Trwa ładowanie...
05-07-2007 06:00

Nowa emigracja jako forma protestu?

Wedle opublikowanych ostatnio badań około połowa Polaków w Wielkiej Brytanii i Irlandii nie zamierza wracać wcześniej niż za 5-10 lat (GW, za ARC Rynek i Opinia). Być może więc, część z nich w ogóle nie wróci. Wedle tych badań z Polski wyjechało 1,5 mln. osób. Wiemy, że niemało spośród nich ma wyższe wykształcenie. To jedne z pierwszych prób liczbowego ogarnięcia zjawiska dzisiejszej Polski, czyli emigracji jako sposobu na poprawę życia. W istocie nie jest to strategia całkiem nowa – historia Polski to przecież i historia różnych fal emigracyjnych. Czasem były one wielkie, często mniejsze, ale strumień wyjeżdżających nigdy nie wysychał całkiem.

Nowa emigracja jako forma protestu?Źródło: WP.PL, fot: Konrad Żelazowski
d8t8zr2
d8t8zr2

Ludzie opuszczają swój kraj z różnych powodów. Zwykle wspólne jest to, że czynią to w celu poprawy życia (o ile nie mówimy o przymusowych wysiedleniach). Często jest więc u podłoża tych decyzji niezadowolenie z warunków istniejących, a co najmniej wiara w to, że za granicą warunki będą lepsze. Nie zawsze chodzi tylko o warunki materialne – kiedy się czyta czasami zamieszczane w prasie wypowiedzi nowych emigrantów, wówczas często wskazują oni na niezgodę na polityczny klimat panujący w Polsce, na pewną zaściankowość. Te wrażenia są pewnie wzmacniane przez porównanie do rzeczywistości angielskiej i przez tamtejsze media, które powiedzmy to uczciwie, nie zawsze są obiektywne w relacjonowaniu tego, co się w Polsce dzieje. Oczywiście, dziś przy relatywnej łatwości wyjazdów, nikt nie wie naprawdę, który wyjazd będzie „czasowy”, a który doprowadzi do stałej emigracji. Nie wiedzą tego przecież i sami wyjeżdżający. Być może w ogóle w dobie integracji europejskiej zmianie ulegnie i cała koncepcja, rozumienie samego
pojęcia „emigracja”.

Ale póki co ubywa nas. Dla przynajmniej części wyjeżdzających jest to forma wyrażenia niezgody na warunki materialne, szanse awansu i rozwoju w Polsce. Protestują wyjeżdżając. A władza, jak pisałem parę tygodni temu, reaguje raczej na protesty typu „palenie opon”. Reaguje wedle schematu: jak jest głośny protest, to źle. Jak jest cisza to znaczy, że jest OK. Tymczasem, jak uczy socjologia i obserwacja życia codziennego ludzie mogą wyrażać swe niezadowolenie na wiele sposobów. Oprócz protestów, mogą też wycofywać się z systemu „po cichu”. I jest to nie tylko emigracja, ale i ucieczka w świat nieformalny, w rozmaite formy nieuczestnictwa w życiu publicznym, wreszcie w uzależnienia także. Pozornie wszystko wygląda dobrze, nie ma głośnych strajków, okupacji, protestów. Tylko po paru latach dostrzeżemy, że radykalnie pogarszają się nam wskaźniki rozwoju, czy też jakości kapitału ludzkiego. A wtedy może już być za późno.

Aby to zmienić rządzący muszą wykazać się wolą i zdolnościami rozumienia elementarnych procesów społecznych. To w końcu nie jest wygórowane oczekiwanie. W praktyce oznacza ono, że nawet, gdy pielęgniarki zwiną swój obóz w al. Ujazdowskich, gdy na jakiś czas lekarze zaprzestaną strajków, nie należy trąbić o sukcesie, porozumieniu, zgodzie itp. Należy raczej bacznie przyglądać się zjawiskom mniej głośnym, mniej spektakularnym, które świadczą o swoistym „wyciekaniu poza system” i społecznej korozji.

Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

d8t8zr2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d8t8zr2
Więcej tematów