Nieznane fakty o matce Jana Pawła II
Biografia Emilii Wołtyły
Jan Paweł II nie mówił o niej prawie wcale - zdjęcia
Od śmierci Emilii Wojtyły minęło prawie sto lat. Kim była? Wiadomo niewiele. Nie zostawiła po sobie pamiętników, listów a sam Jan Paweł II nie mówił o niej prawie wcale. Gdy umarła, przyszły Papież miał zaledwie dziewięć lat. Milena Kindziuk, autorka książki "Matka Papieża", wydanej przez "Znak", postanowiła wypełnić tę lukę. Dotarła do kolejnych pokoleń członków rodziny Emilii Wojtyły, przyjaciół Papieża, unikatowych zdjęć, szczątków ocalałych dokumentów i przedmiotów, które po sobie pozostawiła.
"Kiedy zaczynałam zbierać materiały do tej książki, doktor Wanda Półtawska, przez sześćdziesiąt lat zaprzyjaźniona z Karolem Wojtyłą, powiedziała mi: O matce? Nie ma sensu! Nic pani nie znajdzie, nikt jej nie pamięta.
Ojciec Święty często wspominał swojego ojca, ostatni raz kilka dni przed śmiercią. O matce natomiast nie mówił prawie nic - usłyszałam od kardynała Stanisława Dziwisza.
Ślady matki Papieża, mocno rozrzucone, można odnaleźć w miejscach, w których mieszkała: w Krakowie, Hranicach na Morawach, Bielsku-Białej, Wadowicach. I w stronach rodzinnych jej pradziadów: w Magnuszewie na Mazowszu, w Michalowie na Zamojszczyźnie, gdzie w XIX wieku w majątku Zamoyskich urodził się jej ojciec Feliks Kaczorowski, a także w Warszawie, gdzie mieszkał przez pewien czas i umarł dziadek Emilii - Mikołaj Kaczorowski" - pisze Milena Kindziuk.
Panienka z dobrego domu
Najwięcej wiadomości na ten temat rodziny pani Emilii Wołtyły zawierają Spisy ludności miasta Krakowa. Wpis z 1890 roku mówi, że mieszkanie utrzymuje ojciec, Feliks Kaczorowski, z zawodu - siodlarz. Żona Maria prowadzi gospodarstwo domowe. Mają siedmioro dzieci. Przy obojgu małżonkach, a także przy każdym z dzieci, widnieje adnotacja: "język towarzyski": niemiecki i polski. Oznacza to, że wszyscy byli dwujęzyczni biegle posługiwali się polskim i niemieckim. To nie było regułą. Nie zawsze Polacy mieszkający w Krakowie i Galicji Zachodniej znali niemiecki".
Autorka książki dotarła do zdjęć rodziny Kaczorowskich. "Stroje i wygląd rodzeństwa wskazują, że ojciec Emilii zapewniał im dobry standard życia. Prezentują się bowiem wytwornie. W przeciętnej rodzinie córki nie miały tak pięknych fryzur, eleganckich bucików na obcasach czy sukni, w których równie dobrze na ulicach Krakowa mogły się pokazać wielkie aktorki.
"Na jednej z ocalałych fotografii z rodzinnego albumu Emilia Wojtyłowa trzyma torebkę w ręku. Obok matki stoi kilkunastoletni syn Edmund. Ubrana w ciemną, długą, prawdopodobnie podróżną suknię, doskonale wpisuje się w styl epoki przełomu wieków: XIX i XX. Suknia jest wykończona stójką, do tego jasny żabot i kołnierzyk. Rękawy bufiaste. W talii - pasek. Uczesana w kok, na głowie ma strojny, stylowy, ciemny kapelusz z dużym rondem.(...) Taki strój mogła mieć w tamtych czasach Salomea Słowacka, Ewelina Hańska albo Helena Modrzejewska. Także podobnie wytworne kapelusze jak ten Emilii Wojtyłowej nosiły kobiety z wyższych sfer.
Pochodziła z mieszczańskiej, rzemieślniczej rodziny, wychowywana w Krakowie jako panienka z dobrego domu, ukończyła żeńską szkołę prowadzoną przez zakonnice, gdzie odebrała dobre wykształcenie i pozyskała nienaganne maniery" - akcentuje Milena Kindziuk.
Na zdjęciu: rok 1906, ślub Emilii i Karola Wojtyłów.
Śmierć córki
Pierwszym dzieckiem Wojtyłów był Edmund. "Pani Emilia czuła się spełniona, wiedząc, że czekają ją teraz zadania młodej mamy. To było dla niej najważniejsze. Chciała tę funkcję pełnić. Takie właśnie wyobrażenie miała o życiu w małżeństwie. Chętnie zajęła się więc domem i opieką nad Edmundem.
Jako żona wojskowego z pewnością marzyła, by jej mąż robił karierę i zdobywał kolejne stopnie wojskowe. Karol Wojtyła miał w wojsku bardzo dobrą opinię: sumienny i pracowity, łagodny i skromny - tak charakteryzowali go przełożeni. Cenili go za umiejętność porozumiewania się w języku niemieckim, biegłe pisanie na maszynie i staranne pismo odręczne" - pisze autorka.
Gdy Karol Wojtyła przyszedł na świat, Edmund miał trzynaście lat. Oczekiwanie na drugiego syna było okupione stresem i niepewnością, bowiem cztery lata wcześniej Wojtyłowie stracili córkę, Olgę Marię. "Dziewczynka przyszła na świat w lipcu 1916 roku. Była śliczna, bardzo delikatna. Gdy jednak tylko ujrzała świat, zaczęła się dusić. Emilia od razu spostrzegła, że coś jest nie w porządku. Była przerażona. Wyczerpana porodem, nie miała pojęcia, jak pomóc niemowlęciu, które wyraźnie się męczyło, gdyż nie mogło oddychać. Jedyne, co Emilii przyszło wtedy do głowy, to ochrzcić dziecko. Wodą. Bez księdza. Męka trwała niecałą dobę. Po szesnastu godzinach niemowlę zmarło" - opowiada Kindziuk.
Na grobowcu rodziców Karola Wojtyły, czyli dziadków Papieża, nie ma wyrytego imienia dziewczynki. Na cmentarzu było wydzielone osobne miejsce na malutkie mogiły dziecięce. Najpewniej tam spoczęło ciało córeczki Emilii" - podkreśla Milena Kindziuk.
Na zdjęciu: państwo Wojtyłowie z synem Edmundem, starszym bratem Karola Wojtyły.
Papież nie znał nawet imienia siostry
Jak wspomina autorka książki, Papież Jan Paweł II nigdy nie dowiedział się, kiedy urodziła się Olga ani kiedy umarła. Chyba nie poznał nawet imienia swej siostry. Bo imię zostało zapisane tylko w dokumentach, które za jego życia nie były znane. Wspomniał jednak siostrę w swym testamencie - na równi z rodzicami i bratem: "W miarę jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem".
Emilia nie zamknęła się więc w sobie po śmierci Olgi. Starała się otwierać na ludzi i świat. Za wszelką cenę usiłowała dojść do siebie. I dalej żyć.
Jesienią 1919 roku Emilia już wiedziała, że spodziewa się następnego dziecka. Zaczynała się martwić, czy w ogóle będzie jeszcze mogła zajść w ciążę. Tym bardziej że miała już trzydzieści sześć lat i sił jej raczej ubywało, niż przybywało. A tak pragnęła, by Edmund miał rodzeństwo.
Radość nie trwała długo. Od lekarza, znanego ginekologa i położnika wadowickiego doktora Jana Moskały Emilia usłyszała, że ciąża jest zagrożona. Że jej nie donosi i nie ma szans urodzić żywego dziecka. A jeśli dziecko się urodzi, to kosztem życia matki. Aby więc ratować siebie, Emilia powinna usunąć poczęte już dziecko - oznajmił jej stanowczo lekarz" - wspomina autorka.
Na zdjęciu: Karol Wojtyła z ojcem.
Lekarz sugerował aborcję, ona zdecydowała, że urodzi
"Pełna lęku i niedowierzania opuściła gabinet lekarski. Powolnym krokiem kierowała się w stronę domu, wciąż słysząc w myślach tylko jedno zdanie: "Nie przeżyje pani tego porodu, proszę dokonać aborcji". Z niecierpliwością czekała na powrót Karola z pracy, mimowolnie patrząc w okno, które wychodziło prosto na zegar słoneczny z napisem: "Czas ucieka, wieczność czeka". Ma zabić dziecko, które nosi w sobie? - myślała. Nie zezwolić mu przyjść na świat tylko dlatego, żeby ratować siebie? Zresztą kobiety nieraz słyszą, że mogą umrzeć w czasie porodu, a potem się okazuje, że jednak żyją.
Była też świadoma, że istnieje druga strona medalu. Miała przecież syna Edmunda, któremu była jeszcze potrzebna.(...) Po rozmowie z mężem Emilia nie miała już wątpliwości: urodzi!" - pisze Kindziuk.
Przyszły Papież urodził się 18 maja 1920 roku, około godziny siedemnastej. Jak sam później przyznał, godzina jego urodzin miała wymiar symboliczny. "Gdy zbliżała się siedemnasta, rozległo się bicie kościelnego dzwonu, a potem śpiew Litanii loretańskiej ku czci Najświętszej Maryi Panny. Mieszkańcy Wadowic uczestniczyli w nabożeństwie majowym. Zbieg okoliczności? Zapowiedź cudu? Bo w tym właśnie momencie dziecko Emilii przychodziło na świat. Rodziła je, wsłuchując się w śpiew litanii ku czci Matki Bożej. Jakby Ktoś w górze w tym porodzie pomagał.
- Ojciec Święty znał tę historię i wspominał później, że przychodził na świat przy śpiewie litanii ku czci Matki Bożej - mówi kardynał Stanisław Dziwisz. Papież dopatrywał się też innych symboli. W rocznicę swoich urodzin powiedział kiedyś w jednej z włoskich parafii: "Urodziłem się pomiędzy godziną siedemnastą a osiemnastą, czyli o tej samej godzinie, o której pięćdziesiąt osiem lat później zostałem wybrany papieżem" - opisuje Kindziuk
Na zdjęciu: Karol Wojtyła
Marzyła o tym, by jeden z nich został księdzem
"Emilia musiała zajmować się noworodkiem sama, nie wynajmowała opiekunek, nie miała też pomocy ze strony nikogo z rodziny. Mieszkał wprawdzie w tym czasie u niej teść Maciej Wojtyła, ale chorował i sam wymagał troski, co też spadało głównie na barki Emilii.
Dopiero w czerwcu 1920 roku, kiedy skończył się rok szkolny, więcej czasu miał drugi syn Emilii, Edmund, i to on wtedy jej pomagał przy Lolku, gdy mąż był w pracy.
Emilia rozpieszczała Karola, to było oczywiste. Tak cudownie urodzony, można powiedzieć cudownie ocalony, darowany przez los i Boga, stał się teraz oczkiem w głowie matki. Helena Szczepańska: - Pewnego razu rozmawiałam z panią Emilią, ta nachyliła się nad wózkiem, w którym leżał mały Lolek, i powiedziała: "To dziecko będzie kimś wielkim". Powiedziała to z takim wewnętrznym przejęciem, z taką pewnością, jakiej u nikogo nie spotkałam" - czytamy w książce "Matka Papieża".
"Dla Emilii oczywiste było, że wychowuje dzieci w duchu wiary. To ona, jak wspominał po latach Papież, nauczyła ich znaku krzyża i pierwszej modlitwy. Czytała synom na głos Pismo Święte. Marzyła o tym, by jeden z nich został księdzem, a drugi lekarzem. Jeden miał leczyć duszę, drugi ciało.
Choroba
W 1924 roku Edmund zdał maturę. Bardzo dobre oceny, jakie uzyskał, sprawiły, że uznano go "dojrzałym z postępem celującym do studiów w szkołach akademickich". Wybrał studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Znów, jak kiedyś, wyprowadził się z domu, by dalej się uczyć. Matka była niesamowicie dumna ze swego starszego syna. Aczkolwiek godziła się na dodatkowe trudności, studia te były bowiem dość drogie, ponadto Wojtyłowie musieli płacić za mieszkanie i utrzymanie Edmunda w Krakowie.
Emilia miała już teraz do opieki tylko Lolka. Im starszy, tym było łatwiej. Nie musiała już go na każdym kroku pilnować. Edmund przyjeżdżał do domu rzadziej, tylko na niedziele.
Z roku na rok słabła, zaczęła chorować. Jak wspomina sąsiadka Maria Janina Kaczorowa, już w roku 1927 jej choroba mocno dawała się we znaki. - To wyglądało na serce i jakiś reumatyzm (...), martwiła się, że jest taka bezsilna. Pamiętam, że wywieziono panią Emilię na leczenie. Nie pamiętam dokąd. Cierpiała na bezwład nóg. I inne choroby. W Wadowicach ludzie mówili, że ma ona coś z kręgosłupem albo z wątrobą."
Inni sąsiedzi podzielali to przekonanie. Zapamiętali też, że w słoneczne dni mąż wynosił Emilię na leżaku na balkon. Zajęta była wtedy szyciem lub cerowaniem. Taki obraz matki miał również jej syn Jan Paweł II.
André Frossard zanotował: "Swoją matkę znał właściwie wyłącznie jako osobę chorą. (...) Jego wspomnienia o matce są dosyć mgliste; pamięta jednak, że było mu przykro, kiedy raz pojechała do Krakowa bez niego, pewnie po poradę lekarską" - pisze Kindziuk.
Nauczył się cierpienia od matki
Marta Burghardt, autorka książki "Wadowickie korzenie" Karola Wojtyły: - Niezwykle wymowne są jego słowa, w których stwierdza, że nauczył się cierpienia od matki.
Na co jednak konkretnie chorowała Emilia i dlaczego tak bardzo cierpiała, nie wiadomo. Nie potrafi tego powiedzieć nawet nikt z jej rodziny. - Nie zachowały się żadne przekazy na ten temat - wyjaśnia dzisiaj Maria Wiadrowska, prawnuczka siostry Emilii.
Podobną opinię wyrażają inni krewni wywodzący się z rodziny Kaczorowskich i z rodu Wojtyłów. O szczegółach choroby Emilii nigdzie nie ma śladu. Nie pozostała dokumentacja medyczna. Nawet jedna recepta.
Coraz więcej bywało też takich dni, które musiała spędzać w łóżku, z dala od wszystkich spraw. (...) Karol Wojtyła senior przejął więc zarządzanie gospodarstwem domowym. Robił zakupy, przygotowywał posiłki, zmywał naczynia, sprzątał mieszkanie, prał. W tym okresie przypomniał też sobie wyniesione z domu rodzinnego rzemiosło - krawiectwo. Odwiedzający Lolka koledzy często widywali jego ojca przy takich czynnościach, jak szycie, przerabianie starych ubrań, cerowanie skarpetek. Znajdował też czas, żeby syna i jego kolegów wprowadzać w dzieje ojczyste, opowiadał im różne zdarzenia z historii Polski, uczył niemieckiego. I pływania, bo kochał sport.
"Odeszła cicho, spokojnie, tak jak żyła"
"Co Emilia mówiła przed śmiercią, tego nie wiadomo. Dobrze, że mąż trwał z nią do samego końca. To on odprowadzał ją w tę najważniejszą podróż. Odchodziła, mając przy sobie kochaną osobę. Według starej tradycji odchodzenia. Nie za szpitalnym parawanem, ale w domu, wśród najbliższych. Kres ziemskiego życia Emilii nastąpił 13 kwietnia 1929 roku, kilka dni przed Pierwszą Komunią Lolka" - akcentuje autorka.
Żyła 45 lat. "Odeszła cicho, spokojnie, tak jak żyła. W świadectwie zgonu odnotowano przyczynę śmierci: zapalenie mięśnia sercowego i niewydolność nerek.
Mąż pani Emilii, wojskowy, nie znalazł w sobie tyle sił, by powiedzieć młodszemu synowi o tym osobiście. "Według relacji sąsiadek i przekazów zachowanych w biografi ach Jana Pawła II ojciec spotkał się z nauczycielką syna. To ją poprosił, by delikatnie, po kobiecemu, przekazała Lolkowi tę tragiczną wieść.(...) Gdy nauczycielka oznajmiła w szkole Lolkowi, że jego mama nie żyje, chłopiec natychmiast udał się do domu. Zastał Emilię leżącą w tym samym łóżku, w którym rano ją zostawił, wychodząc do szkoły. Tak samo spokojną, łagodną. Tylko oczy miała zamknięte. Podszedł do matki i pocałował ją w policzek. Poczuł chłód. Rozpłakał się.
Dopiero po pewnym czasie, zdaniem Jana Kusia, Lolek jakoś się otrząsnął, był coraz weselszy. - Stawał się jednym z nas, wśród których było wielu urwisów. Szkolni koledzy Papieża nie są jednak w stanie nic więcej powiedzieć o jego matce. Zdawkowo wspominali tylko, jak zapamiętał ją Lolek. Eugeniusz Mróz: - Powiedział kiedyś do mnie, że to ona nauczyła go pierwszej modlitwy. Widziałem, że zbyt bolesne są dla niego te wspomnienia, i o nic nie pytałem" - pisze Kindziuk.
Wiersz poświęcony mamie
Niecały miesiąc później, w czerwcu 1929 roku, Lolek Wojtyła ukończył trzecią klasę szkoły powszechnej. Mimo tak ciężkiego doświadczenia, jakim była utrata matki, uzyskał wszystkie oceny bardzo dobre, a opuścił jedynie dwadzieścia cztery godziny lekcyjne. W tym samym czasie drugi syn Emilii, Edmund, ukończył medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i uzyskał dyplom magistra.
Po śmierci Emilii ojciec Lolka przeniósł się na stałe do pokoju syna, położonego między salonem a kuchnią. Stały tam obok siebie dwa wąskie łóżka. Na jednym spał ojciec, na drugim syn. I tak przez dziewięć lat, aż obaj przeprowadzili się do Krakowa w 1938 roku. Salon, w którym umierała matka, pozostał na zawsze zamknięty. Dorastający Lolek nie opowiadał o swym bólu kolegom ani znajomym, ani też później nie czynił tego ksiądz Karol Wojtyła, biskup, kardynał, wreszcie papież Jan Paweł II. Jej odejście było tak bardzo bolesne, że stało się tematem tabu. Na zawsze.
W 1939 roku Karol Wojtyła napisał wiersz poświęcony mamie. włączony później do tomu poezji "Renesansowy psałterz". "Wyraża w nim tęsknotę, ale też ogromny szacunek i szczerą miłość do nieżyjącej matki, którą syn nazywa "zgasłym kochaniem". Stanowi wyraz bezsilności wobec śmierci, ale też wiary, że to nie koniec życia, ale początek" - wyjaśnia Milena Kindziuk.