ŚwiatNiewolnicy istnieją - pilnują ich "kaprale" i "kapo"

Niewolnicy istnieją - pilnują ich "kaprale" i "kapo"

"Caporale", czyli "kapral" to osoba związana z przestępczością zorganizowaną. Jego praca polega na zapewnieniu taniej, nielegalnej siły roboczej do zbioru owoców i warzyw lub też na budowę. Kapral pojawia się o świcie na centralnym placu włoskiego miasteczka, po czym wybiera spośród zgromadzonych tam ludzi tych, którym w tym dniu da pracę. W zamian bierze 50-60% ich mizernej dniówki.

Niewolnicy istnieją - pilnują ich "kaprale" i "kapo"
Źródło zdjęć: © AFP | Marcello Paternostro

Przez wiele lat Polacy pracowali niewolniczo przy zbiorach pomidorów na włoskich plantacjach. Werbowali ich i pilnowali także rodacy. Proceder ten niestety nie zniknął, zmienili się tylko niewolnicy.

Stop "kapralom"!

45 230 imigrantów, z których 14 000 pracuje nadal w niewolniczych warunkach - to smutna rzeczywistość w prowincji Foggii, o której mówił lokalny sekretarz włoskiego związku zawodowego Cgil - Daniele Calamita, na konferencji "Stop kapralom!". Brali w niej udział także senator Colomba Mongiello, David Pati ze stowarzyszenia "Libera" oraz Magda Jarczak z lokalnej Izby Pracy.

- Kapralstwo to wulgarna metoda wykorzystywania człowieka przez człowieka, przez którą optymalizuje się wysiłek pracowników, aby otrzymać jak najwyższe profity - mówił Daniel Calamita, na konferencji, której zadaniem było zwrócić uwagę na problem, o którym się chętnie zapomina, ale który nigdy nie zniknął we Włoszech.

Jak przeciwdziałać?

- Trzeba stworzyć alternatywny system pracy, podobny do tego, jaki oferuje Libera Terra (kooperatywa, której udało się wyzwolić spod wpływów mafii - red.). Potrzebne są kooperatywy społeczne, świadome tego, jakie szkody przynosi praca niewolnicza, gdzie Włosi i imigranci będą mieli takie same prawa - to jedyna recepta zdaniem szefa Cigl z Foggii.

Przykłady pozytywne we Włoszech są - jak "Libera Terra" (Wolna Ziemia) - sieć kooperatyw społecznych zrzeszonych w Libera - stowarzyszeniu założonym przez księdza Luigiego Ciotti i prokuratora Giancarlo Caselliego. Kooperatywy produkują żywność biologiczną na terenach skonfiskowanych mafii - na Sycylii, Kalabrii, w Apulii i Kampanii. Powstało właśnie konsorcjum Libera Terra Mediterraneo, która będzie łączyć etyczną pracę z ochroną środowiska, turystyką ekologiczną i produkcją żywności biologicznej. Takich inicjatyw we Włoszech jest coraz więcej.

- Prawa człowieka są ponadnarodowe, nie mają płci, ani koloru skóry - mówił Daniele Calamita. Pracowała jak niewolnica, dziś broni praw pracowników.

Magda Jarczak jest reprezentantką związków zawodowych Cigl w Foggi. Przyjechała do Włoch, jako robotnica sezonowa i pracowała na włoskich plantacjach przy zbiorze warzyw i owoców. Obiecywano jej kokosy, a znalazła tylko pomidory oraz ciężką, niewolniczą pracę za grosze. Nie mogła odejść z plantacji, bo "padrone" groził zgwałceniem jej siostry. Pomogła jej pewna włoska rodzina, u której znalazła schronienie i opiekę. Na konferencji w Foggi, związki zawodowe przedstawiły jej historię, jako pozytywny przykład. - Kiedyś były "Pany". Dziś nie ma "Panów", ale nie znaczy to, że nie ma niewolników. Zmieniły się tylko ich twarze, ich narodowość - tłumaczyła Magda.

Polskich niewolników było niegdyś wielu

W latach 2005-2006 wielu Polaków dostało się do obozów pracy w "Trójkącie pomidorowym" w prowincji Foggii. Nikt wtedy nie przypuszczał, że okrutny wyzysk był tak dobrze zorganizowany i że jego ważnym ogniwem byli sami Polacy, którzy bez skrupułów wykorzystywali własnych rodaków, posuwając się wobec nich do oszustw oraz do przemocy fizycznej, a nawet do zbrodni.

Pośrednicy, którzy w Polsce organizowali sezonowych robotników przez ogłoszenia prasowe, obiecywali po 7 euro za godzinę pracy. Jednak za załatwienie pracy pobierali od 500 do 900 zł. Ludzie, którzy przyjechali do Włoch "na robotę" nocowali w zdewastowanych oborach, bez wody i elektryczności. Kiedy okazywało się, że sami musieli płacić za pobyt i wyżywienie, nie dostawali ani grosza za 15 godzin pracy dziennie - albo znosili swój los zastraszeni, albo uciekali, idąc pieszo nawet do Rzymu, po pomoc do Ambasady i polskiego kościoła.

Polscy robotnicy byli pilnowali przez ukraińskich, włoskich oraz polskich uzbrojonych strażników, którzy sami siebie nazywali "kapo". Opór tłumiono biciem, szczuciem psami i grożeniem bronią. Udokumentowane zostały przypadki zmuszania do prostytucji, gwałtów oraz bicia metalowymi pałkami tych, którzy sprzeciwiali się terrorowi. Policja poszukiwała też osób, które zaginęły bez wieści.

Teraz są inni

- Nie mamy już zgłoszeń przypadków masowej pracy niewolniczej Polaków, tak jak to było w 2006 roku. Polacy nauczyli się wiele po tamtej historii, opisywanej szeroko w prasie. Nie są dziś już tak łatwowierni, jak kiedyś. Powiedzmy, że jakoś się to "ucywilizowało" - mówił mi ostatnio Wojciech Unolt - dziś Radca Ambasady RP w Rzymie, dawniej rzecznik prasowy, który wiele zrobił wtedy dla rodaków, informując o sprawie polskie i zagraniczne media.

Do 2006 roku, Polacy pracowali na włoskich polach, później zastąpili ich imigranci z Afryki, Rumunii i Bułgarii, zgadzając się na jeszcze gorsze warunki. Problem niewolniczej pracy w "Trójkącie pomidorowym" nie został rozwiązany - mówi się jedynie o nim mniej. Dziś włoska policja poszukuje 119 imigrantów, którzy zaginęli bez śladu w tamtym rejonie, tak jak kiedyś poszukiwała Polaków, którzy nie dawali znaku życia.

Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)