ŚwiatNowa baza Al-Kaidy - czy USA ją zaatakują?

Nowa baza Al‑Kaidy - czy USA ją zaatakują?

Jemen stał się w ostatnich latach jest jednym z głównych zapleczy Al-Kaidy. Barack Obama, obejmując urząd prezydenta USA, mówił, że Stany Zjednoczone zaatakują organizację bin Ladena wszędzie, gdzie będzie to konieczne. Otwarta wojna na Płw. Arabskim jest jednak mało prawdopodobna. Rozwój sytuacji w Jemenie analizuje dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski.

Nowa baza Al-Kaidy - czy USA ją zaatakują?
Źródło zdjęć: © AFP | Khaled Fazaa

04.01.2010 | aktual.: 15.01.2010 14:46

Al-Kaida w Jemenie jest nie tylko blisko powiązana z „Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego” - bo taka jest nazwa odłamu organizacji bin Ladena operującej w tej części świata - ale wręcz od pewnego czasu stanowi już wraz z nią jedną formalną, organizacyjną i operacyjną całość.

Trzecia baza Bazy

Relatywny spokój i swoboda działania Al-Kaidy (co po arabsku znaczy "baza" - red.) w Jemenie sprawiła, że infrastruktura organizacji bin Ladena w tym kraju jest już dziś porównywalna do tej, jaką dysponują islamiści na plemiennych terenach Pakistanu, graniczących z Afganistanem. Trzecim tego typu punktem na mapie globu, gdzie intensywnie szkolą się i indoktrynują tysiące terrorystów i ekstremistów, jest jeszcze Somalia.

Generalnie, rozwój operacyjnych i organizacyjnych możliwości Al-Kaidy w Jemenie, Somalii czy Iraku stanowi potwierdzenie tezy o ponownym odzyskiwaniu sił i pozycji przez tę organizację, co stało się możliwe dzięki błędom popełnionym przez Zachód w Afganistanie. W dziewiątym roku wojny z islamskim ekstremizmem jest to element, który każe poważnie zastanowić się nad dalszymi losami tej kampanii…

Wojna czy ataki dronów?

Czy jakaś forma zbrojnej operacji sił USA i ewentualnie innych państw zachodnich na terenie Jemenu jest możliwa? Zapewne tak, już zresztą doszło w ubiegłym miesiącu do ataków z wykorzystaniem samolotów bezzałogowych (tzw. dronów) na cele związane z Al-Kaidą w Jemenie. Nie wydaje się jednak możliwe, aby USA dokonały na Jemen inwazji porównywalnej do tej w Iraku czy wcześniej w Afganistanie.

Nie ma ku temu możliwości zarówno politycznych, jak i militarnych – siły zbrojne USA są wyczerpane operacjami na dwóch teatrach działań i otwieranie trzeciego frontu na pełną skalę nie miałoby sensu. Będziemy mieć raczej do czynienia z serią licznych, intensywnych uderzeń precyzyjnych na konkretne cele, wykonywanych głównie przy pomocy bezzałogowych samolotów zwiadowczych, choć nie można wykluczyć także udziału lotnictwa bojowego i ograniczonych działań sił specjalnych.

Dwuznaczna postawa władz

Problemem jest tu jednak dość dwuznaczna postawa władz w Sanie, które z jednej strony chciałyby międzynarodowej pomocy w walce z islamistami, z drugiej jednak obawiają się, jak taka współpraca wpłynie na ich pozycję wewnętrzną w kraju.

Tego, że Jemen stanie się kiedyś jednym z ważniejszych pól bitwy z islamskim ekstremizmem, można się było spodziewać już od dłuższego czasu. Wszak sam Osama bin Laden pochodzi właśnie z tego kraju, a jego Al-Kaida już od wielu lat dysponuje w tym kraju coraz sprawniejszą siecią swych komórek, a nawet obozów szkoleniowych i logistycznych położonych na górzystych i trudno dostępnych terenach, pozostających poza kontrolą rządu w Sanie.

Jemeńscy radykałowie od dawna też szerokim strumieniem zasilają szeregi islamistów – połowa więźniów osławionego Guantanamo miała właśnie jemeńskie paszporty lub pochodziło z tego kraju… Warto też pamiętać, że to właśnie jemeńscy islamiści z Al-Kaidy dokonali – na niemal rok przed 11 września - udanego zamachu samobójczego na amerykański niszczyciel ‘USS Cole” w Zatoce Adeńskiej.

Zaatakujemy Al-Kaidę wszędzie, gdzie to konieczne

Jednak nie byłoby obecnego zainteresowania Jemenem i jego związkami z islamskimi radykałami gdyby nie próba zamachu na samolot lecący do USA w minione Boże Narodzenie. Nigeryjczyk, który usiłował wysadzić się w powietrze na pokładzie maszyny lądującej już w Stanach, został wyszkolony (na szczęście niezbyt dobrze) właśnie w jemeńskich obozach Al-Kaidy, która od razu przyznała się do zaplanowania i organizacji tego zamachu.

Incydent ten – który, na marginesie, ujawnił zastraszające braki w poziomie bezpieczeństwa lotów transkontynentalnych do USA – stał się więc najwyraźniej bezpośrednim powodem przyspieszenia amerykańskich planów wykorzenienia Al-Kaidy na Płw. Arabskim.

Jak zapowiadał prezydent Obama rok temu, obejmując urząd, USA będą uderzać w Al-Kaidę wszędzie tam, gdzie będzie to konieczne. W tym sensie obecne (i przyszłe) działania Waszyngtonu wobec Jemenu maja też wyraźny wymiar propagandowy, mający udowodnić zaangażowanie i determinację obecnej administracji w walce z terroryzmem, a także zamaskować nieco falę niekorzystnych ocen i komentarzy na temat nowej strategii USA w Afganistanie.

Tomasz Otłowski, dla Wirtualnej Polski.

Autor jest analitykiem w zakresie stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej RP. Tomasz Otłowski współpracuje z Fundacją Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae. Jest ekspertem Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, publicysta. W latach 1997-2006 pracował jako analityk i szef Zespołu Analiz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie RP.

Zobacz więcej na stronie www.pulaski.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)