Nijaki rząd, brak ustaw... ale wciąż 50% poparcia
Rząd nie zrobił dotąd nic istotnego, nie było rewolucji, namiastki reform, nawet nie sprecyzował swoich planów. Ale nadal ma 50-procentowe poparcie społeczeństwa. To wciąż działa obiecana w kampanii nadzieja - mówią goście debaty w redakcji gazety "Metro". Nadziei, na której marnowanie ekipa Tuska nie ma już czasu.
22.02.2008 | aktual.: 22.02.2008 01:54
Mija 100 dni władzy w Polsce pod szyldem PO-PSL. Premier Donald Tusk ma się czym pochwalić? - docieka gazeta.
Dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: Chyba nie. Praktycznie nic się nie zmieniło. Co prawda to wciąż krótki okres, ale można było ten czas wykorzystać dużo lepiej. Ekipa Tuska nie skorzystała z kredytu zaufania, efektu nowości, i optymizmu wynikającego z oczekiwań społecznych. To był czas, aby podejmować śmiałe rozwiązania, przeprowadzać reformy, ludzie by na to poszli. Ze smutkiem stwierdzam, że po raz kolejny w historii polskich rządów popularność nie przełożyła się na konkretne decyzje.
Krzysztof Liedel, politolog z Collegium Civitas: Ja widzę jeden plus tych rządów - zmiana stylu sprawowania władzy. Ten styl rządów PiS był przez większość społeczeństwa nie do zaakceptowania. Dziś jest dużo mniej zamieszania, mniej szukania na siłę afer. To cenne.
Prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego: Ale jednak w ciągu pierwszych 100 dni PiS dokonał więcej. Już mieliśmy rozbijanie Wojskowych Służb Informacyjnych, pojawiły się pierwsze przymiarki do lustracji, co nie wszystkim się podobało, ale było podejmowaniem decyzji i spełnianiem obietnic wyborczych. Nawet premier Jerzy Buzek miał po 100 dniach jakiś zamysł, kiełkowała reforma ubezpieczeń społecznych, reforma administracyjna. Donald Tusk powinien wiedzieć, że Polacy dali mu teraz wielką historyczną szansę - to zaufanie - i powinien ten fakt wykorzystać. A na razie nie ma wielu pomysłów.
Ale sondaże pokazują, że ufamy rządowi. PO ma ok. 50% poparcia. To nadal kredyt zaufania z kampanii wyborczej? - pyta "Metro".
Wojciech Jabłoński: To są wciąż nadzieje. Ludzie znienawidzili PiS i wciąż wierzą, że coś się zmieni. Ale ta nadzieja, te 50 proc. będzie topnieć. Prawdopodobnie rząd Tuska, jeśli dotrwa do końca kadencji, przejdzie taką drogę, którą przed nim przeszło większość ekip: od wakacji na fali entuzjazmu, potem zawód społeczny i malejące poparcie, gwałtowne, niepopularne decyzje, aż wreszcie na końcu okres, kiedy rząd udaje, że go nie ma. Donald Tusk powinien zastanowić się, czy poważnych decyzji nie podejmować już teraz, kiedy zaufanie do niego jest ogromne, kiedy ludzie wierzą, że dokonali wielkiej pozytywnej zmiany władzy.
Ireneusz Krzemiński: Akurat w przypadku tego rządu może być inaczej, bo ekipa Tuska daje ludziom większą swobodę - państwo przestało dbać o naszą moralność, w odróżnieniu od rządów PiS, który lubił wmawiać, co jest dobre, a co złe. A to zakazując całkowicie aborcji, a to walcząc z pornografią. Wtedy społeczeństwo trwało w poczuciu zagrożenia - jak telefon się psuł, to człowiek myślał, że jest na podsłuchu. To było okropne. Teraz zagrożenie zniknęło. I to już daje wysoki kredyt zaufania dla PO, bo Polacy myślą tak: może niewiele więcej robią, ale się przynajmniej nie wtrącają, nie zagrażają. To buduje trwały element poparcia.
Wojciech Jabłoński: ... które może runąć pod naporem protestów społecznych. Weźmy precedens z celnikami - to był totalny blamaż tego rządu. Zgoda na warunki dyktowane przez strajkujących nie powinna mieć miejsca. To dało jasny sygnał kolejnym grupom, że na rządzie można coś wymusić. Teraz można już tylko odwlekać kolejne akcje. Pewnie kiedy zrobi się cieplej, zrobi się moda na marsze - relacjonuje dyskusję gazeta "Metro". (PAP)