Nowa Lewica poszła swoją drogą - miała własny pochód
Poprawy warunków pracy, zaprzestania
dyskryminacji grup społecznych i wycofania wojsk z Iraku i
Afganistanu domagali się uczestnicy pierwszomajowego pochodu Nowej
Lewicy, który przeszedł przez Warszawę. Manifestacja była
spokojna, nikt jej nie zakłócał.
Z Nową Lewicą, Polską Partią Socjalistyczną, Komunistyczną Partią Polski, Pracowniczą Demokracją i Ogólnopolską Organizacją Bezrobotnych manifestowało około 100 osób. Pochód nie połączył się z żadną inną demonstracją i poszedł własną drogą - uzgodniwszy to wcześniej z przedstawicielami policji.
Manifestacja zaczęła się na Rondzie de Gaulle'a odśpiewaniem Międzynarodówki, tak też się zakończyła na Placu Grzybowskim, naprzeciwko Kościoła Wszystkich Świętych, gdzie ponad sto lat temu carska ochrana rozbiła manifestację PPS. Zginęło wtedy kilkanaście osób.
"Mniej pracy - większe zarobki" - krzyczeli w czwartek manifestanci. Polskie społeczeństwo to nie społeczeństwo pracoholików, tylko ludzi zmuszonych przez brutalny wyzysk, żeby pracować w najdłuższym wymiarze godzin w Europie (...). Jednocześnie poziom życia społecznego jest oburzająco niski - powiedział przed rozpoczęciem pochodu przewodniczący Nowej Lewicy Piotr Ikonowicz.
Powtarzał to potem wielokrotnie. Przekonywał, że w Polsce nadszedł czas na "prawdziwą lewicę, nie taką jak od Wojciecha Olejniczaka, który prowadził neoliberalną politykę". Podkreślał, że święto 1 Maja ma tradycję dłuższą niż totalitarne systemy w Europie, nie jest własnością żadnej partii i narodziło się w USA.
Imperializm nie jest wymysłem PRL ani Stalina. On zaczął się wcześniej i istnieje do dziś, w wyzysku pracowników, których prawa są gwałcone, którzy w wielkich hipermarketach nie mogą nawet założyć związków zawodowych. Jesteśmy tu dziś, by upominać się o te prawa - mówili z odkrytej platformy na ciężarówce, która stanowiła czoło pochodu, przedstawiciele poszczególnych ugrupowań.
Ikonowicz dziękował liderowi Samoobrony Andrzejowi Lepperowi "za udzielenie bezpłatnego schronienia Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej" - biura założonego przez szefa Nowej Lewicy, pomagającego osobom, którym grozi eksmisja. O niedopuszczalności "eksmisji na bruk" Ikonowicz mówił wielokrotnie.
Wspomniał tu opisany w mediach niedawny przykład z Mińska Mazowieckiego, gdzie - na polecenie Agencji Mienia Wojskowego - eksmitowano mężczyznę śmiertelnie chorego na raka, który zmarł następnego dnia w szpitalu. "Komornik prosił szefa AMW o odłożenie tej eksmisji, ale nie wyrażono zgody" - zaznaczył Ikonowicz.
Nędza neoliberalnego kapitalizmu jest widoczna nie tylko tu, ale też na głębokiej prowincji. To tam potrzebne są takie manifestacje - mówił Mateusz Piskorski z Samoobrony, przedstawiony także jako szef Towarzystwa Przyjaźni Polsko- Wenezuelskiej.