Nowa fryzura Anny Fotygi
Nominacja Anny Fotygi na ministra spraw zagranicznych może mieć jeden dobry skutek: zamiast trzech będziemy mieli dwa ośrodki polskiej polityki zagranicznej
Wraz z objęciem teki ministra pani Fotyga zmieniła wygląd: nowa fryzura, kostium w stylu Angeli Merkel. Mniej się uśmiecha, bardziej waży słowa. Podkreśla, że jest wykonawcą polityki zagranicznej państwa polskiego, a nie jej autorem.
Ta deklaracja lojalności brzmi budująco, ale zwraca uwagę na sedno problemu: kto tworzy dziś naszą politykę zagraniczną? Wiele wskazuje na to, że jej autorem chce być Lech Kaczyński, a wykonawcą ma być zaprzyjaźniona z prezydentem nowa pani minister. I to będzie pierwszy i najważniejszy ośrodek. Drugim musi pozostać szef rządu, bo takie są reguły systemu demokratycznego i kontaktów międzynarodowych.
Jeśli prezydent postawi na swoim, przestaniemy mieć wrażenie, że poza tymi dwoma miejscami tworzenia polityki zagranicznej jest jeszcze trzecie – w bezpośrednim otoczeniu lidera rządzącej partii. W polskich warunkach taka redukcja byłaby krokiem we właściwym kierunku.
Wszystko to ma swoją wagę, ale przede wszystkim techniczną. Uporządkowanie procesu podejmowania decyzji jest tylko warunkiem dobrej polityki zagranicznej. Ostatecznie liczy się efekt końcowy podejmowanych decyzji: to, czy umocnią one, czy osłabią naszą pozycję w Unii Europejskiej, świecie zachodnim i w regionie.
Na razie pozycja ta jest zagrożona i prestiżowo, i politycznie. Prezydent, premier i pani minister będą mieli pełne ręce roboty, by to naprawić. A naprawiać muszą to, co popsuto od ostatnich wyborów, tworząc w świecie wrażenie, że polityka polska po raz pierwszy od 17 lat przestała być spójna i obliczalna. W świecie dyplomacji to jeden z najcięższych zarzutów.
Adam Szostkiewicz