Nieznany los dwójki Polaków, którzy byli na wyspie niedaleko Indii
Udało mi się skontaktować z dwoma polskimi
grupami przebywającymi w rejonie zaatakowanym przez tsunami: z
wycieczkami z Torunia oraz z Piły. Nikomu nic się nie stało. Nie
mogę skontaktować się jedynie z dwoma 24-latkami z Gdańska -
powiedział polski konsul w Bombaju Marek Moroń.
Skontaktowałem się z wycieczkami zorganizowanymi przez Geofizykę z Torunia oraz Naftę i Gaz z Piły. Na szczęście większość Polaków udało się dziś na wycieczkę w głąb lądu, tak więc nie ucierpieli - powiedział. Dodał, że wciąż szuka dwóch 24-latków z Gdańska.
Do PAP zadzwoniła matka jednego z zaginionych Lonisława Ewa Jasińska, która powiedziała, że nie może skontaktować się z synem. Marcin i jego kolega Kuba Świtoński wyruszyli w podróż dookoła świata. Zaczęli od Indii: Delhi, Madras, potem pojechali na Andamany (wyspy w Zatoce Bengalskiej) - relacjonowała.
Ostatni kontakt z synem miała 23 grudnia, kiedy przysłał jej maila z wyspy Rutland. Potem nie udało mi się już z nim skontaktować. Nie wiem, co się z nim dzieje - powiedziała matka Marcina.
Z kolei polski konsul w Bombaju poinformował, że na razie nie ma żadnych wiadomości o chłopcach. Robię co mogę, żeby się z nimi skontaktować - powiedział Moroń.
Dodał, że z informacji, które udało mu się do tej pory zdobyć, wynika, że fala, która zalała Rutland miała ok. 5 metrów. Lotnisko zostało zniszczone, zerwana jest łączność. Udało mi się nawiązać kontakt z władzami w Madrasie, oni próbują dowiedzieć się czegoś o losie chłopców - powiedział Moroń.
Trzęsienie ziemi, które miało miejsce w niedzielę pod powierzchnią Oceanu Indyjskiego miało siłę 8,9 stopni w skali Richtera. Wywołane tym tsunami (kilkunastometrowe fale) zabiły ponad 6 tys. osób.