Nikifor - ulubieniec fałszerzy

Tysiące obrazów NIKIFORA krążą na polskim rynku sztuki. Dzięki filmowi "Mój Nikifor" będzie ich znacznie więcej. Jak to możliwe? Zdecydowana większość to podróbki! Z naszą pomocą nauczysz się je odróżniać.

07.10.2004 | aktual.: 07.10.2004 11:17

Niedzielne popołudnie na Kole. Tuż przy bramie trzydziestoparoletnia elegancka kobieta. Przed nią imponująca kolekcja: trzy Nikifory, jeden Witkacy i jeden Makowski. Całość za tysiąc złotych. Wyjątkowa okazja. Wybieram najmniejszego Nikifora. Zbijam cenę ze 100 złotych do 80... i wiem, że wyrzucam je w błoto. Ten Nikifor i pozostałe 20 akwarel, które oglądam na warszawskim targu staroci, są fałszywe. Tak jak większość obrazów krynickiego malarza krążących na polskim rynku sztuki.

Zbigniew Wolanin, kustosz z Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, szacuje, że przez całe swoje życie Epifan Drowniak (bo tak brzmiało prawdziwe imię i nazwisko Nikifora) stworzył kilkadziesiąt tysięcy obrazów. - Przez 50 lat malował kilka obrazków dziennie, a 50 lat to 20 tysięcy dni - wylicza. Od razu jednak nanosi korektę. - Większość obrazów została zniszczona, bo jego prace przez wiele lat nie przedstawiały żadnej wartości rynkowej. Według Wolanina Nikifora niszczono na bieżąco od lat 20., a nie - jak głosi legenda - dopiero po śmierci malarza, kiedy palono je ze strachu przed gruźlicą, na którą chorował (a miał zwyczaj pluć do farb). W sumie mogło przetrwać od 5 do 10 tysięcy autentycznych Nikiforów.

Trudno natomiast oszacować, ile jest podróbek. Fałszerze od wielu lat na masową skalę podrabiają krynickiego prymitywa. Prawdopodobnie liczba fałszywek wkrótce się podwoi, jeśli film Krzysztofa Krauzego "Mój Nikifor", który wszedł właśnie na ekrany kin, odniesie komercyjny sukces! Domy aukcyjne już odnotowują wzrost zainteresowania Nikiforem.

Dobra wróżka

Dziś wiadomo, że Nikifor był genialnym malarzem. Przez większość życia był jednak pośmiewiskiem Krynicy. Bełkoczącego żebraka przeganiano z murku pod Domem Zdrojowym, przy którym przez kilkadziesiąt lat malował swoje akwarele. Ludzie nie chcieli zrozumieć jego inności - kaleki Łemko bez wykształcenia nie mógł być przecież utalentowanym artystą! Kiedy krytycy sztuki Andrzej i Ela Banachowie chcieli porozmawiać z Nikiforem, dzieciaki krzyczały: - Niech państwo z nim nie rozmawiają, to jest niemowa i żebrak. Nie kupujcie tych obrazków, nikt nie bierze ich za darmo.

Świat nie poznałby Nikifora, a Polacy nigdy nie doceniliby swojego malarza naiwnego, gdyby nie pewna kobieta. To właśnie Dina Vierny, paryska specjalistka od sztuki naiwnej, oglądając uważnie akwarele z Krynicy przywiezione przez Banacha, uwierzyła w talent Nikifora. Vierny miała dobrego nosa, trochę wątpliwości i sporo odwagi - 15 kwietnia 1959 r. zorganizowała schorowanemu Nikiforowi pierwszą światową wystawę. Efekt był porażający, paryska premiera stała się kulturalnym wydarzeniem roku, a Nikifor, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zamienił się z żebraka w cenionego na świecie artystę.

Obrazy Nikifora nie są "ładne" ani wesołe. Są bardziej rozmyślaniem niż opisem. Łączy je wszystkie naiwność kompozycji, ostrość rysunku i absolutny słuch barwy. Magazyn "Drapeau Rouge" pisał entuzjastycznie: "Nikifor znajduje dla swoich obrazów czułość kolorów i harmonię tonów tak rzadkiej subtelności, że może wywołać zazdrość dyplomowanych malarzy. Na skrawkach papieru farbami kupionymi za grosze maluje, co widział, co go interesowało: proboszcza przy ołtarzu, przyjaciół dookoła stołu, żelazny most, który rzucono właśnie przez rzekę, albo kolejkę górską z jego miasta rodzinnego. Pracuje pilnie, jak dobry rzemieślnik, z mądrością wrodzoną, z poezją, za którą my wszyscy artyści tęsknimy".

Tygodnik "L'Express" okrzyknął malarza "genialnym polskim kloszardem": "Nareszcie prawdziwy naiwny. Ma przebiegłą twarz bezzębnego żebraka. Źle mówi, jest prawie zupełnie głuchy i w kraju, gdzie żebractwo jest surowo zakazane, ma upoważnienie do uprawiania swej 'działalności'. Ponieważ poza tym maluje od niepamiętnych czasów, więc wszyscy intelektualiści polscy, którzy się liczą, muszą posiadać co najmniej jedno jego arcydzieło".

Od tego czasu zmieniło się na pewno jedno - nie tylko intelektualiści pokochali Nikifora, dziś swoje zaległości próbują też nadrobić dawni kuracjusze, którzy jeżdżąc latami do Krynicy, przegapili bełkoczącego malarza proszącego ich o kawałek chleba.

Bajki na kompleksy

Współczesny malarz Edward Dwurnik nazywa obecną modę na Nikifora leczeniem kompleksów. - Kiedyś dziadkowie i babcie, którzy jeździli do Krynicy, śmiali się z Nikifora, że nie odróżniał 450 złotych od pięciu, a teraz próbują uzupełnić swoją głupotę z młodości, dlatego masowo kupują tanie Nikifory, wiedząc doskonale, że są fałszywe - tłumaczy.

Zalew podróbek Nikifora nie dziwi Jadwigi Migdał, kustosz z Muzeum Etnograficznego w Warszawie. - Cena jest atrakcyjna, więc chętnych nie brakuje. Zaprawieni handlarze zawsze sprzedają im odpowiednią bajkę. Dopiero w domu pojawia się refleksja, czy to aby na pewno Nikifor - mówi. - Nie przypominam sobie, żebym zakwalifikowała kupionego na Kole Nikifora jako autentyk. Czasem z pobudek humanitarnych mówię, że nie jestem pewna w stu procentach - wzdycha kustosz.

Jacek Łodziński, kolekcjoner z Krakowa, szacuje, że zaledwie jedna trzecia Nikiforów na rynku jest prawdziwa. Podobnego zdania jest Marian Włosiński, wieloletni przyjaciel i opiekun Nikifora. - Kiedyś fałszywki Nikifora były marginalne, teraz są zjawiskiem nagminnym. Włosiński jeszcze za życia malarza, w 1968 roku, spotkał się z pierwszymi falsyfikatami. - Pan Michał Wegner przyjechał do Krynicy z 10 akwarelami Nikifora jednakowego formatu: 30 na 40 centymetrów. Wyjeżdżał z Polski na Wschód, więc swoje oszczędności zainwestował w Nikifora, chciał usłyszeć, czy dokonał dobrego wyboru. Oczywiście wszystkie obrazy były podrobione. Był bardzo smutny, kiedy mu o tym powiedziałem - wspomina Włosiński. Zdarza się, że turyści przychodzą do niego po opinię. - Kiedy słyszę, że udało im się kupić tanio Nikifora, od razu wiem, że to podróbka - mówi.

Niesolidność kupiecka

Bogdan Karski z Warszawy od prawie 50 lat zbiera obrazy Nikifora. Jego kolekcja liczy kilkaset sztuk. Chodząc po antykwariatach, regularnie wyłapuje fałszywki. - Solidność kupiecka stała się czymś bardzo rzadkim, dziś raczej chodzi o sprzedaż towaru, bez względu na to, jaki on jest - mówi rozgoryczony. - Kiedy widzę podróbkę w galerii, mówię, że za tego w cudzysłowie Nikifora zamiast dwóch tysięcy mogę zapłacić sto złotych. Na początku jest z reguły wielkie oburzenie, ale czasem sprzedawca idzie po rozum do głowy, kontaktuje się z właścicielem fałszywki i udaje mi się taki obraz kupić - opowiada. Oburza go, że galerie przestają być rzetelne. - Kiedyś zwróciłem sprzedawcy uwagę, że wystawiony obraz jest fałszywy - usłyszałem, że klient musi się znać na tym, co kupuje. To bezczelność. Człowiek, który się interesuje sztuką, nie musi być od razu ekspertem - denerwuje się Karski. - Tylko nieliczne galerie warszawskie starają się zapewnić swoim klientom prace oryginalne - dodaje.

Wtóruje mu kolekcjoner Jacek Łodziński. - W Krakowie są galerie, które bagatelizują fałszerstwo i udają, że nie wiedzą, że sprzedają podróbki. Jeśli my, kolekcjonerzy, potrafimy rozpoznać fałszywego Nikifora, to każdy, kto chce go zauważyć, zrobi to - złości się. Zofia Krajewska-Szukalska, właścicielka Domu Aukcyjnego "Agra Art", zrezygnowała z handlu Nikiforem. - Kilka lat temu przyszedł do nas pewien kolekcjoner i pokazał nam teczkę z 1500 pracami Nikifora. Ekspertka orzekła, że obrazy są bardzo wątpliwe, wtedy uruchomił się we mnie dzwonek alarmowy, że coś niedobrego się dzieje - wspomina. Za jakiś czas w Agrze znów pojawił się klient z podobną liczbą fałszywych obrazów. - Sprawdzanie papieru jest bardzo drogie, a Nikifor kosztuje około dwóch tysięcy złotych, dlatego badania się nie opłacają. Teraz więc wcale ich nie sprzedajemy - mówi Krajewska-Szukalska. Przestrzega, że te trzy tysiące podróbek gdzieś krążą.

Sposób na autentyk

Jedno jest pewne - trzeba jak ognia unikać tak zwanych okazji. - Są fabryki Nikiforów, które sprzedają swoje obrazy w Internecie. Jedna jest na Śląsku, druga w Koszalinie, a trzecia w Nowym Sączu - mówi Zbigniew Wolanin z nowosądeckiego Muzeum Okręgowego. - Widziałem podróbki nawet w katalogach renomowanych domów aukcyjnych. Mam wrażenie, że robią je nieźli malarze.

Malarz Edward Dwurnik, wielbiciel krynickiego prymitywa, uważa, że nie można namalować identycznego Nikifora. - Podrabiany Nikifor jest bardziej sprawny, bo malowany przez normalnych ludzi z nieskomplikowanymi umysłami. W prawdziwym jest rytm, ale nie ma żadnej rutyny - tłumaczy Dwurnik. - Nikifor najpierw rysował, robił podmalówkę, a potem wykańczał. Zdaniem malarza Nikifora podrabiają najczęściej "prostaki z wprawą" i to od razu z nich wychodzi. - Czasami na obrazie widać ołówek, a podrabiacz nie wie, o co chodzi, i markuje swoim beznadziejnym paluchem - śmieje się Dwurnik.

- W stylistyce Nikifora jest tak duże bogactwo szczegółów, że fałszerze zawsze się w nich gubią - potwierdza Zbigniew Wolanin. - Ich obrazki są duże i masywne, a to jest sprzeczne z fizyką Nikifora, który był drobny, poskręcany przez reumatyzm i wielkich nie malował - mówi Bogdan Karski. - Dla niego format A4 był szczytowym osiągnięciem. Duże Nikifory są tylko przedwojenne i bardzo drogie - tłumaczy. Jadwiga Migdał z Muzeum Etnograficznego zdradza jeszcze jeden szczegół. - Wcześniejsze obrazy łatwo rozpoznać, bo Nikifor malował je na austriackich drukach urzędowych albo na zeszytach szkolnych. I jeszcze jedno: Nikifor był mistrzem koloru. Jeśli zobaczymy obraz, który jest z kolorystyką na bakier, to mamy do czynienia z podróbką.

Bogusław Karski przestrzega też przed sztuczkami sprzedawców. - Modna metoda to pięknie oprawiony Nikifor, nieźle wyglądający, a z tyłu wycięte okienko, żeby było widać pieczęcie. Nikifor zaczął stosować pieczęcie stosunkowo późno, ile ich było dokładnie, nie wiadomo, a sfałszowanie pieczęci jest rzeczą najprostszą - uważa Karski. Sprzedawcy często pokazują też na odwrocie pieczęć urzędową z orzełkiem, tłumacząc, że praca ma gwarancję Muzeum Nikifora w Krynicy. - To kompletna bzdura. Muzeum nigdy nie potwierdzało pieczęcią jego obrazów - mówi Karski. Kolekcjoner wyczula także na napisy na akwarelach. - Nikifor często umieszczał ceny na swoich pracach. Rzecz charakterystyczna - zero składał z dwóch połówek, a fałszerze nie zwracają uwagi na takie detale i robią okrągłe zero. Może więc zamiast kupować fałszywego Nikifora, lepiej zrobić go samemu. Jak? Przepis na własnego Nikifora podaje Edward Dwurnik. - Potrzebny jest talent - czasami wystarczy średnie wykształcenie artystyczne. Żeby nasze dzieło wyglądało
autentycznie, trzeba zdobyć stary zeszyt lub papier z lat 50. lub 60., doskonała będzie tekturka z przedwojennych papierosów Belweder.

Nikifor malował na takich materiałach - tłumaczy Dwurnik. - Najpierw rysujemy pejzażyk ołówkiem, następnie malujemy zwykłymi szkolnymi akwarelkami. Uwaga! Farb nie rozcieńczamy wodą - trzeba, tak jak Nikifor, użyć do tego własnej śliny. Cienkim i zaokrąglonym pędzelkiem poprawiamy kontury "natchnioną" (talent!) kreską, białą farbą malujemy framugi okien, krzyże i kopuły kościołów. Niebo preparujemy pędzlem o rozmiarze 10. Ważne, by linie prowadzić poziomo! Własnego Nikifora podpisujemy trochę niezdarnie, tak jak czynił to malarz. I już.

Kto zdecyduje się jednak na kupno Nikifora, może oczywiście zwrócić się do eksperta, ale koszt badania użytych materiałów zwykle przewyższa kilkunastokrotnie wartość rynkową dzieła. Małe prace kosztują kilkaset złotych, najdroższe obrazy, sprzedane na aukcji w 1999 roku, kupiono za sześć tysięcy. W wypadku wykrycia fałszerstwa kupujący może domagać się zwrotu pieniędzy od galerii, ta jednak ma prawo zasłonić się opinią eksperta. Często galerie wolą jednak zwrócić pieniądze od razu, by uniknąć nieprzychylnego rozgłosu.

Bezkarni fałszerze

Czy w Polsce ktoś próbuje walczyć z podróbkami? - Wprowadzanie na rynek fałszywych obrazów jest normalnym przestępstwem i powinno być ścigane. Każdy, kto pada ofiarą takiego oszustwa, powinien się zgłosić na policję - uważa Wolanin. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. - Galerie nie dzwonią, bo nie chcą szumu. Odmawiają przyjęcia obrazu i na tym sprawa się kończy - tłumaczy podkomisarz Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.

W Krakowie od ośmiu lat działa specjalna grupa policjantów, która zajmuje się ściganiem kradzieży, przemytu i fałszerstw dzieł sztuki. Mimo to liczba zgłoszeń dotycząca fałszerstw jest minimalna. - Właścicielowi obrazu trzeba udowodnić, że działał w złej wierze, a to jest bardzo trudne - tłumaczy podkomisarz Nowak. Samo podrobienie obrazu nie jest w Polsce przestępstwem, jest nim dopiero próba świadomego sprzedania fałszywki.

- Gdy ktoś przynosi mi obraz Kossaka, który dostał po rodzicach, i okazuje się, że jest fałszywy, to najczęściej zabiera go z powrotem do domu, wiesza na ścianie i nie mam prawa ingerować w jego własność - tłumaczy Krajewska-Szukalska. Przyznaje, że rzadko dzwoni na policję. - Nie widzę potrzeby zawiadamiania policji, jeżeli osoba nie zamierza obrazu puszczać dalej w obieg. Za granicą są inne przepisy, trzeba zdjąć z obrazu fałszywy podpis albo zarejestrować go na liście fałszywych obrazów. U nas tego nie ma i trzeba to unormować - mówi Zofia Krajewska-Szukalska. Podkomisarz Nowak również uważa, że należy narzucić na domy aukcyjne i galerie obowiązek zgłaszania takich przypadków. Są też inne sposoby walki z fałszerstwami.

- Można oznaczyć obraz specjalnym preparatem, który nie niszczy jego struktury i jest niewidzialny gołym okiem. Dzięki specjalnej lampie łatwo potem odczytać taki kod i śledzić dalsze losy obrazu, dowiedzieć się, kto go rozprowadza. Powinien powstać rejestr sfałszowanych dzieł - podpowiada Nowak, dodając, że kilka lat temu podobny pomysł nie wzbudził zainteresowania. Nie dziwi to Bogdana Karskiego. - Wystarczy spojrzeć na dowolny rynek, od odzieży, przez filmy, po elektronikę - 30 procent to podróbki i nikt ich nie zwalcza, więc kto się będzie martwił o jakieś Nikifory.

Na razie Zbigniew Wolanin chce zrobić z falsyfikatów jakiś pożytek. - Mam pomysł, żeby zrobić wystawę fałszywych Nikiforów w nowosądeckim muzeum - mówi. I pewnie nie będzie miał z tym większych problemów, bo w zbiorach kolekcjonerów są liczne podróbki. Edward Dwurnik opowiada, że był kiedyś w domu obwieszonym mnóstwem fałszywych Nikiforów. - Właścicielka powiedziała mi, że już nie kupuje prawdziwych Nikiforów, tylko fałszywe, bo jej się bardziej podobają. I to świadczy o geniuszu Nikifora, że nawet ślady jego wizji tak oddziałują na ludzi.

Joanna Gorzelińska

W Muzeum Etnograficznym w Warszawie do końca października trwa wystawa "Nikifor - Mistrz z Krynicy"

Zobacz także
Komentarze (0)