NIK publikuje raport o odzyskiwaniu skradzionych dzieł sztuki. Ogórek: Wnioski przerażają
Z opublikowanego w czwartek raportu Najwyższej Izby Kontroli poświęconego odzyskiwaniu przez Polskę utraconych dzieł sztuki, wyłania się obraz zatrważających zaniedbań. Nie ma strategii, współpracy instytucji, występują potężne luki w dokumentacji, a zrabowane obrazy odzyskuje się często poprzez odkupienie ich od prywatnych kolekcjonerów. Przez sześć ostatnich lat pozyskano jedynie 34 obiekty. Dla przypomnienia, przybliżona lista polskich strat to ponad pół miliona dzieł sztuki.
Wnioski wypływające z raportu Najwyższej Izby Kontroli, która zajęła się problemem odzyskiwania przez polski rząd zrabowanych dzieł sztuki nie pozostawiają wątpliwości. Po upadku komunizmu zarówno resort kultury jak i spraw zagranicznych nie podjęły istotnych działań, które zapewniłyby lukę prawną w tym zakresie. Nie wdrożono również kompleksowych regulacji dotyczących restytucji dóbr kultury, w tym wynikających z postanowień dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady, w konsekwencji - jak podaje raport - w ciągu prawie 6 lat odzyskując zaledwie 28 pojedynczych oraz 6 zespołów dzieł sztuki. To kropla w morzu zbiorów, których drenaż jedynie podczas II wojny światowej szacuje się na ok. 516 tys. pozycji. Wśród wywiezionych w latach 1939-1945 obrazów do tej pory nie doszukano się wielu dzieł Stanisława Wyspiańskiego, Pietera Bruegela, Wojciecha Kossaka, Jana Matejki, Rafaela Santi czy Jacka Malczewskiego.
Ogromne luki prawne
Jak twierdzi dziennikarka i historyk Magdalena Ogórek, która od lat zajmuje się tematem zrabowanych z Polski dzieł sztuki, możemy mówić o skandalu. - Raport opublikowany przez NIK jest nokautem i pokazuje, że państwo polskie całkowicie abdykowało z działań restytucyjnych po 1989 roku. Gdy pisałam o tym problemie wcześniej, spotkałam się tylko z repliką rzecznika Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który twierdził, że w Polsce nie ma przeszkód z odzyskiwaniem dzieł sztuki i nie ma potrzeby dyskusji na ten temat. Otóż są, i to zatrważające, a dyskusja, co udowadnia raport, musi się toczyć - mówi Ogórek i jak dodaje, mamy ogromne luki od strony prawnej. - Gdy zgłaszali się np. Niemcy ze zrabowanymi dziełami sztuki, poprzednie rządy zachowywały się jak podnóżek i po prostu grzecznie je odkupowały. Płaciliśmy rekompensaty za obrazy, które były własnością państwa polskiego - to kuriozalne i moralnie naganne. Ewentualną rekompensatę prywatnemu kolekcjonerowi powinien wypłacać ten, kto ukradł, a nie ten, komu ukradziono - uważa historyk.
Jak podaje raport NIK, w skontrolowanych ministerstwach ”nie powstały wewnątrzresortowe dokumenty określające zasady współpracy i kompetencji poszczególnych komórek organizacyjnych zajmujących się odzyskiwaniem utraconych dzieł sztuki”. W związku z tym wiele działań dublowano, obniżając ich skuteczność, równocześnie panował chaos w prowadzonych rejestrach zrabowanych dzieł sztuki. W ciągu sześciu ostatnich lat wartość odzyskanych obiektów wyniosła ponad 7,3 mln zł, a koszty ich pozyskania 1,17 mln zł, czyli 15,8 proc. wartości tych dzieł.
Podpisywanie się pod cudzym sukcesem?
- W wielu przypadkach na <
Obecny rząd zobowiązał się do wdrożenia w życie rozwiązań sugerowanych przez Najwyższą Izbę Kontroli, 28 kwietnia 2017 uchwalono natomiast odpowiednią ustawę dotyczącą restytucji dóbr kultury, której zapisy mają usprawnić, ujednolicić i zoptymalizować proces lokalizowania i odzyskiwania skradzionych z Polski dóbr kultury. - To krok w dobrym kierunku, ale przed Polską lata odrabiania zaległości - podsumowuje Ogórek.
Marcin Makowski dla Wiadomości WP