze). Jeśli będą miały jakieś poważne skutki polityczne, to poznamy je dopiero za jakiś czas, przy okazji badań zaufania do polityków. Po części wynika to także z tego, że PO jako opozycja eksploatuje temat znacznie słabiej niż PiS, gdy głównymi bohaterami byli politycy PO. I właśnie dlatego partia Grzegorza Schetyny oszczędnie forsuje temat - wszak każde uderzenie w Morawieckiego to przypomnienie o nagraniach z "Sowy", których głównymi anty-bohaterami byli politycy Platformy.

Trudno im zaatakować sam fakt spotykania się w drogich restauracjach (tym bardziej, że Morawiecki nie robił tego za pieniądze podatników) czy używane tam słownictwo, bo ich koledzy i koleżanka (Elżbieta Bieńkowska) używali znacznie gorszego. O dziwo na wyobraźnię bardziej działają ośmiorniczki, niż carpaccio, choć danie, przy którym debatował Mateusz Morawiecki jest droższe.

Czasami tylko politycy PO poruszają wątek, który może nie jest specjalnie medialny, za to jest piekielnie ważny i niesamowicie niebezpieczny. I dotyczy nie taśmy, którą każdy może odsłuchać, ale nagrania, którego nie znamy. Wiemy, że ono jest, bo jego opis pojawia się w zeznaniach nagrywających Konrada Lassoty i Łukasza N. Opowiedzieli oni, że Morawiecki miał rozmawiać o braniu kredytów lub zakupie nieruchomości na słupy (tutaj zeznania się różnią).

- Czy jest to gra obcych służb, które chcą podkreślić, że pan Morawiecki może być przedmiotem szantażu? - pytał Borys Budka w "Poranku TOK FM". I to w pełni zasadne pytanie. Do dzisiaj nie wiadomo, kto ma taśmy o których wiemy, że powstały, ale które nigdy nie zostały ujawnione. Regularnie pojawiają się w mediach kolejne poszlaki wskazujące na rosyjski trop - niedawno "Polityka" opisywała kontakty Marka Falenty, mocodawcy kelnerów, z rosyjskimi oligarchami handlującymi węglem.

Oczywiście to tylko poszlaki i podejrzenia, ale w przypadku szefa rządu państwa, które ma z Rosją wiele zatargów, to bardzo niebezpieczne. Jako opinia publiczna powinniśmy mieć pewność, że nasz premier nie jest zagrożony naciskami i szantażem ze strony obcego państwa. Dlatego polskie służby specjalne powinny doprowadzić do ustalenia posiadaczy taśm. A jeśli same mają je w swoich sejfach, powinny po prostu je ujawnić.

Wystarczy przypomnieć, że poseł PiS Stanisław Pięta został usunięty z komisji ds. służb specjalnych, bo jego romans z Izabelą Pek mógł go narazić na szantaż. Morawiecki tymczasem jest dzisiaj w sytuacji podobnej do położenia Donalda Trumpa. Na niego także Rosjanie mają mieć kompromitujące materiały, choć zupełnie innej natury. Chociaż w czym nasi przywódcy mogą więc przypominać lidera najpotężniejszego państwa świata. Szkoda, że akurat w tym.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)