Norweska policja: znaleźliśmy ciało zaginionego Polaka
Policja norweska za pośrednictwem Ambasady Polskiej w Oslo poinformowała żonę zaginionego w okolicach Egersund Jana Banka, iż jego ciało zostało odnalezione.
08.07.2009 | aktual.: 08.07.2009 16:35
Jan Bank, pracownik jednej z norweskiej firm, zaginął w niedzielę, 7 czerwca na wyspie Eigerøya. Według relacji kolegów, w niedzielny poranek nie pojawił się na umówionej wyprawie na ryby. Kiedy nie znaleziono go w domu, po kilku godzinach poszukiwań zawiadomiono policję. Przez kilka dni poszukiwali go policjanci, wolontariusze i nurkowie. Policja potraktowała sprawę poważnie, ponieważ na skałach odnaleziono przedmioty należące do Polaka. Wszystko wskazywało na to, że wybrał się samotnie na ryby, być może pośliznął i zsunął ze stromej skały do wody. Pod uwagę brano jednak i inne ewentualności.
Horror żony
Żona zaginionego Polaka, Katarzyna Bank, od kilkunastu dni przechodzi gehennę. Od norweskiej policji docierają do niej rzadkie, niekiedy sprzeczne informacje. 1 lipca w wodach niedaleko Egersund rybak odnalazł ciało. Niedługo później do Katarzyny Bank zadzwonił policyjny tłumacz. Najpierw informował, że odnalezione ciało "prawdopodobnie" jest ciałem jej męża, potem, że to na pewno jej mąż, następnie, że trwają badania mające potwierdzić tożsamość, na ostateczne wyniki których powinna poczekać około tygodnia.
- Dzwonili do mnie różni tłumacze z różnych numerów telefonów, trudno mi było uzyskać konkretne i pewne informacje - opowiada Katarzyna Bank. - Zupełnie nie układała się współpraca norweskiej policji z polską. Chociaż polski oddział Interpolu wysłał do norweskiej policji telefonogram z prośbą o zdjęcie odnalezionego oraz dodatkowe informacje, nigdy nie przyszła odpowiedź - opowiada.
Na posterunek norweskiej policji prowadzącej sprawę faktycznie nawet trudno się dodzwonić, a jeszcze trudniej odnaleźć funkcjonariuszy zajmujących się sprawą Polaka. Zaczął się sezon urlopów, a dodatkowym problemem w komunikacji z Katarzyną Bank zdaje się bariera językowa.
- To horror - mówi pani Katarzyna. - Raz tłumacz mówi mi, że mam mieć gotową walizkę na wyjazd do Norwegii. Nie mogę ot tak wyjechać z godziny na godzinę w takiej sytuacji, mamy dwójkę dzieci, które pytają o tatę, a ja nawet nie wiem, jak im to wszystko tłumaczyć. Innym razem tłumacz dzwoni, by pytać, w co mąż był feralnego dnia ubrany. Nie wiem, mieszkam w Polsce, z czego oni zdają sobie sprawę - wyjasnia.
7 lipca, z Katarzyną Bank wreszcie skontaktował się przedstawiciel ambasady, by poinformować, iż Norwegowie są pewni, iż odnaleźli ciało jej męża.
"Kogo przyślą w tej trumnie?"
Pogodzenie się ze śmiercią kogoś bliskiego to długi i wieloetapowy proces. Żeby go rozpocząć, potrzebujemy informacji i przede wszystkim pewności, iż to naszego bliskiego żegnamy. Katarzyna Bank takiej pewności nie ma. Jak każda osoba, która otrzymała szokującą wiadomość o śmierci bliskiego, nie może w nią jeszcze uwierzyć. Nie pomaga jej fakt, że w sprawie jest wciąż wiele niewiadomych.
- Dziś za pośrednictwem konsula poprosiłam o zdjęcie zmarłego i dokładny raport, czyli podstawowe sprawy, o które nie mogę się doprosić od kilku dni - tłumaczy. –-Każdy w takich okolicznościach chciałby wiedzieć co się stało, ja nie wiem nic. Czy to na pewno mój mąż? Jak mam być tego pewna, skoro nie wiem nawet, jak dokonano identyfikacji? Raz mówiono, że na wyłowionym ciele był sweter jakiego mąż nie posiadał, innym razem potwierdzano, iż znaleziono też łańcuszek, który na pewno do męża należał. Ambasada mówi mi o szczegółach rozpoczęcia procedury przewozu zwłok, a ja nawet nie wiem, kogo mi w tej trumnie przywiozą. Polska policja o identyfikacji zwłok dowiedziała się ode mnie, są zaskoczeni, że Norwegowie nie robią badań DNA - opowiada pani Katarzyna.
Czterdziestoletni Jan Bank pracował w Norwegii od trzech lat. Rodzina i koledzy wspominają go jako wyjątkowo spokojnego i uczynnego człowieka.
- Kiedy podejmuje się decyzję o wyjeździe za granicę, to nie myśli się o najgorszym - mówi Katarzyna Bank. - Dzisiaj zostałam sama. Z jakimś urzędowym pismem po norwesku, którego nie rozumiem i koniecznością załatwienia wielu spraw w kraju, którego nie znam. Dziś już nie jestem dzielna - dodaje.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad